9.

681 49 0
                                    

Erwina od dłuższego czasu próbowała przygotować kolację dla księcia, ale nie mogła na niczym się skupić. Naczynia leciały jej z rąk, głowa pękała, a myśli krążyły wokół ucieczki, którą zaproponowała księżniczce.

Popełniła błąd, zapominając, że elf ma specyficzny dar i może usłyszeć to, co zajmuje jej umysł. Jak miała zatem zanieść mu posiłek, skoro nie potrafiła skupić się na niczym innym? Usiłowała się uspokoić, wziąć kilka głębokich wdechów, zapomnieć, ale na nic się to zdawało. Rozmowa z Eleonorą wybiła ją z rytmu tak mocno, że była pewna, iż nie uda jej się już do niego wrócić.

— Co ja wyprawiam — szeptała sama do siebie, a serce biło jej jak oszalałe.

Głupia! Nie powinna podejmować pochopnie takich decyzji. Chciała dać nogę od przeklętego Martina, chociaż gdyby się nad tym zastanowić, nie było tutaj tak źle. Jednak ona pragnęła tego, czego większość kobiet w jej wieku: miłości i szczęścia. Nie było nawet cienia szansy, że pozna smak któregoś pod czujnymi skrzydłami księcia.

— Erwina? — ochmistrzyni weszła do kuchni, spoglądając na podopieczną z troską. — Coś cię trapi, widzę to.

Nie chciała zdradzać starszej kobiecie, że jest załamana własnym postępowaniem, bo zamierza uciec, ale nawet nie wie jak.

— To nic takiego — bąknęła, nalewając wody do czajnika i wieszając go nad paleniskiem. — Jestem tylko zmęczona.

Kucharka nie dała się zwieść, zbyt dobrze znała dziewczynę, by uwierzyć w to błahe kłamstwo.

— A jednak coś cię gryzie — wyjęła słodkie bułeczki z pieca i odłożyła na stół. — Nigdy wcześniej się tak nie zachowywałaś.

Erwina nie miała zamiaru przed nikim się tłumaczyć, a im bardziej zagłębiała się w temat, miała wrażenie, że książę może zorientować się w każdej chwili o jej planach.

— To nic takiego, naprawdę — zapewniła. — Czasami chciałabym po prostu wrócić do dawnego życia.

To nie było do końca zgodne z prawdą, ale staruszka nie musiała o tym wiedzieć.

— Nie martw się, książę nie jest taki okrutny, jakim go inni malują — westchnęła, podnosząc się ze swojego miejsca. — Powinnaś dać mu szansę, przecież nie spotkało cię w jego progach nic złego.

Najgorsze było to, że miała rację. Szlachciance nawet włos nie spadł z głowy, a mimo to miała obiekcje. Nie chciała do końca życia służyć w zamku, bo nie tak ją wychowano. Rodzina, z której pochodziła była bardzo zamożna i szanowana nie tylko w stolicy, ale i w całym kraju. Drugie Królestwo słynęło z rolnictwa, dlatego też nigdy niczego jej nie brakowało. Była rozpieszczana na każdym kroku, miała wszystko, czego dusza zapragnęła, a jednak ojciec i tak popadł w długi... Po śmierci matki zmienił się nie do poznania, ale nigdy nie zauważyła, że to były zmiany na tak dużą skalę.

— Dziękuję za troskę — Erwina pomogła ochmistrzyni i odprowadziła ją do drzwi. — Postaram się dostrzec w nim dobro, o którym mówisz.

Nie była przekonana do ani jednego swojego słowa, ale nie to było teraz najważniejsze. Zaparzyła herbatę, ułożyła posiłek na srebrnej tacy i z dumnie uniesioną głową ruszyła do gabinetu elfa. Skupiła się na nienawiści, którą do niego czuła, chcąc tym samym przysłonić inne, bardziej nieodpowiednie myśli przed jego wrodzoną mocą.

— Eleonoro, trzymaj za mnie kciuki — szepnęła, zanim odważyła się zapukać do drzwi.

— Wejść! — padła krótka odpowiedź, a dziewczyna na drżących nogach wkroczyła do środka.

Starała się zachowywać normalnie, tak jak zawsze, ale miała wrażenie, że wszystko robi inaczej. Tym razem położyła tacę na stoliku bliżej sekretarzyka księcia, oczekując jakiejś reprymendy, ale nic takiego się nie stało. Czujne spojrzenie śledziło każdy jej ruch, ale Martin milczał. Nie był jednak na tyle nierozważny, aby nie zauważyć, że coś jest nie tak.

— Coś się stało, Erwino? — pytanie padło tak niespodziewanie, że rudowłosa, zamiast nalać herbaty do porcelanowej filiżanki, polała nią jedną z drożdżowych bułeczek.

Zrugała się w myślach za taki brak ogłady i błyskawicznie naprawiła swój błąd, ale elf był zbyt bystry, aby to przeoczyć.

— Nic takiego, panie — pisnęła, ponownie karcąc się za ograniczone umiejętności aktorskie. — Przepraszam za ten... wypadek.

Nazwanie całej sytuacji wypadkiem było zupełną abstrakcją, ale nic nie mogła poradzić na to, że narastał w niej paniczny strach. Serce boleśnie tłukło jej w piersi, oddech przyśpieszył, a dłonie stały się śliskie.

— Jesteś pewna? — Martin wstał, powoli odsuwając obite niebieską tkaniną krzesło do tyłu, a przed oczami Erwiny przeleciały ostatnie chwile jej bezowocnego życia.

— T-t-tak, p-p-panie — jąkała się, a tajemniczy chłód ogarnął jej ciało.

Była pewna, że książę dowiedział się już wszystkiego, czego chciał. Nie potrafiła ukryć przed nim niczego, nawet jeśli bardzo tego chciała.

— Nie uda wam się uciec — potwierdził jej przypuszczenia. — Eleonora jest dla mnie zbyt cenna, abym wypuścił ją z gniazda. Możesz odejść, Erwino, ale jeśli jeszcze raz znajdę w twoich myślach taki obraz, spędzisz miesiąc w najgłębszym lochu o chlebie i wodzie.

Rudowłosa zatrzęsła się z przerażenia, nie będąc w stanie udzielić żadnej logicznej odpowiedzi, więc tylko pokiwała głową na znak zrozumienia. Czym prędzej opuściła gabinet, nie wiedząc za bardzo, gdzie się ukryć i wypłakać wszystkie targające nią emocje.

W końcu ruszyła, aczkolwiek niepewnie, do wieży księżniczki. Nie mogła z nią uciec, ale mogła się z nią zaprzyjaźnić i to postanowiła wykorzystać na swoją korzyść.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz