𝐗𝐗𝐕𝐈𝐈

78 9 41
                                    

Zanim Cody przyjechał do Paula, minęło kilka godzin, chociaż mówił, że będzie za pięć minut. Kłamca. Ale jego starszy brat na tym skorzystał. Przynajmniej zdążył „doprowadzić się do ludzi" i trochę ogarnąć, co się stało poprzedniego dnia. Zdarta skóra na kostkach u rąk nie robiła na nim żadnego wrażenia, bo dokładnie pamiętał, jak do tego doszło. Jednak widząc mandat na szafce w przedpokoju, stwierdził, że musiał spotkać się z policją i nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że doszło do tego spotkania. Ale ostatecznie nawet wolał nie wiedzieć. Zabrał mandat i schował go do pierwszej lepszej szuflady w kuchni. Miał tylko nadzieję, że później to on znajdzie ten mandat, a nie ktoś inny przypadkowo. Akurat chwilę później usłyszał, jak ktoś wchodzi do jego domu. Walker od razu poszedł w stronę drzwi wyjściowych.

– Siema Cody. Jedziemy? – spytał go od razu.

– Dobra, chodź – uśmiechnął się lekko i gdy Paul założył buty, poszli do auta. – W ogóle myślałem, że będziesz zdychać gdzieś na podłodze. – Cody zaczął się śmiać, gdy już siedzieli w jego Hondzie.

– Jakbyś przyjechał tak, jak mówiłeś, to miałbyś okazję popatrzeć, jak ja sobie leżę w łóżku. Ale uwierz, że nie chciałbyś – zaśmiał się Paul. – Kurwa, nie otworzyłem okna! – przypomniał sobie nagle.

– To idź i otwórz. Jeszcze nie wyjechaliśmy, haha!

– Dobra, idę – powiedział, po czym wysiadł z auta, a po około dwudziestu minutach był z powrotem.

– Stary, co tak długo te okno otwierałeś? – zaśmiał się Cody na widok swojego brata.

– Telefonu szukałem jeszcze – westchnął, po czym włączył urządzenie. – Ładna, co? – spytał, pokazując Cody'emu zdjęcie Sophie.

– Brałbym – uśmiechnął się.

– Kurwa, ty jej nago nie widziałeś. Chodzące bóstwo – mówił rozmarzony.

– Masz jej nagie fotki? – spytał zainteresowany.

– Coś ty? Ale nawet jakbym miał, to bym ci nie pokazał – zaśmiał się. – Dobra, jedziesz? Czy na co ty czekasz?

– No już – powiedział, będąc trochę zawiedziony przez to, co usłyszał chwilę temu. Szybko wyjechał spod domu Paula i ruszył w stronę tego klubu, obok którego widział granatowe Audi A4 B5. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. – Twoje czy nie? – spytał brata, zatrzymując się dosłownie obok tego samochodu.

– Kluczyków nie wziąłem – przypomniał sobie nagle Paul, patrząc na swoje auto.

– Wiesz co? To se, kurwa, dzwoń po lawetę i niech wezmą tego złoma prosto pod twój dom, bo ja już nie mam słów na ciebie – mówił załamany.

– Ej, no nie smuć się. Życie jest piękne – pocieszył Cody'ego, śmiejąc się. – Ty, a nie ma dzisiaj jakichś imprez tutaj?

– A co? Mało ci? – spytał go, unosząc jedną brew.

– Nie, ale tak sobie pomyślałem, że może Victorię spotkam i wiesz – powiedział, robiąc głupi uśmiech.

– Ty naprawdę jesteś zjebany – stwierdził młody, wsiadając z powrotem do auta, a po chwili odjechał spod klubu, zostawiając tam Paula samego.

Wieczorem Paul stwierdził, że pojedzie do jakiegoś klubu i się trochę rozerwie. Pojechał tam głównie w celu spotkania się z Victorią, jednak, ku jego zdziwieniu, jej tam nie było. W ogóle ostatnio jej nigdzie nie widział. Jakby zapadła się pod ziemię. Kolejnym szokiem dla Walkera było to, że zobaczył tam Sophie, której się w ogóle nie spodziewał w takim miejscu, zwłaszcza w niedzielę. Po chwili zauważył też, że dziewczyna nie była tam sama. Był z nią jakiś facet, co od razu zadziałało Paulowi na nerwy. Miał ochotę podejść do tego chłopaka i pobić go do nieprzytomności. Jednak jakimś cudem się powstrzymał. Postanowił zignorować obecność Sophie i tamtego faceta. W tym celu zaczął podbijać do losowych dziewczyn, które się mu spodobały.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz