rozdział trzydziesty

452 35 0
                                    

 W czwartek po Zaklęciach szłam samotnie na obiad do Wielkiej Sali, bo reszta węży miała w tym czasie inne lekcje. Na drugim piętrze wtopiłam się w grupę młodszych Gryfonów, a z naprzeciwka nadchodzili Ślizgoni. Na ich czele stał Malfoy, a gdy zauważył złotą trójcę, przejechał ręką przez swoje platynowe włosy. To nie zapowiadało niczego dobrego.

- Zobacz, Potter! Jak ci się podobają nasze plakietki? - zawołał swoim szyderczym tonem.

 Chwycił za przód swojej szaty, a wtedy zauważyłam jarzący się czerwienią napis: Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU, PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu!

 Podobne odznaki nosili prawie wszyscy Ślizgoni za jego plecami. Malfoy wyszczerzył się złośliwie do Harry'ego i przycisnął swoją plakietkę. Tym razem napis zalśnił na zielono, układając się w słowa: POTTER CUCHNIE.

- Żałosne - prychnęłam pod nosem, i już chciałam przecisnąć się naprzód, żeby zrobić porządek z Draconem, gdy tuż obok mnie usłyszałam znajomy głos.

- Co tutaj się dzieje?

 Była to Lizbeth, a za jej plecami przeciskała się Anne, posyłając niecierpliwiącym się Gryfonom groźne spojrzenia.

No, to to by było na tyle z mojego występu.

- Draco - westchnęłam, niedbale wskazując na grupę rechoczących Ślizgonów.

 Lizbeth rzuciła okiem na blondyna i jego plakietki, po czym uśmiechnęła się z satysfakcją.

- Jednak Malfoy to Malfoy, co? Tak trzymaj, Draco! - zawołała, ale uciszyłam ją syknięciem.

- Popierasz takie szczeniackie zachowanie? Póki co to przynosi nam wstyd!

 Carrow spojrzała na mnie z zaskoczeniem i zmarszczyła brwi. To nie było podobne do starej mnie.

Uniknęłam dalszej konfrontacji, bo w pierwszym rzędzie zawrzało. Wspięłam się lekko na palce i zauważyłam, że Potter wyrywa się w stronę Ślizgona, ale został przytrzymany przez swoich kolegów. Draco śmiał się otwarcie. Musiał powiedzieć coś obraźliwego, bo Gryfon aż trząsł się z wściekłości, ściskając w dłoni różdżkę.

- No, śmiało, Potter. Zrób to, jeśli starczy ci odwagi - wycedził, wyciągając swoją różdżkę.

- No tego już za wiele - warknęłam, i zaczęłam szukać dojścia do tej dwójki, ale poczułam silny uścisk na ramieniu.

- Zostaw ich! Niech Draco pokaże Potterowi, gdzie jego...

 Przerwał jej nagły błysk. Natychmiast się odwróciłam i zobaczyłam promienie zaklęć tryskające z obu różdżek. Jeden z nich trafił w twarz Hermiony, która z piskiem złapała się za usta. Gryfonka oddaliła się biegiem, a zaraz za nią popędził Ron. Uczniowie zaczęli wzajemnie się wyzywać. To był istny chaos.

Z tłumu Ślizgonów wystąpiła dziewczyna o bardzo jasnych, kręconych włosach - Charlotte z mojego rocznika. Podeszła do Malfoya i zmusiła do opuszczenia różdżki. Hałas nagle przycichł, bo wszyscy byli zaskoczeni jej reakcją. Dzięki temu mogłam dosłyszeć jej słowa.

- Draco, miałeś się nie wychylać! - na wpół wyszeptała, a na wpół wykrzyczała Ślizgonka.

- Nie wtrącaj się, nie będziesz mi matkować! - odparował Malfoy, ale nie zdołał się wyszarpnąć z uścisku starszej dziewczyny.

- Będę, jeśli wreszcie coś nie dotrze do twojego pustego łba! A teraz zabieraj swoją świtę i jazda stąd!

 Malfoy wyprostował się z lekceważącym wyrazem twarzy, ale Charlotte coś do niego szepnęła i w końcu odpuścił, rzucając ostatnie wściekłe spojrzenie Potterowi. Gdy przyglądałam się z zaskoczeniem Ślizgonce, nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. Odchrząknęłam.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz