Po krótkim spotkaniu w bibliotece nie miałam już więcej styczności z Weasleyem. Biegałam po całym zamku na lekcje, znosiłam przynudzanie Grahama o jego osiągnięciach sportowych i odejmowałam punkty innym uczniom, jak na "rasową Ślizgonkę" przystało. Można by powiedzieć, że było jak zwykle.
Aż w końcu na początku października, pewnego chłodnego dnia przy obiedzie oznajmiono nam, że wieczorem przybędą delegacje z Beauxbatons i Durmstrangu. W Wielkiej Sali zawrzało.
- Mam nadzieję, że przywiozą jakichś fajnych chłopaków - wyszeptała Madelaine.
- A czy ty przypadkiem nie masz na oku Diggory'ego? - zdziwiłam się.
- Diggory jest... zwykłym Anglikiem. Może spotkam jakiegoś przystojnego Bułgara?
Pokręciłam głową z rezygnacją, po czym nachyliłam się do Anne.
- Stawiam pięć sykli, że Maddie będzie łazić za tymi z Durmstrangu, aż któryś się do niej odezwie. Wtedy spanikuje i zapomni języka w gębie.
Szatynka uśmiechnęła się przebiegle.
- Okej, zakład. Ja myślę, że sama do nich podbije - w końcu będą tutaj "obcy".
Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem. Madelaine była odważna tylko z daleka. Kiedyś, w przypływie dobroci i sympatii do niej, postarałam się o "przypadkowe" spotkanie z Diggorym. Wydukała słowa powitania i oblała się szkarłatnym rumieńcem, po czym prawie pobiegła do zamku, mrucząc pod nosem coś o "tchórzliwych Puchonach". Równie dobrze można stwierdzić, że już wygrałam.
Dyrektor poprosił, abyśmy przyszli do Wielkiej Sali kwadrans przed kolacją. Miał zamiar "uroczyście powitać" naszych gości. Odwołał też z tej okazji wieczorne patrole, z czego się ucieszyłam - był piątek, a więc przepadał mój patrol z Montaguem.
Po obiedzie mieliśmy jeszcze godzinę transmutacji. Wpadliśmy do klasy kilka minut po dzwonku, bo wspaniałe hogwarckie schody zdecydowały się nagle zmienić kurs i wyrzuciły nas po przeciwnej stronie zamku.
- Minus pięć punktów dla każdego z was za spóźnienie - usłyszeliśmy chłodny ton McGonagall.
- Schody nas... - zaczął tłumaczyć Graham.
- Proszę siadać i zająć się transmutowaniem waszych kałamarzy w kielichy z wodą.
Zagryzłam lekko zęby. McGonagall nie przepadała za Ślizgonami. Pewnie dlatego, że była opiekunką Gryfonów.
- Ale... - Lizbeth musiała wtrącić swoje trzy grosze.
- Lepiej już siadajmy - pociągnęłam dziewczynę za rękaw, a ta ustąpiła.
Zajęłam swoje miejsce, a gdy odwróciłam się nieco, żeby odłożyć torbę, usłyszałam szept:
- Pani prefekt się spóźniła?
Odszukałam źródło głosu. Kilka ławek za nami, po przekątnej, siedział jeden z bliźniaków z Angeliną. Dziewczyna patrzyła na mnie z wyraźną rezerwą, a rudzielec szczerzył zęby w uśmiechu.
- Zamknij się, Weasley. Twój kielich nadal jest wypełniony atramentem.
Teraz była moja kolej na niewinny uśmiech, ale przeszkodziła mi McGonagall.
- Panno Fields, za kolejne upomnienie odejmę punkty. Proszę wziąć się do pracy.
Posłałam Weasleyowi ostre spojrzenie, bo jeszcze szerzej się uśmiechał, po czym wyciągnęłam różdżkę i zaczęłam ćwiczyć.
- Rozmawiasz z Weasleyem? - wyszeptała Lizbeth, korzystając z nieuwagi profesorki.
Wymawiała jego nazwisko takim tonem, jakby było to coś obrzydliwego.
![](https://img.wattpad.com/cover/220337379-288-k413392.jpg)
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Fanfic"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...