27.

479 34 0
                                    

Arania i Erwina z niepokojem tkwiły z głowami przy kratach, wpatrując się w kredowo białą księżniczkę i słuchając z przerażeniem jej coraz płytszego oddechu.

Z pierścienia bił blask, który oświetlał pozostałe cele, ale miały nieodparte  wrażenie, że czerpie on moc z mocno nadwyrężonego ciała elfki.

Naprawdę chciały to przerwać, ale nie miały pojęcia jak, ponadto czuły, że nie powinny się wtrącać w działanie niezwykłej błyskotki.

— Zróbmy coś — biadoliła szlachcianka, niemal równie blada co Eleonora. — Nie mogę na to patrzeć. A co, jeśli ona umrze?

— Nie wygaduj głupot! — zdenerwowała się szantka, ale ona także nie kryła, że jest przerażona.

Dotychczas o pierścieniach tylko słyszała. Nigdy nie miała bezpośrednio z żadnym z nich do czynienia. Jednak z opowieści płynących od wędrowców, nigdy nie wynikało, że to jakieś niebezpieczne przedmioty.

— Mogłaś nie kazać go jej zakładać! — rzuciła ozięble Erwina, doskonale trafiając w sumienie kuzynki.

— To ty nagle przypomniałaś sobie o jego istnieniu! — odgryzła się Arania, tracąc resztki zdrowego rozsądku. — Trzeba było siedzieć cicho!

— Jesteś okropna! — wytknęła kobiecie płaczliwie. — Nie miałam nawet pojęcia, co to w ogóle jest!

— Tym bardziej trzeba było się nie odzywać — odgryzła się czerwonowłosa, bezustannie próbując wyswobodzić się z łańcucha.

Erwina widząc bezsilne zmagania kuzynki, sama zaczęła wykręcać dłonie z metalowych obręczy, ale oprócz porobienia sobie dotkliwych ran, nie udało jej się nic zdziałać.

— Zobacz, nabiera kolorów — zauważyła Arania, przestając na moment szarpać się z żelastwem.

Po ciągnących się w nieskończoność minutach Eleonora w końcu otworzyła oczy i od razu upadła na zimną posadzkę celi, witana radosnymi okrzykami przyjaciółek.

— Co widziałaś? — zapytała szantka, nie czekając, aż elfka ochłonie z przebytej podróży.

— Martina w Lorg, w Złotym Rogu — wychrypiała, jeszcze nie odzyskawszy całkiem głosu. — Wiem już, jak możemy się uwolnić.

— Naprawdę? — ucieszyła się szlachcianka. — Co jeszcze powiedział ci książę?

Elfka nie odpowiedziała od razu, patrząc kątem oka na rozgoryczoną  Aranię. Jak miała powiedzieć jej prawdę?

— Nie wolno nam drugi raz dać się złapać i musimy znaleźć kogoś, kto udzieli nam schronienia — westchnęła zrezygnowana, bo było to znacznie trudniejsze, niż uwolnienie się z ciemnej jaskini.

Spojrzała z powątpiewaniem na masywne okowy, ale tym razem nie zamierzała się poddać, dopóki się z nich nie uwolni.

Martin miał rację. Dotychczas usiłowała za wszelką cenę je zniszczyć, zamiast spróbować się z nich wyswobodzić. Ogromna różnica na pierwszy rzut oka była niemal niedostrzegalna. Elfka uklękła i położyła dłonie swobodnie przed sobą, zamykając oczy i normując oddech. Wyobraziła sobie, że ręce po prostu wyślizgują się z kajdan, a ona staje się wolna. Skupiła się na tym tak mocno, że przestała słyszeć szamoczące się obok koleżanki.

Odetchnęła głęboko i otworzyła oczy, z niedowierzaniem przyglądając się przegubom, które nie tkwiły już w łańcuchach, a ona trzymała je przed sobą w powietrzu. Tak, jak podejrzewała, pęta nadal leżały u jej kolan zamknięte.

Podniosła się z klęczek i podeszła do kraty, bez trudu wyważając wyjście fioletoworóżowym promieniem, po czym tak samo traktując cele swoich współtowarzyszek.

— Jak ty to... — stęknęła Arania, otwierając szeroko oczy ze zdumienia.

— Wyobraź sobie, że chcesz jedynie, by twoje ręce były wolne. Nie ładuj magicznej energii w kajdany, tylko w dłonie — posłała szantce szeroki uśmiech, wyczarowując dookoła nich radośnie tańczące ogniki. — Wycisz się, nie martw i zapomnij na chwilę o tym, że tu jesteś.

Podczas gdy kobieta zmagała się z własnymi lękami, księżniczka przykucnęła przy Erwinie, łapiąc ją nieco ponad przegubami. Ponieważ dziewczyna była niemagiczna, elfka przelała myśli i moc bezpośrednio w jej ciało, by po chwili usłyszeć radosny pisk przyjaciółki.

— O matko! Udało się! Nie wierzę, ale naprawdę się udało, Elcia! — zachwycała się, macając z niedowierzaniem poranione nadgarstki. — Jesteś niesamowita!

Eleonora dotknęła delikatnie ran Erwiny, a te natychmiast zostały oplecione magiczną winoroślą, mieniącą się ciepłym blaskiem. Gdy roślina zniknęła, rudowłosa nie miała już nawet siniaków.

— Twoja moc — zachwycona Arania, której także udało się w końcu uwolnić, patrzyła z nieukrywanym podziwem na elfkę. — Uaktywniła się!

— Chodźcie, mamy mało czasu — ponagliła je księżniczka. — Po drodze wszystko wam opowiem. Musicie mieć świadomość, z czym przyszło nam się zmierzyć.





*🍀*





Wysłuchawszy streszczenia rozmowy z księciem Martinem, wszystkie miały łzy w oczach.

— Przykro mi, że was w to wpakowałam — przyznała skruszona Eleonora, kiedy stanęły przy oświetlonym otworze w skalnej ścianie. — Zamierzam to naprawić.

Szantka przytuliła mocno elfkę, czym wprawiła ją w osłupienie.

— To nie twoja wina — wyszeptała we włosy księżniczki. — Zabraniam ci się obwiniać.

Erwina równie zszokowana patrzyła na kuzynkę, która jeszcze niedawno zapierała się, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego.

— Mamy poważny problem — wtrąciła nieśmiało, przerywając wzniosłą chwilę. — Kto zechce nam pomóc, skoro wszyscy tak bardzo nienawidzą Lestdairów?

— Nie jestem już Eleonorą Lestdair — westchnęła cicho brunetka. — Odkąd nałożyłam pierścień, stałam się Eleonorą Martin.

— To prawda — potwierdziła szybko Arania, zanim szlachcianka zasypała je milionem pytań.

— Ale... — zaczęła ponownie rudowłosa, ale księżniczka niegrzecznie jej przerwała.

— Teraz to mało ważne, Erwino — zwróciła się do niej poważnym tonem. — Musimy znaleźć kogoś, kto nam pomoże. Kogokolwiek. I ty tu odegrasz główną rolę.

Dziewczyna jęknęła zawiedziona. Wiedziała, że czegokolwiek teraz nie usłyszy, z całą pewnością jej się to nie spodoba.

— Co ja niby mogę? Nie mam nawet magicznych mocy! Jestem tylko człowiekiem — mruknęła, załamując ręce.

— Stark z pewnością wiele by oddał, by tylko ponownie cię zobaczyć — wyartykułowała wyraźnie szantka, a Erwina gwałtownie pobladła.

— To nie jest dobry pomysł! — zaprzeczyła, ale determinacja w oczach kuzynki ostatecznie ją przekonała. — Dobra, niech będzie. Mam nadzieję, że w razie katastrofy odpowiednio zareagujecie.

Obie pokiwały zgodnie głowami, chociaż szlachcianka miała poważne wątpliwości. Gdyby nie siostrzenica, którą trzeba było jak najszybciej wyrwać ze szponów wroga, w życiu by na to nie przystała. Same wspomnienia bezwstydnego mieszańca napawały ją bezgranicznym obrzydzeniem.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz