19.

502 42 0
                                    

Kto by pomyślał, że z pozoru niewielka gospoda okaże się pełna tajemnic. Eleonora nie spodziewała się, że znajdzie tu nimfy, a co dopiero magiczną istotę, która dumnie zajmowała miejsce na rozłożonym kocu przy kominku.

— Księżniczka Pierwszego Królestwa — zaczął cicho, podczas gdy ona nie mogła oderwać od niego wzroku. — Brat cię ściga z tego, co słyszałem.

Zamrugała, a zdziwienie odjęło jej mowę.

— Brat? — próbowała obejść maga, ale wyszło nieszczególnie przekonująco.

— Brat i narzeczony, z tego, co słyszałem — powtórzył ponownie, co zirytowało dziewczynę.

Przynajmniej mógł z niej nie robić głupca, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że centaur niczego od nikogo nie usłyszał, a jedynie popatrzył w gwiazdy i wywnioskował.

— Czy to prawda, księżniczko? — męczył dalej, a nimfa czyhająca u jego boku przeklęła siarczyście.

— Na święty strumień Wiecznej Wody, Antonizusie! Ileż można tego słuchać, stary koniu! Do sedna, bo osiwieję i siostry mnie wyklną od białej wody! — zdenerwowała się, na co mag uśmiechnął się zwycięsko pod nosem.

Wyglądało na to, że uwielbiał wyprowadzać swoją znajomą z równowagi.

— Możemy ci pomóc przedostać się do Ørën, ale nie za darmo rzecz jasna, bo nie jest nikomu na rękę, że uciekasz od przyszłych wydarzeń, zamiast się z nimi zmierzyć — wyrzucił z siebie w końcu, a Eleonora uniosła zdziwiona brwi.

— Chcecie mi pomóc? — nie mogła uwierzyć we własne szczęście. — Dlaczego? Przecież możecie za to trafić do lochów Martina.

Antonizus roześmiał się serdecznie, jakby Eleonora opowiedziała właśnie wyśmienity żart.

— To nie jest możliwe, księżniczko — zachichotał. — Musisz mi uwierzyć na słowo.

Uwierzyła, bo dlaczego miałaby tego nie zrobić? O centaurach było wiadomo, że wiedziały dużo (jeśli nie wszystko), ale wiedzą tą dzieliły się wyjątkowo niechętnie.

— Co chcecie w zamian? — tym razem zawiesiła wzrok na nimfie, która czekała na ruch maga.

Ten ruch nie nadszedł, na co kobieta westchnęła ostentacyjnie.

— Wyrocznia niechętnie przyjmie cię w swoje progi, bo wie, że książę się o ciebie upomni. Kiedy ten czas nadejdzie, spakujesz manatki i wrócisz do narzeczonego. Nie będziesz miała wyboru, bo nikt nie będzie cię pytał o zdanie — wyjaśniła spokojnie. — To jest list, który przekażesz Wyroczni.

Elfka wzięła grubą kopertę i schowała ją w kieszeni podróżnego płaszcza.

— To wszystko? — nie spodziewała się, że prośba będzie tak skromna.

— Niezupełnie — westchnął Antonizus. — Kiedy już zostaniesz żoną księcia Martina, a zostaniesz na pewno, nie zapomnij, które królestwo cię wychowało — mruknął. — Teraz wszystko. Bywaj zdrowa.

— Co z Aranią i Erwiną? — nie chciała zostawiać przyjaciółek samych, właściwie wolałaby nawet, żeby to one w pierwszej kolejności trafiły do Ørën.

Tam byłyby bezpieczne.

— Pojadą razem z tobą jutro z samego rana — ziewnął przeciągle, dając jej do zrozumienia, że najwyższa pora na spoczynek. — Neani zaprowadzi cię do pokoju.

Nimfa skinęła na elfkę i wspólnie opuściły malutki salonik. Kobieta poprowadziła ją krętymi schodami na górę i wcisnęła w dłoń klucz.

— Nie zapomnij zamknąć drzwi — szepnęła — tak na wszelki wypadek.

Eleonora przyjrzała się niepozornej rzeczy.

— Dlaczego? — odważyła się zapytać.

Neani wywróciła oczami.

— Różne typy tu się kręcą, księżniczko — mruknęła cicho. — W końcu Lörg słynie z podejrzanych wędrowców, a gospoda jest tutaj tylko jedna. Nikomu nie odmawiamy noclegu.

— Przed czym mnie tak właściwie ostrzegasz? — elfka weszła do pokoiku, z ulgą dostrzegając, że okna wychodzą na ulicę.

Zamierzała czuwać całą noc.

— Wbrew pozorom nie wszyscy pragną, byś dotarła do Ørën — powiedziała cicho, jakby nieco złowrogo. — To niebezpieczne miejsce. Mówi się, że kto raz tam wszedł, nigdy już nie opuścił miasta.

Ørën? Niebezpieczne? Przecież była tam kilka razy i nigdy nikt nie zrobił jej krzywdy. Może Neani opiła się za dużo wody z błotnistego strumienia i sama nie wiedziała, co właściwie mówi.

— Nie rozumiem — księżniczka spojrzała niepewnie w morskie tęczówki nimfy. — Nie pierwsza to moja wizyta w skalnym azylu, a nigdy wcześniej nie zauważyłam, by było tam coś groźnego.

Neani parsknęła.

— Nie każdy patrzy na córkę Lestdairów przychylnym okiem, gdy wie, że mogła odziedziczyć charakter po rodzicach — mruknęła niechętnie. — Zresztą najlepiej przekonasz się o tym sama.

Eleonora nie była pewna, czy chciała się o tym przekonać, ale nie zdążyła zwierzyć się ze swoich wątpliwości nimfie, gdyż ta zeszła już na dół. Pozostał jej tylko odpoczynek, który zamierzała wykorzystać dosyć aktywnie. Przysunęła sobie fotel bliżej okna, zostawiła zapaloną tylko jedną świecę i czekała.

Na co? Sama dokładnie nie wiedziała. Może na Dymitra z mieczem ojca w dłoni, a może na Martina, który zapewne deptał jej po piętach.

Nie chciała trafić w ręce ani jednego, ani drugiego. Czuła, że zbyt mało wie o otaczającym ją świecie, by tak szybko znów zostać zamknięta w bezpiecznych czterech ścianach. Nieświadoma władczyni przyniosłaby zgubę swoim poddanym, a ona nie zamierzała tak nisko upaść.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz