40.

428 28 0
                                    

Wylądowali przed samym Złotym Rogiem, zanim zupełnie się ściemniło. Księżniczka pogładziła delikatnie smoka po niebieskich łuskach, a on zamruczał cicho i przymknął oczy. Arania pierwsza zeszkoczyła z grzbietu Fergota, wspominając złote czasy miasta, w którym spędziła młode lata swego życia. Przez chwilę ponownie nawiedziły ją obrazy z przeszłości, a niechciane łzy zebrały się w kącikach oczu.

— Arania? — Eleonora stanęła za plecami przyjaciółki, delikatnie dotykając jej ramienia. — Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jestem twoją dłużniczką do końca życia.

Szantka zamrugała kilkakrotnie, chcąc szybko pozbyć się dowodów na to, że płakała.

— Zrobiłam to, bo... — zawahała się, sama do końca nie wiedząc, co nią kierowało — tak nakazywała przepowiednia — dokończyła niepewnym głosem.

Elfka pokręciła przecząco głową, patrząc Aranii w oczy.

— To nieprawda — stwierdziła pewnym tonem, a jej twarz pojaśniała niczym twarz dumnej królowej. - Zrobiłaś to, bo uwierzyłaś, że razem możemy coś zmienić.

— Chodźmy już — westchnęła czerwonowłosa, rumieniąc się lekko, zawstydzona własną słabością — pewnie czekają na wieści.

Pchnęła drzwi od gospody, które ukazały przyjemnie rozświetlone wnętrze, gdzie radośnie dokazywali podróżni ze wszystkich zakątków królestwa.

— Wreszcie! — pierwsza dopadła do nich Neani. — Martwiliśmy się potwornie! Ponoć Lestdair zbiera armię! Wie, że jego córka żyje i chce ją za wszelką cenę uśmiercić! — wykrzykiwała, nie zważając na utkwione w nich ciekawskie spojrzenia zebranych.

— Neani! — syknęła Arania, rozglądając się nerwowo na boki. — Zdradzasz nas!

Nimfa klepnęła się otwartą dłonią w czoło, jakby nagle sobie o czymś przypomniała.

— Chodźcie — powiedziała ożywiona, zupełnie nie zwracając uwagi na pozostałych gości w swojej gospodzie — Antonizus chciałby pilnie z wami pomówić.

Udali się więc drewnianą klatką schodową na górę, ignorując ciszę, która zapadła na dole.

— I jak podróż? — zapytał centaur, gdy już dotarli do małej izdebki i dokładnie zamknęli za sobą drzwi, uważnie rozglądając się po korytarzu, czy aby na pewno żaden intruz nie zaczaił się gdzieś za rogiem.

Księżniczka przysiadła przy dębowym stole i westchnęła cicho. Nie mogła znienawidzić ojca. Po prostu nie potrafiła. Schowała twarz w dłoniach, zastanawiając się, czy jest na to wszystko gotowa.

— Znaleźliśmy koronę Erezeba — Thoeriel położył przed centaurem cenną zdobycz, ale ten nawet na nią nie spojrzał, z zaciekawieniem obserwując załamaną elfkę.

— To ważny artefakt — przyznał ostrożnie — ale trzeba go roztropnie wykorzystać.

Eleonora uniosła na niego zmęczone spojrzenie.

— Wykorzystać? — nie zrozumiała. — Co nam po koronie zmarłego króla? To tylko pamiątka zamierzchłych czasów. Może być jedynie przestrogą.

Książę Martin wyciągnął w jej kierunku dłoń, ale w połowie drogi się jednak rozmyślił i z powrotem ją opuścił.

— Nie mogę tak dłużej! — krzyknęła, gwałtownie wstając. — Widziałam te wszystkie okropne rzeczy, których dopuścił się Lestdair, ale mimo to nadal nie potrafiłabym na niego podnieść ręki! Nie umiem go znienawidzić! Nie... Nie mogę wymierzyć sprawiedliwości własnemu ojcu, bo wyrok nigdy nie będzie sprawiedliwy.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz