rozdział czterdziesty czwarty

441 35 6
                                    

 Słowa zawarte w liście odbijały się echem w mojej głowie przez cały dzień. Nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem to, że matka się wściekła. Szanowała Weasleyów, ale tylko gdy trzymali się na odpowiedni dystans. Oczywiście najgorsze zdanie miała o bliźniakach.

Od teraz miałam żyć w niepewności i skłóceniu aż do przerwy wiosennej, do powrotu do domu na Wielkanoc. Nie miałam zamiaru się ugiąć, bo i tak nie miałam żadnego wyjaśnienia co do tego zdjęcia. Zatańczyłam z Weasleyem? Tak. Czy żałowałam? Nigdy w życiu.

Chociaż w to drugie zwątpiłam, gdy na mojej drodze do biblioteki spotkałam Freda i George'a. Co prawda na zdjęciu byłam z Georgem, ale większość ludzi nawet by nie poznała, gdyby był na nim drugi z braci. Byłam bardzo wdzięczna George'owi za ten taniec, ale nie mogłam zatrzymać moich myśli, które od razu prowadziły mnie do jego bliźniaka. Od razu przypomniało mi się, że między mną a Fredem stała Angelina.

I Lizbeth.

I moja matka.

I moje postanowienie.

 Zaczęłam się zastanawiać, czy nie byłoby lepiej, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Nadal udawałabym wielką przyjaźń z wężami i miałabym spokój, starając się przetrwać pozostałe dwa lata nauki. Ale czy to w ogóle miałoby sens? Na swoje nieszczęście - i szczęście zarazem - zasmakowałam życia z dwójką narwanych Gryfonów i mi się spodobało. Możliwość przebywania z nimi stała się dla mnie na tyle cenna, że przestałam być nawet tak uważna wobec Lizbeth, nie poświęcając jej i reszcie tyle czasu, co wcześniej.

I niedługo miałam zapłacić za swoją nieostrożność.

Otrząsnęłam się z tej myśli i wyminęłam Weasleyów, posyłając im tylko przelotny uśmiech. Musiałam jakoś nauczyć się żyć z tą świadomością. I zwalczyć kiełkujące uczucie.


- Nie wyglądała na szczęśliwą, co? - rzucił George, gdy Ślizgonka zniknęła za ciężkimi drzwiami biblioteki.

- Zdecydowanie - odparł Fred i zamyślił się na chwilę.

 Od sylwestrowej nocy coś się zmieniło. Gryfon nie był w stanie do końca stwierdzić, czym było to "coś", ale ewidentnie nie było tak samo. I miał pewne obawy, że to Angelina się do tego przyczyniła.

- Freddie, nie chcę znowu naciskać, ale...

- Więc tego nie rób - westchnął Fred, wiedząc, co jego brat ma zamiar powiedzieć.

- ...ale weź się w końcu w garść, do cholery! Od kiedy jesteś taką sierotą? Zawsze taki pewny siebie, wchodzi wszystkim na głowę, a jedna Ślizgonka odbiera ci całą odwagę.

- Wcale nie!

- Wcale tak! - odpowiedział ze złością George, po czym zdzielił swojego brata w głowę. - Wyleciałeś do niej jak na skrzydłach w sylwestra, a z tej komórki wyszedłeś cały czerwony!

- Ja tylko... - chciał się wybronić Fred, ale jego bliźniak był już zirytowany.

- Co, może chcesz mi powiedzieć, że piliście sobie ognistą - prychnął George.

 Zależało mu, żeby otworzyć swojemu bratu oczy. Dziwiło go jego niezdecydowanie. To nie było typowe dla żadnego z nich. Gdy kilka dni wcześniej powiedział mu o jego tańcu z Alex, liczył, że to go obudzi, ale tylko jakoś bardziej się zamknął i jeszcze bardziej zaczął unikać tego tematu.

Fred znowu spojrzał w stronę drzwi biblioteki. Sam nie wiedział, co się z nim działo, a to zbijało go z tropu. Gdy teraz myślał o Alex, widział ją jako przyjaciółkę, ale gdy stawał przed nią i patrzył w te zielone oczy...

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz