𝐗𝐗𝐗𝐕𝐈𝐈

85 12 60
                                    

Minęło kilka dni. Sobota zaczęła się spokojnie. Sophie nawet nie musiała przejmować się pracą i mogła spędzić cały dzień z Paulem. Jednak on miał inne plany na ten dzień. Z samego rana pojechał do swoich rodziców, u których przez ostatni czas mieszkała Meadow. Postanowił ją odwiedzić i spędzić z nią trochę czasu. Chciał, aby ich relacja się chociaż trochę poprawiła, a przede wszystkim chciał przeprosić córkę, że od dnia wypadku nie dawał żadnego znaku życia. Miał żal do samego siebie, że pozwolił jej tak cierpieć przez półtora miesiąca. Ona nie zasługiwała na coś takiego.

Tymczasem Sophie postanowiła się przespać. Nie wiedziała, dlaczego nagle zrobiła się taka senna. Co prawda, przez ostatnie dni nie spała zbyt wystarczająco, ale myślała, że kawa jej pomoże. Jednak nieco się myliła, bo mimo że wypiła już dwie, to nadal chciało jej się spać. Dziewczyna po prostu wstawiła kubek po kawie do zlewu i poszła po schodach na górę do swojej sypialni. Położyła się na łóżku, a już po paru minutach zasnęła.

Byłam na spacerze w pewnym lesie, który doskonale znałam. Znajdował się obok pewnej angielskiej wioski, w której rodzice mieli domek letniskowy i często przyjeżdżali tam w wakacje. Nie miałam za bardzo pojęcia, jakim cudem tam się znalazłam, ale zbierałam grzyby. W pewnym momencie moim oczom ukazała się postać kobiety. Była to szczupła szatynka średniego wzrostu. Miała falowane włosy do ramion, zmarszczki przy oczach i wąskie usta. Uśmiechała się do mnie. Był to bardzo znany mi uśmiech, za którym, mimo upływu czasu, nadal tęskniłam.

– Mama? – zdziwiłam się, patrząc na tą kobietę.

– Sophie, posłuchaj mnie uważnie – zaczęła z powagą. – Facet, z którym się spotykasz, jest niebezpieczny. To nie jest człowiek. To morderca.

– Co? Ale o czym ty mówisz? – pytałam ją zszokowana. – Przecież Paul jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało.

– Nie jest już tym samym człowiekiem, którego poznałaś. Uważaj na niego. – Gdy to powiedziała, zniknęła mi z oczu.

– Ale jak to?! Mamo?! – zaczęłam krzyczeć, jednak na darmo. Nie pojawiła się już.

Sophie zerwała się z łóżka i od razu złapała za telefon, wybierając numer do Paula. Była przerażona swoim snem. Chciała mu od razu o nim powiedzieć, ale na jej nieszczęście facet nie odbierał. Zadzwoniła do niego jeszcze kilka razy, ale on nadal nie zamierzał odbierać, więc dziewczyna po prostu się poddała. Postanowiła poczekać, aż on raczy do niej oddzwonić, a w tym czasie zapisała sobie cały sen na kartce. Nie chciała, żeby jakiś fragment wyleciał jej z głowy, a jak narazie pamiętała go bardzo szczegółowo. Akurat, gdy postawiła ostatnią kropkę, usłyszała dzwonek do drzwi. Od razu zeszła na dół i do nich podeszła, a gdy je otworzyła, zobaczyła Paula.

– Hej, sorry, że nie odbierałem. Ale nic poważnego się nie stało? – spytał ją zaniepokojony.

– Miałam dziwny sen – zaczęła drżącym głosem.

– Jaki?

– Spotkałam moją matkę, a ona mi powiedziała, że facet, z którym się spotykam, jest mordercą i żebym na niego uważała – powiedziała w skrócie. – Jeszcze powiedziała, że już nie jest tym samym człowiekiem, którego poznałam. Paul, o co chodzi?

– Sophie, ty chyba nie wierzysz czemuś, co ci się tylko przyśniło? – spytał, śmiejąc się.

– Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że mama chciała mnie przed czymś ostrzec...

– Ale przed czym? Przede mną? – zdziwił się. – Słuchaj, ja bym cię w życiu nie skrzywdził. Ten twój sen był jakiś totalnie pojebany. Przecież mnie znasz i wiesz, że nie jestem mordercą.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz