12.

616 50 0
                                    

W kuchni od rana panował chaos. Książę wybierał się w długą podróż, tak więc wszystkie kucharki zostały zatrudnione do przygotowywania posiłków na drogę dla niego i jego kompanów. Erwina obserwowała tę krzątaninę z niechęcią. Nie była głupia i podejrzewała, że Martin o wszystkim wie. Gdyby faktycznie czuł zagrożenie, zostałby w pałacu, żeby pilnować księżniczki.

— Rusz się wreszcie, dziewczyno! — burknęła nieprzyjemnie Judyta. — Książę nie będzie czekał na ciebie cały dzień.

Z półprzytomnego wzroku koleżanki wyczytała, że ta nie ma zielonego pojęcia, o czym ona właściwie mówi.

— Nakazał, żebyś przyniosła mu śniadanie — zdegustowana wywróciła oczami. — Przestań bujać w obłokach i zasuwaj z tacą na górę. No już!

Erwinie nie podobał się sposób, w jaki starsza kobieta się do niej zwracała, ale postanowiła milczeć. Bez słowa sprzeciwu chwyciła srebrną tacę i z wysoko uniesioną głową wyszła z ciasnego pomieszczenia.

— Już ja ci pokażę — syknęła pod nosem, wyobrażając sobie, jak skazuje niepoprawnego elfa na wieczne tortury.

Po drodze do jego komnat miała ochotę wylać aromatyczną herbatę do przypadkowej doniczki, a słodkie bułeczki i powidła śliwkowe wyrzucić przez okno. Czasami zachowywała się jak mała dziewczyna, ale miała na to wytłumaczenie. Sądziła, że od długiego przebywania w tym miejscu, jej głowa zaczyna odmawiać posłuszeństwa.

Zapukała do drzwi i niecierpliwie czekała na zaproszenie.

— Wejść — rozległo się po chwili z wnętrza, a szlachcianka zacisnęła zęby.

Niegdyś to ona tak zwracała się do swojej pokojówki, a i tak zawsze zachowywała minimum szacunku dla jej pracy i chociaż odpowiadała grzeczne proszę.

Niechętnie przekroczyła próg, nie zawracając sobie głowy ukłonami i położyła tacę z głośnym brzękiem na stole, nie patrząc nawet na elfa. W głębokim poważaniu miała jego zdanie, niech wyjeżdża, a kiedy wróci jej i tak już tu nie będzie.

— Erwino — książę zaszczycił ją swoją uwagą — co w ciebie wstąpiło? Tak bardzo chcesz otrzymać karę za zniewagę przyszłego króla?

Zamrugała kilkakrotnie, jakby nie bardzo docierało do niej to, co usłyszała.

— Przyszłego króla? Jesteś tylko nic nieznaczącym księciem — prychnęła, mając zamiar opuścić komnatę.

Elf nie wydawał się w żaden sposób urażony, a nawet uśmiechnął się rozbawiony pod nosem.

— Masz rację — dziewczynę wmurowało, ale nie odkryła jeszcze, do czego dąży cała ta wymiana zdań. — Nie zgodzę się tylko z tym, że nic nie znaczę. Cała rasa szantów jest mi posłuszna, a to całkiem spore grono, nie sądzisz?

Może gdyby nie temperament Erwiny, wyczułaby, że coś w tym wszystkim jest nie tak. Książę nigdy nie zwracał się do niej w taki sposób, a już na pewno nie prowadził rozważań na temat zasięgu swojej władzy.

— Wątpię — złapała haczyk. — Dymitr i jego banda to nie wszyscy. Większość szantów ma poczucie własnej wartości i nigdy nie zgodziłaby się, aby narażać życie dla kogoś takiego jak ty.

Twarz Martina rozjaśnił szeroki uśmiech, a serce zabiło szybciej z ekscytacji. Rudowłosa nie mogła dostrzec tej nagłej zmiany, bo stała odwrócona bokiem do księcia i patrzyła w ulubione okno.

— To smutne, że tak sądzisz — westchnął ostentacyjnie, w duchu gratulując sobie wygranej. — Możesz odejść, Erwino. Mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności odpowiednio zajmiesz się księżniczką. Bardzo cię polubiła.

Szlachcianka wzruszyła obojętnie ramionami, kierując się do drzwi.

— Tego nie muszę obiecywać. To moja przyjaciółka i zrobię wszystko, żeby o tobie zapomniała.

Wyszła, cicho zamykając za sobą dębowe wrota do piekła, a za nimi odetchnęła z ulgą. Martin i tak znał jej myśli, więc nie czuła potrzeby ukrywania przed nim czegokolwiek. Niech wie, jak bardzo go nie cierpi.

— Mam taką nadzieję — pożegnał ją cicho książę, gdy tylko rąbek jej zielonej sukni zniknął z jego pola widzenia. — A jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz