41.

403 31 4
                                    

Noc była głęboka, lecz Arania nie mogła w żaden sposób przestać myśleć o podróży w czasie, którą odbyli zaledwie kilka godzin temu. Z trudem wracała do życia, które traktowała jako rozdział wymarły w swojej prywatnej historii. Ze złotym miastem kojarzyła jedynie całe zło, które ją spotkało, a miłość, niegdyś kwitnąca w jej sercu, spłonęła razem z Fënrýn, pozostawiając po sobie zgliszcza nie do uratowania.

Nie potrafiła zapomnieć, że zakochała się tam prawdziwie i dla tej miłości była skłonna poświęcić życie, a jedyne co otrzymała w zamian, to samotność i nieograniczony smutek, który zabrała Daja, gdy przyszła na świat. Nie przewidywała, że kiedyś jeszcze los zmusi ją, by zmierzyła się ze wspomnieniami tamtych lat. Jednak nadzieja na lepszą przyszłość z tym związana, pomogła podjąć jej dobrą decyzję.

— Dlaczego jeszcze nie śpisz? — szepnęła w ciemności Eleonora, również błądząc myślami wokół Fënrýn. Ona także nie mogła poradzić sobie z podróżą, którą musiała odbyć. Była jeszcze taka młoda, a mimo to, jej los został przypieczętowany.

— Jak sądzisz, odnajdziemy pozostałe artefakty? — zapytała wprost, na co elfka westchnęła w głębi duszy.

Wiedziała, że odnajdą wszystkie. Mało tego, wiedziała nawet, co jest kolejnymi pochłaniacza negatywnej energii i przerażało ją to. Nie była gotowa, by zmierzyć się z tym, co nieuchronnie nadchodziło. I choćby Martin starał się ją ochronić przed całym złem tego świata, przed tym jednym nie był w stanie.

— Jestem przekonana, że podołamy temu zadaniu — potwierdziła, nie chcąc zdradzać, że wie to tylko dzięki talentom centaura. — Jestem tego pewna.

Szantka spojrzała na nią, mrużąc oczy. Zaczynała się zastanawiać nad wątpliwościami, które już wcześniej zaprzątały jej głowę. Bała się, że księżniczka nie podoła roli, którą dla niej przeznaczono i nie pozbawi ojca życia. Długo nad tym dumała i doszła do wniosku, że wkład Eleonory w wojnę był bezcenny, ale możliwy jedynie wtedy, gdy przezwycięży własne słabości.

— Jesteś pewna, powiadasz... — ona nie była pewna wcale, ale żyła nadzieją. Tylko to pozwalało jej brać udział w tym szaleństwie.

— Dotarliśmy już tak daleko — księżniczka zawiesiła tajemniczo głos — i nie pozwolę na to, by nasz trud poszedł na marne.

Arania zamknęła oczy, chociaż nie zamierzała iść spać. Nic nie skłoniłoby jej do zaśnięcia. Teraz tkwiła w świecie utkanym ze wspomnień, a tam nie było ani Eleonory, ani szalonego króla, ani nawet zmartwień, które ostatnimi czasy pochłaniały ją bez reszty.

Elfka wyczuła zmianę nastroju przyjaciółki, ale ona również nie zamierzała spać. Odczekała chwilę, aby upewnić się, czy szantka aby na pewno nie zwraca uwagi na otoczenie i na palcach wymknęła się z małej izby.

Na korytarzu było nieco chłodniej, a okna wychodziły na skaliste góry Ørën. Tęskniła za nim, a może za ludźmi, którzy wlali tam w jej serce otuchę i jako pierwsi dali wiarę, że jeśli bardzo się chce, to można. Ukryte jaskinie przypomniały o tym, kim była i co powinna zrobić, a oprócz tego zyskała prawdziwych przyjaciół, którzy już do końca życia mieli pozostać wobec niej lojalni.

— Widzę, że nie tylko ja nie mogę spać — usłyszała spokojny głos gdzieś przed sobą. Thoeriel zbliżał się swobodnym krokiem, zupełnie nie przypominając dostojnego księcia, którego reprezentował na co dzień. Zbiło ją to nieco z tropu, bo nie do takiego wizerunku była przyzwyczajona. — Twój umysł też zaprzątają wojenne myśli?

Niezupełnie tak było, ale też nie mogła zaprzeczyć. Wojna w jej uszach brzmiała jak synonim gniewu, okrucieństwa i strachu. Nie potrafiła skupić się na planowaniu ostatecznego starcia, co więcej, wcale nie chciała. W głębi serca bała się i pragnęła, by inni ją wyręczyli. Nie musiałaby wtedy przykładać ręki do mordu własnego ojca. Z drugiej strony wiedziała, że nie wolno jej uciekać od przeznaczenia. Od tego, jak się zachowa, zależał los wszystkich ludów i mieszkańców siedmiu królestw. Dopiero gdy pokona ojca, zapanuje pokój i szczęście, a tego życzyła wszystkim ludom.

— Owszem, martwi mnie wizja wojny — odrzekła ponuro — ale jeszcze bardziej martwi mnie poszukiwanie pozostałych artefaktów.

— Więc wiesz już, czego szukamy — powiedział to trochę ze smutkiem, jakby chciał ukryć przed nią resztki prawdy. Tyle, że nie było już takiej potrzeby. Rąbka tajemnicy uchylił przed nią mędrzec, a reszty domyśliła się sama.

— Rozmawiałam z centaurem — westchnęła, nadal przyglądając się zarysowi majestatycznych gór.

— Zdradził ci tajemnicę? — książę oświetlił magiczną kulą twarz ukochanej, żeby nie mogła zwieść go wymijającą odpowiedzią.

Nie krył także zdziwienia, gdyż Antonizus nie należał do tych, którzy podawali gotowe jadło na tacy — owszem podawał składniki, ale resztę trzeba było zrobić samodzielnie. On sam dowiedział się tylko dzięki temu, że potrafił czytać w myślach. Mędrzec nawet nie próbował przed nim ukrywać sekretów, wręcz przeciwnie, otworzył się jak zapomniana przed wiekami księga, pragnąca, by ktoś ją wreszcie odczytał.

— Nie musiał — przyznała, bo nie zdradzono jej niczego, czego wcześniej by już nie podejrzewała. — Nie przyznał mi też racji, ale w jego oczach czaiła się duma, więc nie trudno się było domyślić.

— Co zatem wiesz? — Thoeriel nachylił się nad dziewczyną, choć nie zrobił tego w nachalny sposób. Chciał jedynie, by poczuła nieco ciepła i troski, które płynęły wprost z jego serca.

— Wiem, że bardzo się pomyliliśmy. Znaleźliśmy już bowiem dwa chroniące nas artefakty, lecz poczyniliśmy niepoprawne założenia — kątem oka spojrzała na księcia, ciekawa, czy zaskoczyła go własnymi obserwacjami.

— To prawda — twarz rozjaśnił mu subtelny uśmiech — ale gdzie szukać błędu, moja miła? 

— Szukać go wcale nie trzeba długo — westchnęła znużona, bo elf był ostatnią osobą, której należało to tłumaczyć. — Avilena wcale nie umarła, lecz skryła się w gospodzie wieszcza pod nowym imieniem. Czyżbyś domyślał się może, jakim?

Książę pokiwał głową z uznaniem. Nie spodziewał się, że Eleonora tak szybko połączy ze sobą fakty i rozwiąże zagadkę.

— Skąd pewność, że władczyni nimf jest częścią drużyny, a nie artefaktem, który ma chronić jedno z nas? — elfka rzuciła mu rozbawione spojrzenie. Nie miała pojęcia, jak mądrze mu odpowiedzieć. To przeczucie wskazało jej tą drogę rozumowania, a ona postanowiła za nim ślepo podążyć.

— Pewność jest sprawą umowną — stwierdziła pewnie — nie śmiałabym, wasza wysokość, upierać się przy swoim. Jednak serce podpowiada mi, że dobrze myślę, a jemu ufam bardziej, niż sobie samej.

Nie dał po sobie poznać, jak wielkie wrażenie zrobiły na nim te słowa, ale księżniczka po raz kolejny udowodniła, że jest godną następczynią tronu i nikt się nie pomylił.

— Odkryłaś może, czyimi strażnikami są korona i smok? — wiedział, ale chciał usłyszeć to z jej ust. Jej głos przywodził na myśl miód, który koi i ulecza rany. Gdyby uległ zranieniu w bitwie, wystarczyłoby, że usłyszałby swoje imię, wypowiedziane tą anielską muzyką. Ozdrowiałby w mgnieniu oka.

— Wiesz — odrzekła dumnie, odrzucając splecione włosy na plecy. Nie wiedzieć czemu, ten gest wydał się elfowi bardzo zalotny. Jednak było już na tyle późno, by sobie uroić wiele niespełnionych marzeń. — Wiem, że nie byłam na tyle sprytna, by dowiedzieć się tego przed tobą.

— Ależ mylisz się — zaprzeczył cicho. — Nie dowiedziałaś się tego przede mną, bo już od dawna to wiedziałaś.


EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz