rozdział pięćdziesiąty pierwszy

321 44 3
                                    

 Stwierdzenie, że następnego ranka czułam się ledwo żywa, było niedopowiedzeniem.

A uznanie, że byłam lekko zaskoczona tym, co zobaczyłam jako pierwsze, było już zwyczajnym kłamstwem.

Otworzyłam powoli oczy, a gdy w końcu udało mi się odzyskać ostrość widzenia, nad sobą zauważyłam tak dobrze już mi znaną piegowatą twarz o brązowych oczach.

 Uniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej, a z moich ust wyrwało się przekleństwo. Zamroczyło mnie na chwilę.

- No no, kto by pomyślał, że pani eksprefekt i eks-czysta karta rozpoczyna dzień w taki sposób - powiedział rudzielec. Nie musiałam nawet na niego patrzeć. To był Fred.

- Wystraszyłeś mnie, na Merlina - mruknęłam w odpowiedzi, rozcierając sobie skronie. - Wyobraź sobie co to za horror, obudzić się i od razu zobaczyć twoją twarz.

 Chłopak uśmiechnął się, ale to nie był jego zwykły, szeroki uśmiech, który rozjaśniał mój cały dzień. W jego oczach dostrzegłam - gdy już udało mi się odzyskać kontrolę nad wzrokiem - cień zmartwienia.

- Ze względu na okoliczności, ten jeden raz ci odpuszczę głupie gadanie.

 Nic już nie powiedziałam, bo przeszył mnie ostry ból głowy. Przycisnęłam do czoła przedramię ubrane w kanarkowożółtą bluzę... która zdecydowanie nie była moją bluzą.

Wtedy dotarło też do mnie, że to niemożliwe, żebym obudziła się w jednym pomieszczeniu z Weasleyem. Ignorując pulsujący wściekle ból, rozejrzałam się dookoła.

Leżałam na nieco podniszczonym materacu, okryta kocem, ale na pewno nie w swoim dormitorium. Obok mnie, na podłodze, siedział Fred, który zdawał się nie spać już od kilku godzin. Miał na sobie "nasz" fioletowo-pomarańczowy sweter.

- Co ja tu robię? - powiedziałam w końcu, usilnie próbując sobie przypomnieć poprzedni wieczór.

- Pytania za chwilę, najpierw wypij to - odpowiedział Weasley, podając mi buteleczkę z jakimś niebieskawym płynem.

- Co to jest?

- Wypij, poczujesz się lepiej.

- Skąd mam wiedzieć, że to nie jest żaden z waszych genialnych wynalazków?

- Obiecuję, że nie wyrosną ci po nim pióra ani nic z tych rzeczy. Słowo Gryfona - położył rękę na sercu.

- Słowo Gryfona? Równie dobrze mogę się już pakować do skrzydła szpitalnego.

- Na miłość boską, mam ci to wlać siłą do gardła? - powiedział, powoli tracąc cierpliwość.

 Zmrużyłam oczy ze złością. Jednak ta głowa naprawdę nie dawała mi spokoju...

- Nie ufasz mi, Fields?

- Ufam ci bardziej niż komukolwiek innemu, Weasley - westchnęłam.

 Wyciągnęłam rękę po eliksir, a wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Zdawał się być poruszony moimi słowami.

- No to zdrowie, czy coś - postarałam się uśmiechnąć, po czym wypiłam całą zawartość butelki i odstawiłam ją na podłogę.

 Płyn był lekko chłodny, ale dobry w smaku. Po kilku chwilach poczułam, że ból głowy ustępuje, a umysł się rozjaśnia.

- Cholera, co ja wczoraj wyprawiałam? Jak tu wylądowałam? My... wczoraj były walentynki?

 Fred roześmiał się, gdy zaczęłam go zasypywać kolejnymi słowami.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz