rozdział trzydziesty czwarty

435 35 3
                                    

 Odwróciłam się od nich gwałtownie, wplatając palce we włosy i próbując się uspokoić. Nie minęły jednak trzy sekundy, a pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją ze złością, ale na jej miejsce zaraz pojawiły się kolejne.

Po dłuższej chwili milczenia usłyszałam kroki, a jeden z Weasleyów stanął po mojej lewej stronie. Przechyliłam nieco głowę, tak że moje dość krótkie włosy lekko zakryły mi twarz. Jedna z rzeczy, których nauczył mnie Slytherin: nie pokazuj swojej słabości.

- Ty płaczesz?

- Chciałbyś - powiedziałam zdławionym głosem. - Płakać przez was?

 W chwilę później po mojej prawej pojawił się drugi z braci.

- To czemu masz mokrą twarz? Nawilżanie?

 Dobrze, powiem im. No już, Fields. Co masz do stracenia?

- Czy wy nie rozumiecie, że zrobiłam to dla tych spotkań?

 Cofnęłam się kilka kroków, żeby patrzeć na ich obu. Nie dbałam już o to, że się przy nich rozkleiłam. Koniec z maskami.

- Co zrobiłaś dla tych spotkań?

- Zeszłam się z Grahamem, idioto! Myślisz, że go kocham? Tego narcystycznego pajaca? Nie, zrobiłam to dlatego, że Lizbeth zauważyła, że znikam! Zauważyła też, że się na mnie gapicie!

- Ale...

- Nie przerywaj mi!

 Wszystko we mnie buzowało, a rozczarowanie przekuło się w złość.

- Mam dość tego wiecznego udawania nadętej, wrednej Ślizgonki! Chciałam znaleźć prawdziwych przyjaciół! A wtedy napatoczyłeś się ty - wskazałam na tego po lewej - albo ty, co za różnica! Zauważyłam swoją szansę! Wahałam się, bo jakby któryś z was mnie wsypał, to byłby koniec! Uwierzyłam, że nie jesteście tacy, za jakich ma was moja matka! A wy? Wy mówicie mi, że jestem... taka jak oni wszyscy... Myślicie, że to wszystko to jakaś głupia gra...

 Nie kontrolowałam już nawet łez, które teraz spływały dwoma strumyczkami po moich policzkach, dając ujście bezsilnej złości i goryczy.

- Chciałaś się z nami zaprzyjaźnić?

 Wtedy dotarło do mnie co właśnie z siebie wyrzuciłam. Na chwilę mnie zmroziło i w mojej głowie zaczęły tworzyć się różne wyjaśnienia, ale zrezygnowałam. Jeśli to ma zadziałać, to muszą poznać mnie, a nie tę Fields, którą pamiętała reszta szkoły - drugą Lizbeth Carrow.

- Może.

 Spojrzeli po sobie krótko, wyraźnie zaskoczeni.

- My nie wiedzieliśmy...

- Oczywiście, że nie wiedzieliście! Gryfoni w gorącej wodzie kąpani! Nie zastanowią się, nie zapytają!

 I nagle moja wściekłość się wyczerpała. Poczułam się zmęczona. Odwróciłam się i podeszłam do wejścia, ukrytego w gładkiej ścianie.

- Wypuśćcie mnie - powiedziałam już swoim zwykłym, opanowanym głosem.

- Nie.

- Wypuśćcie mnie - powtórzyłam.

- Nie - usłyszałam tak samo stanowczą odpowiedź.

 Przymknęłam powieki, modląc się o cierpliwość, po czym znowu stanęłam twarzą do bliźniaków.

- Dlaczego?

- Bo jeszcze nie wysłuchałaś tego, co my mamy ci do powiedzenia.

- Chyba już wystarczająco dzisiaj od was usłyszałam - warknęłam.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz