6.

853 55 1
                                    

— Panienko? — wyrzuciła z siebie, zanim zdążyła pomyśleć.

Pukanie do drzwi i trzymanie tacy jedną ręką nie należało do najłatwiejszych. Kubek z ciepłym mlekiem zaczął niebezpiecznie przesuwać się ku dołowi, na szczęście w ostatnim momencie Erwina odzyskała siłę w dłoni i udało jej się z powrotem wyprostować tacę.

Odchrząknęła znacząco i zapukała jeszcze raz, chociaż nadal odpowiadała jej jedynie cisza. Zaczęła się już poważnie niepokoić, czy aby na pewno księżniczka jest nadal żywa, gdy usłyszała niepewne kroki, a potem dźwięk przekręcanego zamka.

— Dobry wieczór, jestem Erwina... — zaczęła pośpiesznie, ale urwała, gdy wielkie zielone oczy spojrzały na nią ze strachem.

Westchnęła pod nosem, próbując jakoś wepchnąć w dłonie przerażonej dziewczyny tacę z jedzeniem, ale ta ani myślała otworzyć szerzej drzwi.

— Nie jest zatrute! — zdenerwowała się w końcu, bo kubek z mlekiem ponownie zachybotał się niebezpiecznie, a ona nie zamierzała znowu wycierać podłogi.

Wystarczyło, że wylała go już raz w kuchni i straciła cenną godzinę, na odsuwanie szafek i dokładne czyszczenie drewna. Gdyby książę zobaczył gdzieś plamę, wściekłby się i za karę musiałaby myć cały pałac, a nie tylko jedno pomieszczenie.

— Nie jestem głodna — powiedziała cicho księżniczka, ale Erwina nie zamierzała tak łatwo dać za wygraną.

— Otwieraj te drzwi, do cholery! — fuknęła na nią i naparła bokiem na dębową barierę, która powoli ustąpiła pod jej siłą.

Eleonora nie bardzo wiedziała, jak powinna się zachować. Po pierwsze, nikt nigdy się tak do niej nie zwrócił. Elfy w ogóle nie używały takiego języka. Po drugie, rudowłosa wydała jej się dziwnie znajoma, a jednak nie mogła sobie przypomnieć, skąd mogłaby ją znać.

— Mleko i ziemniaki — burknęła piegowata, kładąc srebrną tacę na wolnym stoliku. — Erwina jestem — przedstawiła się po raz drugi i wyciągnęła dłoń ku skulonej brunetce.

Księżniczka niepewnie ją uścisnęła, niemal od razu cofając rękę. Nowa koleżanka nie wydawała się tym jednak zrażona.

— Kim ty w ogóle jesteś? — zapytała za to, rozglądając się z uznaniem po komnacie. — Nieźle cię tu urządzili, ja mam pokój z kucharkami. Trochę słabo, no wiesz, piątka w maleńkiej sypialni. Poza tym Judyta okropnie chrapie! Koszmar, mówię ci.

Chcąc nie chcąc na usta Eleonory wkradł się nieśmiały uśmiech.

— Dziękuję, że przyniosłaś mi kolację — powiedziała ostrożnie.

Erwina od razu stwierdziła, że ma miły dla ucha głos i gdyby tylko chciała, mogłaby z łatwością uspokoić wkurzoną armię.

Poza tym była ładna i dość nietypowa jak na elfa. Przede wszystkim nie była wysoka, tak jak większość przedstawicielek jej rasy, chociaż nie była też karłem. Zdecydowanie nikt nie pomyliłby jej z krasnoludem. Miała na sobie zieloną tunikę i brązowe, przylegające spodnie. Cynamonowe włosy nosiła rozpuszczone, choć niektóre pasma splecione zostały w misterne warkoczyki. Duże oczy okalane ciemnymi rzęsami patrzyły na nią z uwagą, ale i ciepłem, którego nie potrafiła wyjaśnić. Na nosie miała kilka bardzo jasnych piegów, ale mimo wszystko widocznych dla uważnego obserwatora.
Małe, spiczaste uszy zdecydowanie zaprzeczały, że mogłaby być człowiekiem.

— Smacznego! — rzuciła Erwina, żeby elfka choć trochę się rozluźniła.

Nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów.

— Ej, naprawdę nie jest zatrute — próbowała ją przekonać. — Zresztą książę nie pozwoliłby cię otruć. Jesteś zbyt cenna jak na moje oko.

Erwina cofnęła się w kierunku drzwi, z ulgą dotykając jedynego wyjścia z wieży. Nie zamierzała tu zostać, skoro nowa sobie tego nie życzyła. Niech sobie siedzi w tym luksusie sama.

— Jutro przyjdę po tacę, więc nie musisz się martwić — mruknęła na pożegnanie. — Przy okazji przyniosę ci śniadanie. Śpij spokojnie...

Przekroczyła już próg, gdy cichy głos rozbudził w niej na nowo nadzieję.

— Eleonora — przemówiła nieśmiało.

Rudowłosa podniosła na nią zaskoczone spojrzenie.

— To moje imię — dodała, źle odczytując zdumienie w oczach służącej.

Chwilę spędziły w krępującej ciszy, podczas której żadna nie wiedziała, jak powinna się teraz zachować. W końcu Erwina zdobyła się na odwagę, by jako pierwsza zawrzeć sojusz.

— Dobrej nocy, Eleonoro — uśmiechnęła się szeroko, wkładając w ten gest całe swoje siły. — Mam nadzieję, że jutro dłużej porozmawiamy.

Nie dała jej czasu na odpowiedź. Po prostu wyszła, czując, że doskonale wie, kim jest nowa zabawka księcia.

— Dobrej nocy, Erwino — szepnęła Eleonora, chociaż dziewczyna nie mogła jej już usłyszeć.





*🍀*




Najpierw usłyszała nieprzyjemny dźwięk, a dopiero potem uświadomiła sobie, że ktoś nuci dobrze jej znaną kołysankę. W dodatku ten ktoś był mężczyzną, bo trudno było dopasować jej tak niski głos do przedstawicielek płci pięknej.

— Martin — szepnęła, otwierając sklejone snem powieki i dostrzegając jasną czuprynę. — Co tu robisz?

Wzruszył ramionami, urywając smutną opowieść.

— Nie wiedziałem, że ta melodia jest dla ciebie tak nieprzyjemna — uśmiechnął się diabelsko pod nosem — czyżby przywoływała złe wspomnienia?

Eleonora podniosła się delikatnie, zaciskając szczupłe palce na krawędzi łóżka.

— Tak — nie zamierzała zdradzać wszystkich szczegółów elfowi, chociaż znała jego moc i wiedziała, że tak naprawdę nic się przed nim nie ukryje.

— To zależy — westchnął, nadal siedząc niedbale w nogach łóżka i od czasu do czasu głaskając nogi dziewczyny ukryte pod cienką kołdrą. — Nie czytam w myślach perfekcyjnie. Wyłapuję tylko pojedyncze sentencje.

— Niesamowity talent — rzekła z podziwem.

Ona sama umiała naprawdę niewiele. Tak naprawdę była jeszcze zbyt młoda, by poznać swój talent, ale zazdrościła zawsze tym, którzy mogli pochwalić się czymś niebywałym. Czytanie w myślach zdecydowanie należało do tych niesamowitych kategorii. Jakby wiele oddała za to, by móc zwrócić na siebie uwagę czymś równie kurtuazyjnym. Może wtedy ojciec byłby z niej dumny? Chociaż raz w życiu mogłaby z jego ust usłyszeć pochwałę... Czyż nie to było jej największym marzeniem, odkąd tylko zaczęła rozumieć istotę otaczającego ją świata?

— Dziedziczne — książę wstał i podszedł do okna tylko po to, by delikatnym ruchem dłoni rozsunąć ciemne kotary. — Nie miałem wyboru. Nikt nie pytał mnie o zdanie.

Dziewczyna była rozdarta. Chciała współczuć elfowi, ale jednocześnie czuła do niego odrazę za to, że porwał ją i przetrzymywał w wieży.

— Nie wypuścisz mnie nigdy, prawda? — zaskoczyła go tym nagłym pytaniem, ale postanowił zachować kamienną twarz.

— Możemy wyjść po śniadaniu na spacer po ogrodach pałacu — zaproponował, w duchu jednak licząc na odmowę narzeczonej.

Na razie wolał uchronić jej delikatną osóbkę przed gradem wścibskich spojrzeń, a siebie zachować z daleka od niewygodnych pytań.

— Bardzo chętnie — to zabrzmiało zbyt spokojnie.

Czuł podstęp, a jednak i tak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zrobi wszystko, o co elfka go poprosi.

— Za pół godziny masz być gotowa — westchnął. — Przyślę kogoś po ciebie.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz