31.

455 38 0
                                    

Deszcz wciąż uderzał o błotnistą drogę, zagłuszając odgłos niepewnych kroków Eleonory, skradającej się wąskimi uliczkami w kierunku zamku.

Zadrżała, gdy niedaleko rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Od razu uskoczyła w bok, przyciskając rozgrzane ciało do lodowatej skały. Ciarki przeszły jej po plecach, gdy spojrzawszy w okno domku naprzeciwko, ujrzała w nim bladą twarz. Ciemności chroniły ją, ale i tak miała nieodparte wrażenia, że kobieta patrzy prosto na nią.

I wtedy to się stało. Smugi niebieskiego światła wystrzeliły ku niej, zdradzając miejsce ukrycia. Przerażona wstrzymała oddech, próbując stopić się z kamieniem, którego kurczowo się trzymała.

Nie bój się mnie. Wiem, kim jesteś.

Usłyszała w głowie, o mało nie tracąc panowania nad sobą. Czuła narastającą moc w odpowiedzi na paniczny strach, ściskający ją za gardło.

Nie możesz podejść do zamku główną drogą, bo strażnicy złapią cię i odprowadzą do lochu. Odbij przed żelazną bramą w lewo i wspinaj się po skałach.

Zdziwiona otworzyła szeroko oczy, ale nieznajoma przyłożyła palec wskazujący do ust, nakazując milczenie.

Bądź silna do samego końca.

Zamknęła szczelnie drewniane okiennice, zostawiając księżniczkę samą z rozszalałymi myślami. Nie miała pojęcia, kim była kobieta, ale jeśli jej pomogła, musiała być kolejnym sprzymierzeńcem. Odetchnęła z ulgą, gdy w uszach ponownie rozbrzmiała cisza nocy.

Zgodnie ze wskazówkami obcej przed bramą, do której bała się podejść ze względu na ciemne sylwetki kręcące się wokół, skręciła w lewo, podejmując odważną wspinaczkę po stromych i łamliwych skałach. Na szczęście była dosyć zwinna i cicha, dlatego tylko raz ukruszyła skałę, łapiąc się zbyt cienkiego odłamka.

Gdy już zaczynała odczuwać zmęczenie ciężką wspinaczką, zobaczyła skalną półkę trochę ponad lewym ramieniem. Siły odżyły w niej na nowo i energicznie podjęła kolejną próbę, tym razem wybierając w swoim mniemaniu grubszą skałę. Podciągnęła się do góry z cichym jękiem, z ulgą klękając na płaskiej powierzchni.

Niepewnie zajrzała do środka groty, ale wydawała się przepustką do zamku, wolną od brutalnych strażniczek. Weszła, starając się być jak najciszej i wykorzystać ulepszony wzrok elfów. W głębi niemal od razu dostrzegła schody, prowadzące w górę, więc nie mając wyboru, wybrała jedyną dostępną drogę.

Nie widziała wiele, ale bała się użyć mocy, podejrzewając, że zamek jest w jakiś sposób zabezpieczony.

Miała wrażenie, że schody nigdy się nie skończą, gdy w końcu zaniepokoił ją snop światła, który od jakiegoś czasu zaczął jej towarzyszyć we wspinaczce. Wtedy wpadła na pomysł, by otworzyć mapę i sprawdzić, gdzie tak naprawdę jest i co powinna zrobić.

Długo wpatrywała się w nią z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Podziemne przejście było na nią naniesione, a kończyło się w komnacie sąsiadującej z sypialnią Wyroczni. Jeśli cały czas zamieszkiwała tę samą, to nie musiała długo szukać swojego celu.

Schody kończyły się płaską ścianą, która stanowiła dla elfki nie lada zagadkę. Próbowała naciskać przypadkowe punkty, przesuwała dłońmi po omacku i kilka razy wyszeptała jakieś mniej wymyślne zaklęcie, ale przejście nadal pozostawało zamknięte.

Zastanawiało ją, gdzie zniknęło światło, które jeszcze kilka minut temu oświetlało schody. Być może wiedźma coś usłyszała i krążyła po drugiej stronie ze świecą? Albo zobaczyła, w końcu posiadała dar jasnowidzenia.

Ponownie otworzyła mapę, wpatrując się uważnie w złączenie przejścia i komnaty, zachodząc w głowę, co też robiła nie tak. Zrezygnowana przysiadła, opierając się plecami o niedostępną skałę, która zaraz po zetknięciu się z ciałem księżniczki przesunęła się w bok.

— Och... — wyrwało jej się, kiedy wpadła do komnaty, uderzając plecami o drewnianą podłogę i od razu dostrzegając nad sobą parę bystrych seledynowych oczu.

Wyrocznia westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Dlaczego nie użyłaś magii? — zapytała zdegustowana. — Wlekłaś się po tych schodach dobrą godzinę.

Gdy pierwszy szok minął, elfka podniosła się z ziemi i przyjrzała wiedźmie, która nie wyglądała na zdziwioną z powodu nocnej wizyty. Co więcej, nie miała też zamiaru wzywać straży.

— Mam list od matki — przerwała ciszę, a Wyrocznia posłała jej rozgoryczone spojrzenie.

— Wiem, ale nie chcę go czytać — mruknęła, stając przy oknie i spoglądając z zadumą na pogrążone we śnie Ørën.

— Nie chcesz poznać prawdy? — księżniczka rozerwała kopertę i rozłożyła kartkę przed sobą, wyczarowując kilka różowych płomieni, aby było lepiej widać pochyłe pismo Sirnël.

Wiedźma westchnęła, ponownie patrząc na elfkę. Była cała oblepiona grudkami ziemi, mokre włosy kleiły jej się do twarzy, a na prawym policzku zakrzepła już krew po rozcięciu, którego musiała się nieumyślnie nabawić, wspinając po skałach. Była wierną kopią matki, chociaż oczy odziedziczyła po ojcu. Być może to dlatego Wyrocznia nie czuła tego samego lęku, którego za każdym razem doświadczała patrząc niegdyś w oczy przyjaciółki.

— Kochałam ją jak siostrę — przyznała cicho — ale nie rozumiała, że władza to nie wszystko. Poza tym ja znam prawdę, dziecko. To ty nie masz pojęcia, jakim potworem była twoja matka.

— Wiem, że cię uratowała — wtrąciła Eleonora. — Postąpiła niewłaściwie, ale zrobiła to z miłości do ciebie — przypomniała kobiecie, na co ta westchnęła ze smutkiem.

— Nie każda legenda jest prawdziwa — upomniała dziewczynę, zakasając rękawy koszuli nocnej i pokazując na nadgarstkach charakterystyczne ślady po łańcucach. — Jeśli Sirnël kiedykolwiek kogoś kochała, to tylko siebie. Lestdair ją zniszczył, pozbawił kontroli nad mocą, a osłabiona królowa oszalała od trucizny i potęgi, pożerającej ją od środka.

— O czym ty mówisz? — przerażona księżniczka zrobiła kilka kroków do tyłu, przykładając dłoń do ust. — Chcesz powiedzieć, że król świadomie truł swoją żonę?

Wyrocznia przeszła przez komnatę, zatrzymując się przy solidnej skrzyni. Otworzyła jej wieko, które zaskrzypiało w ramach protestu, a ze środka wyciągnęła portret wykonany przez nią samą, o czym świadczył podpis na odwrocie.

— Kochałam rysować, szczególnie ją lub jej rodziców — opowiadała, podając płótno zakłopotanej dziewczynie. — Bardzo mi ją przypominasz.

— Nie jesteśmy podobne — zaprzeczyła twardo księżniczka — wcale. Zresztą nie odpowiedziałaś na moje pytania. Dlaczego Lestdair truł moją matkę? Dlaczego twierdzisz, że kochała tylko samą siebie?

— To zrozumiałe, że po tym wszystkim chcesz tylko o niej zapomnieć — szepnęła, grzebiąc między kolejnymi artefaktami — ale jeśli nie postąpisz wbrew sobie i nie poślubisz księcia Martina, będziesz dokładnie taka sama.

Eleonora westchnęła zniecierpliwiona, siadając obok Wyroczni na podłodze.

— Nie wracaj ze mną do przeszłości, jeśli nie chcesz — mruknęła zrezygnowana, oddając jej portret matki — tylko powiedz o tym, co siedzi pod miastem i pożera dzieci.

Wiedźma pobladła, na chwilę zapominając o zawartości skrzyni.

— Pożera dzieci i siedzi pod miastem — powtórzyła, wpatrując się sztywno w jakiś bliżej nieokreślony punkt przed sobą.

— Tam gdzieś jest smok, prawda? — księżniczka wstrzymała oddech.

Wyrocznia spojrzała na nią przerażona, a elfce przebiegł dreszcz po plecach. Nie tego się spodziewała, przychodząc do zamku w środku nocy. Kobieta na co dzień schowana za maską stanowczości i obojętności, teraz wylewała z siebie całą masę emocji.

— To ty powinnaś przeczytać ten list — wskazała na kartkę, którą elfka nadal kurczowo trzymała w dłoni —
a wtedy zrozumiesz, dlaczego tak bardzo wszyscy nas nienawidzą.

EleonoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz