29.

431 38 0
                                    

— Co masz na myśli mówiąc, że je oddałaś? — wykrztusiła Erwina, zupełnie tracąc ochotę na jedzenie.

Staruszka usiadła przy stole, chowając twarz w dłoniach.

— Nazywam się Gërælde Märie Möned — przedstawiła się, jakby zaznaczała, że to ważna część historii — i zaczniemy od samego początku.

Na zewnątrz ponownie się rozpadało. Krople uderzały o okiennice, ale tym razem kobiety potraktowały to jako zrządzenie losu. Miały szczęście, że zostały zagłuszone przez warunki pogodowe. Chociaż i tak nikt nie zamierzał ich podsłuchiwać.

— Urodziłam się w Drugim Królestwie, w mieście zwanym Grëdryn. Większość krasnoludzkich rodzin to rodziny zamożne, ale miałam akurat pecha i mojej ledwo starczało na chleb. Kiedy tylko podrosłam na tyle, by mieć siłę chwycić w dłoń kowadło, zaczęłam ciężko pracować. Miałam dużo młodszego rodzeństwa i je także trzeba było utrzymać.

Przerwała na moment, by nalać sobie z wyszczerbionego czajnika herbaty do popękanej ceramicznej filiżanki. Bez wątpienia obie te rzeczy zrobiła sama.

— U nas dorasta się szybko, toteż gdy minęła czternasta zima, wydano mnie za mąż. Z ulgą opuściłam dom i zamieszkałam przy kopalni wraz z mężem. Rok później byłam już szczęśliwą mamą, żyło nam się całkiem dobrze i nie mogliśmy narzekać. Po ośmiu latach los się od nas odwrócił. Mąż zginął w kopalni, gdy zawalił się źle wykonany strop, a ja zostałam wdową. Po miesiącu dostałam nakaz opuszczenia domu, nie chciano mnie nigdzie przyjąć do pracy, więc wyruszyłam do legendarnego Ørën.

Uśmiechnęła się smutno na te naiwne wspomnienia, bo za takie je właśnie uważała. Oddałaby wszystko, byleby można było cofnąć czas i zmienić tę decyzję.

— W drodze spotkałam jednego z wędrowców, który zmierzał w te góry i on zabrał nas chętnie ze sobą. Dotarłyśmy na miejsce późną nocą, ale z radością powitano nas za murami i od razu poprowadzono do Wyroczni. Ona także okazała współczucie, dała dach nad głową i pracę. Dziećmi opiekowała się sąsiadka, podczas gdy ja pracowałam w zamkowej kuchni. Dwie z córek wkrótce poszły na nauki, a dwie zostawały w domu. Beztrosko minęło nam pół roku, by potem zniszczyć wszystkie marzenia o spokojnej i bezpiecznej przystani.

Znów po policzku popłynęła z trudem powstrzymywana łza.

— Zaczęło się niewinnie, od lekkich trzęsień ziemi. Sypały się domy, drogi i powoli kruszyły skały. Działo się coś złego i wszyscy to czuliśmy. Wyrocznia dwoiła się i troiła, przeszukiwała stare księgi, badała pokruszony grunt, ale nie przynosiło to żadnych odpowiedzi. Aż pewnej nocy obudziły nas nie wstrząsy, a potężny, mrożący krew w żyłach ryk. Z dawnego wejścia do podziemnego jeziora lała się lawa ognia i noc rozjaśniła się upiornym blaskiem. Wyrocznia zabrała ze sobą wojsko i razem weszli w same czeluści piekieł. Mijały kolejne dni, trzęsienia ustały, ale nasza matka i opiekunka nie wracała. Zaczęto szykować żałobny orszak, gdy kobieta niespodziewanie wyłoniła się z podziemi, zupełnie sama.

Eleonora z trudem powstrzymała prychnięcie, które w tym momencie byłoby bardzo nieodpowiednią reakcją.

— Nikt nie mówił tego głośno, ale wszyscy wiedzieli, co się stało. We wnętrzu góry od dawna spał smok, który z jakiegoś powodu się obudził. Pożarł wszystkich żołnierzy i w zamian wypuścił Wyrocznię. Na początku nas okłamywała i to dlatego lud ją znienawidził, a jeszcze bardziej znienawidził Sirnël Lestdair*, którą podejrzewał o spiskowanie razem z wiedźmą. Obie wmawiały nam, że nasze dzieci w odpowiednim wieku muszą opuścić mury Ørën i wyruszyć do wyższych szkół, ale my znałyśmy prawdę. Co miesiąc przygotowywano ofiarę z kilku dziewcząt i prowadzono do wnętrza skały, skąd nigdy już nie wracały.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz