𝐗𝐗𝐗𝐕

67 9 35
                                    

Niebieskooki blondyn, ubrany w skórzaną kurtkę i czarne jeansy, gapił się na Sophie z uśmiechem, a ona nie wiedziała, jak na to wszystko zareagować. Była w szoku. To był on. Paul Walker w samej osobie. Niemożliwe, a jednak prawdziwe. Dziewczyna patrzyła na niego i nie wierzyła, że on tu naprawdę jest. Przecież on umarł. Jones była na jego pogrzebie, całymi dniami wylewała łzy i cierpiała, próbując pogodzić się z tym, że on już nigdy nie wróci. A teraz widziała go, jak stoi przed jej domem i się do niej uśmiecha. Po chwili po prostu wtuliła się w niego i nie chciała go puścić. Jednak los się do niej uśmiechnął.

– Ty żyjesz – wydusiła z siebie po chwili.

– Kocham cię – powiedział cicho, po czym pocałował ją w usta. Znowu te przyjemne uczucie, którego dziewczyna nie potrafiłaby zapomnieć.

– Chodź do domu – powiedziała, gdy ją puścił. Paul kiwnął głową i powoli przekroczył próg drzwi, patrząc na niego. – Gdzie ty byłeś przez ten czas? Co się z tobą działo? – zaczęła go pytać.

– Wyjechałem – odpowiedział krótko.

– Cały świat myśli, że zginąłeś w tym wypadku razem z Rogerem... – zaczęła, próbując się nie rozpłakać.

– Ty i Meadow już wiecie, że żyję – uśmiechnął się. – W swoim czasie i reszta się dowie.

– Ale jak ty przeżyłeś? Przecież te auto...

– Cii, mam swoje sposoby. – Facet puścił jej oczko. – A tu coś nowego się wydarzyło?

– Jakiś mężczyzna chodzi po mieście i morduje losowych ludzi – powiedziała w skrócie.

– Cholera. Policja go szuka? – spytał lekko zaniepokojony tą sytuacją.

– Już nawet FBI – wywróciła oczami. – Ale najgorsze jest to, że nikt nie wie, jak on wygląda, bo chodzi po mieście zamaskowany. Widziałam go dwa razy, ale uciekł szybciej niż się pojawił.

– Widziałaś go? – spytał przerażony. – Ale nic ci nie zrobił, prawda?

– Właśnie dziwne, bo nawet nie próbował atakować czy coś. W ogóle jakiś czas temu Cody wysłał mi jego zdjęcie.

– Pokaż.

– Czekaj, tylko pójdę po telefon – powiedziała i pobiegła do sypialni, a gdy z niej wychodziła, prawie wpadła na Walkera. – Jezu, Paul, przestraszyłam się – zachichotała, po czym szybko znalazła zdjęcie mordercy w telefonie i pokazała je mężczyźnie. Gdy na nie spojrzał, wyglądał tak, jakby się czegoś obawiał. – Paul, co jest? Widziałeś go? – spytała, a on tylko kiwnął głową, oddając jej telefon.

– Sorry – powiedział nagle, po czym poszedł do łazienki.

– Wszystko w porządku? – spytała, podchodząc do drzwi, gdy długo nie wychodził. Jednak nie dostała odpowiedzi. Wtedy postanowiła tam wejść i zobaczyć, co z nim, jednak jego tam wcale nie było. – Paul! – wrzasnęła, gdy zauważyła otwarte na oścież okno. Zamknęła je, po czym szybko zbiegła po schodach na dół, założyła buty i, już nie narzucając na siebie kurtki, wybiegła z domu. Po chwili Sophie stała pod oknem łazienkowym, ale gdy włączyła latarkę, nic tam nie widziała. Rozejrzała się jeszcze przez chwilę, świecąc latarką na wszystkie strony.

Nagle w oddali dziewczyna zauważyła dwa małe czerwone punkty położone bardzo blisko siebie, które zbliżały się w jej stronę. Wywnioskowała, że to mogą być oczy, przez co zaczęła się bać do tego stopnia, że nie mogła się ruszyć. Sparaliżowało ją, a serce waliło jej jak szalone. Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. W pewnym momencie Sophie straciła te punkty z pola widzenia. Nie wiedziała, czy jej ulżyło, czy bardziej się bała, ale po chwili utwierdziła się w przekonaniu, że jednak się bała. Poczuła, jak ktoś lub coś łapie ją od tyłu. Wtedy zaczęła krzyczeć, ale gdy się odwróciła, zobaczyła Paula. Od razu jej ulżyło, jednak nadal trzęsła się ze strachu.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz