𝐈𝐈

277 14 62
                                    

Po godzinie miałam już dość. Wyszłam z gabinetu i postanowiłam poszukać toalety. Spokojnie przemierzałam korytarz, kiedy nagle wpadł na mnie jakiś facet. W pierwszej chwili myślałam, że to Cody, ale to nie był on. Szybko mnie przeprosił, a jeszcze szybciej poszedł dalej. Chyba się gdzieś spieszył. Ignorując tą całą sytuację, udałam się na dalsze poszukiwania toalety. Wtedy kilka metrów dalej zauważyłam tą typiarę, która przyniosła mi papiery. Postanowiłam do niej podejść i spytać, gdzie jest ta toaleta. Ona od razu zaprowadziła mnie tam.

– Dzięki – uśmiechnęłam się do niej.

– Spoko. Wiem, że jesteś tu nowa, więc jak coś, to pytaj mnie o wszystko. Ja ci pomogę – zapewniła mnie i wróciła do swojej pracy.

Kilka chwil później ja też wróciłam do robienia rozliczeń i innych podobnych nudnych rzeczy. Jednak nie mogłam mieć spokoju. Tym razem akurat zakłócił mi go ten sam facet, który wpadł na mnie, gdy szukałam toalety. Był to wysoki, szczupły mężczyzna, na oko po trzydziestce, ubrany w elegancki ciemnoszary garnitur i białą koszulę. Miał krótkie blond włosy i niebieskie oczy. Wyglądał trochę jak starsza wersja Cody'ego, ale był chyba nawet ładniejszy. Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.

– Ty jesteś tą nową księgową, Sophie Jones? – spytał mnie, a ja kiwnęłam głową. – Ja jestem twoim szefem. Cody coś mi wspomniał, że chciałaś się ze mną spotkać, ale widzę, że chyba jesteś zajęta, to może nie będę ci przeszkadzał.

– Oczywiście – uśmiechnęłam się lekko, a wtedy on wyszedł.

Po pracy zdecydowałam, że po prostu wrócę do hotelu i odpocznę. Praca księgowej naprawdę jest męcząca. Dopiero koło osiemnastej, gdy już wypoczęłam, postanowiłam zadzwonić po taksówkę i w celach relaksacyjnych pojechać na plażę. Musiałam korzystać z tego, że miasto było położone nad oceanem. Dla porównania z Birmingham do Morza Północnego miałam dosyć daleko – prawie dwieście mil, a tutaj w niecałe czterdzieści minut byłam na miejscu.

Rozłożyłam sobie kocyk na piasku i na nim usiadłam. Wbiłam wzrok w ocean. Od razu się zakochałam. Po chwili rozebrałam się i zostałam w samym bikini. Postanowiłam pójść popływać, o ile jeszcze potrafiłam. Dawno tego nie robiłam, jednak nie pływałam źle i nadal sprawiało mi to ogromną przyjemność. Chyba nic do tej pory nie poprawiło mi aż tak humoru. Ocean, morze, rzeka, jezioro – takie miejsca zawsze działały na mnie pozytywnie.

Kilka godzin później wracałam spokojnie do domu, gdy nagle obok mnie zatrzymał się jakiś samochód. Po chwili uchyliły się szyby, a wtedy ujrzałam Cody'ego. Chyba naprawdę mnie śledził. Nie wiem, czego chciał tym razem, ale uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do jego auta bliżej. Spojrzałam na chłopaka pytająco i czekałam na to, co mi ma do powiedzenia tym razem.

– Sophie, chcesz jechać ze mną na imprezę? – spytał mnie z uśmiechem.

– Chętnie bym pojechała, ale... – zaczęłam.

– To robimy tak: jedziemy do ciebie, przebierzesz się, umalujesz i jedziemy – zaproponował, przerywając mi. Ale muszę przyznać, że pomysł miał niezły. Bez namysłu się zgodziłam.

Pojechaliśmy do hotelu, w którym miałam pokój. Cody był trochę w szoku, bo myślał, że mam już mieszkanie albo dom, ale wyjaśniłam mu, że niełatwo znaleźć dobre ogłoszenie dotyczące sprzedaży mieszkania. Z tym się akurat zgodził, ale już nie kontynuowaliśmy dalej tego tematu. Szybko się umalowałam, rozpuściłam włosy i je po prostu rozczesałam, a później poszłam przebrać się w coś, co by pasowało na imprezę. Wybrałam ciemnoczerwoną satynową sukienkę przed kolano. Była ona na ramiączka i idealnie dopasowana. Cody oniemiał, gdy mnie w niej zobaczył.

Can't Forget You | Paul WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz