rozdział pierwszy

1.6K 39 6
                                    

Życie specjalizuje się w wywracaniu dotychczasowego ładu do góry nogami. Tak właśnie stało się szesnastego czerwca, gdy po raz pierwszy w moim domu pojawiła się sowa z kopertą w dziobie zaadresowaną do mnie. Nikt nie był tym specjalnie zaskoczony - moja matka, czystej krwi czarownica, wtajemniczyła nas w magiczną część naszego świata. Dla mojej rodziny nie było też zaskoczeniem informacja zawarta w liście. Ja, Alexandra Fields, zostałam przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

I choć spodziewaliśmy się tego, bo cztery lata wcześniej moja siostra Nicole również otrzymała takie pismo, to dla mnie zmieniło się wszystko. W końcu raczej nie każde dziecko otrzymuje szansę nauki panowania nad swoją magiczną mocą?


Już następnego ranka wyruszyłyśmy na ulicę Pokątną po wszystkie potrzebne w szkole rzeczy. Chociaż widziałam już to miejsce dwa lata wcześniej, to i tak wywarło na mnie niemniejsze wrażenie niż za pierwszą wizytą.

- Zaczniemy od szat. Najlepsze są u madame Malkin - powiedziała mama, wskazując na nieco podniszczone drzwi frontowe jednego ze sklepów.

Weszłam ostrożnie do środka. Na ścianach wisiały całe rolki materiałów w przeróżnych kolorach, a w powietrzu unosiły się centymetry krawieckie. Z tyłu pomieszczenia stała jakaś ciemnoskóra dziewczynka, a za ladą uwijała się madame Malkin, pakując nowe szaty za pomocą różdżki. Czarownica była pulchną, niską kobietą o długich, czarnych lokach i miłej twarzy.

- Szaty dla panny Johnson, proszę bardzo - dobiegł mnie jej skrzekliwy głos.

- Zobacz, to może być twoja przyszła koleżanka - szepnęła mama, popychając mnie nieco w jej kierunku.

Splotłam nerwowo ręce i podeszłam do lady.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry, czy kolejna uczennica Hogwartu? - odpowiedziała żywo kobieta.

- Tak, pierwszy rok - wtrąciła mama, kładąc mi rękę na ramieniu.

Spojrzałam nieśmiało na Johnson, a ona uśmiechnęła się delikatnie.

- Ja też idę do pierwszej klasy - powiedziała śmiało. - Angelina.

Wyciągnęła swoją dłoń w moją stronę, a ja ją uścisnęłam.

- Alexandra.

- W takim razie do zobaczenia w Hogwarcie - powiedziała na odchodne. - Do widzenia!

- Urocza dziewczynka - skwitowała madame Malkin, po czym klasnęła w dłonie. - Proszę, kochanie, wskakuj na stołek!

Wykonałam jej polecenie, a ona skinęła różdżką na jeden z centymetrów, który natychmiast zaczął zdejmować ze mnie miarę. Nie mogłam wyjść z podziwu nad otaczającą mnie magią.

Cały proces zajął kilka minut, a po kolejnym kwadransie trzymałam już w rękach moje nowe szaty szkolne - spódniczkę, koszulę, sweter, płaszcz i buty. Opuściłam sklep z uśmiechem na twarzy. Wyczytałam kolejne pozycje z listy.

- Pójdę kupić ci wszystkie rzeczy do eliksirów, bo to raczej nic ciekawego. Ty za ten czas idź do Ollivandera po różdżkę - postanowiła mama.

Poczułam dreszcz ekscytacji. Od momentu otrzymania listu nie mogłam doczekać się kupna różdżki. Wzięłam sakiewkę z pieniędzmi od mamy i ruszyłam do zakurzonej wystawy sklepu Ollivandera. Weszłam do środka i natychmiast ogarnęła mnie cisza. Wnętrze było wąskie i dość długie, pełne regałów z zakurzonymi pudełkami. Światło padało jedynie zza oszklonych drzwi i dwóch lamp zwisających z sufitu. Przy jednej z półek stał tyłem do mnie chudy, siwy mężczyzna.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz