24.

462 40 1
                                    

— Czego szukacie w Ørën? — Wyrocznia usiadła na srebrnym tronie i teraz spoglądała na swoich gości z wyższością, a jej seledynowe tęczówki zdawały się przewiercać ich dusze na wylot.

Eleonora już raz widziała taki charakterystyczny kolor oczu u Karmiry, wiedźmy z Ósmego Królestwa. Zaczęła podejrzewać więc, że kobieta siedząca przed nimi także należy do tego gatunku, a na dodatek jest niezwykle długowieczna.

— Trzy z nas przyszły prosić o schronienie, jedna ma przekazać wiadomość — elfka sięgnęła do kieszeni, ale ku jej ogromnemu zdziwieniu ta okazała się pusta. — To niemożliwe — szepnęła do siebie, zawzięcie przeszukując kolejne skrytki płaszcza, ale list nadal pozostawał poza jej zasięgiem.

— Czego właściwie szukasz? — syknęła Arania, której nie podobał się wyraz twarzy Wyroczni i narastająca panika księżniczki.

— W gospodzie dostałam list od centaura i nimfy, który miał być przepustką do tego świata — jęknęła, ponownie zabierając się za poszukiwania. — Bez niego nasz los jest przesądzony.

— O czym ty mówisz? — Erwinie krew odpłynęła z twarzy i teraz wpatrywała się w przyjaciółkę z niedowierzaniem.

Jaki list? Jaka przepustka?

Pierwszy raz w ogóle o tym słyszała.

— Dziecko Lestdairów nie jest tutaj mile widziane — kontynuowała Wyrocznia, niezrażona mało subtelną rozmową toczącą się między młodymi kobietami.

Teraz Eleonora także pobladła. Brak listu mógł oznaczać tylko jedno.

— Proszę, nie poddawaj karze tych, którzy na to nie zasłużyli — zwróciła się do wiedźmy, wskazując na bezradną Aranię z Dają w ramionach i przerażoną Erwinę.

Wiedźma zacmokała wyraźnie niezadowolona, że ktoś ośmiela się stawiać jej jakieś warunki.

— Zaatakowałyście mieszkańca Ørën, co jest niedopuszczalne i stanowi naruszenie ustanowionego tutaj prawa — gdy to mówiła, wpatrywała się uporczywie w elfkę.

Wiedziała, że księżniczka nigdy sobie nie wybaczy, jeśli coś stanie się którejkolwiek z bliskich jej osób. Jeśli pragnęła ją zatrzymać przy sobie, zdecydowanie musiała osłabić poczucie własnej wartości dziewczyny.

— To on nas zaatakował! — krzyknęła oburzona szantka, rzucając rozwścieczone spojrzenie ciemnowłosej. — Na to nie macie żadnego prawa?!

— To wy tutaj jesteście obce — warknęła Wyrocznia, wskazując na kamienne tablice za sobą. — I prawo o tym również mówi.

— To niesprawiedliwe! — włączyła się do dyskusji Erwina, ale kobieta nawet na nią nie spojrzała.

— Straże! — krzyknęła, a u jej boku pojawiły się zaraz kobiety w lekkich zbrojach, które mało delikatnie chwyciły szlachciankę i księżniczkę za ramiona, wykręcając im ręce do tyłu i dokładnie pętając grubym sznurem.

Tymczasem Arania zaciekle walczyła o dziecko, wrzeszcząc wniebogłosy, gdy żołnierze odbierali jej dziewczynkę. Oczy szantki rozjarzyły się niebezpiecznym blaskiem, a moc dała o sobie znać, gdy sala tronowa stanęła w płomieniach.

— Dość tego! — zniecierpliwiona wiedźma jednym ruchem ręki wygasiła ogień i uderzyła czerwonowłosą mocno w twarz.
— Zginiesz, jeśli jeszcze raz będę musiała uciszać twoje pragnienie zemsty! Zabrać je wszystkie do wnętrza skały. Nie chcę ich w najbliższym czasie widzieć na oczy. Każdą osadźcie w osobnej celi, bez jedzenia. Niech przemyślą dobrze własną głupotę.

— Ty podła wiedźmo! — Eleonora także miała problemy z samokontrolą. — Jesteś okrutna! Czy tak właśnie postępuje opiekunka miejsca, gdzie chcą ukryć się bezbronne matki z dziećmi? Jesteś potworem bez serca.

Wyrocznia długo tylko patrzyła na księżniczkę, ale jej wzrok pozostawał nieodgadniony, na twarzy trudno był doszukać się, choć cienia emocji, a postawa była niewzruszona.

— Jestem — powiedziała w końcu. — Nie większym od twoich rodziców, Eleonoro Flavio Maureen Lestdair, prawowita następczyni tronu Arareth.

Ostatnie zdanie wymówiła z przekąsem, jakby nie zgadzała się z ani jednym określeniem nadanym elfce. Obrzucając lodowatym spojrzeniem salę, odeszła, zanim elfka zdążyła otrząsnąć się z szoku. Po tym, co usłyszała, przestała się wyrywać strażnikom. Czuła się tak, jakby wiedźma wbiła jej miecz prosto w serce i co najgorsze, zgadzała się z nią.

Spojrzała na równie zrezygnowaną Erwinę i zapłakaną Aranię, u której po raz pierwszy widziała łzy. Serce pękło jej z rozpaczy, gdy uświadomiła sobie, że do tego wszystkiego nigdy by nie doszło, gdyby poddała się woli Martina i została jego żoną. Była taka naiwna, sądząc, że ktokolwiek chciałby pomóc odzyskać jej dom i odszukać ojca. Okrutnie przekonała się o tym, że był to elf przesiąknięty do cna mrokiem i nienawiścią, który budował wszystko na nieszczęściu innych.

— Do lochu z nimi — powtórzyła przodowniczka grupy i wszystkie zostały popchnięte do wyjścia.

O przyciemnione okna zaczął uderzać deszcz.





*🍀*




— Nie wierzę, że się tu znalazłyśmy — powtarzała w kółko Erwina, siedząc na pryczy wyłożonej słomą i patrząc w nieprzeniknioną ciemność przed sobą, w której kryła się księżniczka, a obok za kratami leżała wyczerpana Arania.

Problem tkwił w tym, że obie nie odzywały się, odkąd zostały przyprowadzone do lochów. Szantka nie miała siły, by chociaż usiąść, zupełnie rozbita po tym, jak brutalnie odebrano jej ukochaną córeczkę. Elfka za to odbywała pokutę we własnym sercu, wyrzekając się kontaktu z przyjaciółkami. Nie miała odwagi odezwać się choćby słowem do Aranii, która wydawała się stracić kontakt z rzeczywistością już w sali tronowej.

— Och, Eleonoro! — westchnęła uradowana Erwina. — Wyczaruj nam swoje ogniki! Dadzą nam światło i ciepło!

Chciała to zrobić, próbowała nawet kilkukrotnie, ale za każdym razem żelazne kajdany, którymi przypięto je do ścian cel, blokowały przepływ magii. Łańcuch był długi, ale nie na tyle, by mogła swobodnie przejść całą odległość między pryczą a kratą, i chociaż spróbować otworzyć metalowe zabezpieczenia.

— Przykro mi — wyszeptała — nic nie mogę zrobić.

— Jak to? — odezwała się po raz pierwszy od kilku godzin szantka. — Dlaczego dajesz się tak oszukać? Może już czas, żebyś dowiedziała się o sobie prawdy, a nie tylko kłamstw, którymi dla własnego bezpieczeństwa faszerował cię samolubny ojciec.

— Aranio! — obruszyła się od razu Erwina, ale w głębi ducha poczuła ulgę, że kuzynka odzyskała swoją niezwykłą umiejętność racjonalnego myślenia i radzenia sobie z problemami, które przerastały pozostałych.

— Powiedz jej, Erwino — szepnęła w ciemność. — Opowiedz jej o przepowiedni oraz o tym, skąd się o niej dowiedziałaś.

Szlachcianka westchnęła zrezygnowana, ale być może nastał odpowiedni czas, by pozbyć się z serca tego ciężaru i pozwolić działać losowi, który nie bez powodu pozwolił im wyruszyć wspólnie w drogę.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz