𝐗𝐕𝐈𝐈

89 7 37
                                    

Sophie wróciła do domu. Była wściekła i zazdrosna o swojego byłego chłopaka. Udawała, że go nienawidzi i nic do niego nie czuje, ale tak naprawdę to nadal była w nim zakochana. Jednak nie chciała do niego wracać. Ich śmieszny związek to już przeszłość. Teraz chciała skupić się na przyszłości. Zaczęła szukać w internecie jakichś ciekawych ofert pracy, mając w planach zwolnić się z pracy w Reach Out Worldwide. Wszystko to przez Victorię, którą bardzo szybko Jones zaczęła nienawidzić. Najchętniej by ją zamordowała, ale miała jakieś dziwne przeczucia, że dziewczyna byłaby sprytniejsza i wszystko poszłoby nie tak, jak miało być.

– Cody, skończ. Nie zmienię zdania. Dobrze wiesz, że nie mam zamiaru gdziekolwiek widywać Victorii, a Paula chyba tym bardziej – tłumaczyła przez telefon. – Nie, sorry, Victorii bardziej nie lubię.

Laska nic złego ci nie zrobiła – zaczął się śmiać.

– Nic? A niby kto zabrał mi chłopaka?! – spytała zdenerwowana.

No dobra, ale to ona nie nadaje się do pracy, a nie ty. Porozmawiam z Calebem i ją zwolnimy, a Paul nie będzie już szefem. Będzie tylko założycielem i sponsorem tej fundacji. Na szefa się nie nadaje.

– To samo mówiła Alex... – Sophie napłynęły łzy do oczu już na samą myśl o zmarłej przyjaciółce.

Po prostu nie zwalniaj się, okej? Będzie dobrze – zapewnił ją, jednak brunetka nie była tego taka pewna.

Gdy skończyła rozmawiać z Codym, stwierdziła, że po prostu musi się z tym wszystkim przespać. Tymczasem Paul był zajęty spędzaniem czasu z Victorią i nie mógł odebrać połączenia od najmłodszego brata. Zdecydowanie wolał upijać się i gadać ze swoją nową miłością życia niż rozmawiać z nim o niewiadomo czym.

– Czy on przestanie w końcu wydzwaniać?! – wrzasnęła podirytowana Victoria.

– Wątpię – odpowiedział Paul, wyłączając zasilanie telefonu i odkładając go z powrotem na ławę.

– Dobra, w ogóle od kiedy jesteś... „Taki sam"? – spytała go, robiąc cudzysłów w powietrzu. – W sensie nie starzejesz się, no wiesz.

– Dokładnie od dwudziestego dziewiątego lipca dwa tysiące trzeciego. Miałem wypadek, trafiłem do szpitala, a później zniknąłem na pół roku i większość ludzi myślała, że umarłem. Super, co?

– No nieźle – uśmiechnęła się, siadając Walkerowi na kolanach. – Prawie siedem lat temu, jak dobrze liczę.

– Amber O'Neill – powiedział nagle. – To przez nią. Ona coś ze mną zrobiła, ale nawet nie wiem co.

– Czekaj, co? – spytała zdziwiona.

– Ale co „co"? Znasz ją? – Paul był lekko zdezorientowany.

– Tak, jeśli gadamy o tej samej osobie. Taka blondynka ubrana zawsze w coś ciemnego, ciemnoniebieskie oczy, jasna cera... – zaczęła ją opisywać.

– Tak, to o niej mówię. Ale skąd ty ją znasz?

– Przygarnęła mnie, jak byłam mała – wyjaśniła. – Nie mówiłam ci, że moi biologiczni rodzice zmarli, gdy miałam trzy lata? Amber była pierwszą osobą, która się mną zaopiekowała. Ale wiesz co? Ona zrobiła to tylko dlatego, że jej się spodobałam.

– Nie wspominała, że jest lesbijką – zaśmiał się.

– Zabawne – sarknęła. – Powiedz mi lepiej, jakim cudem zakochałeś się w Sophie? Przecież ona jest okropna.

– Spodobał mi się jej uśmiech... I trauma.

– Trauma? – zaczęła się śmiać.

– Tak, ale zabiłem ją, więc został tylko uśmiech.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz