Już prawie dotarłam do klasy, gdy obok mnie wyrosły dwie wysokie postacie.
- Pani prefekt wybaczy - usłyszałam cichy głos.
Podniosłam gwałtownie wzrok. Duet Weasleyów. Jeden z nich - najpewniej Fred - bezceremonialnie złapał mnie za ramię i zaciągnął na bok, do jednego z wąskich korytarzy bez przejścia.
- Czego zno... odbiło ci? - warknęłam, starając się opierać, ale chłopak był ode mnie silniejszy.
- Dlaczego wszyscy pytają o to samo? Moje zdrowie psychiczne ma się dobrze, dzięki za troskę - odpowiedział z przekąsem, a ja wzniosłam oczy ku niebu. Cierpliwość to coś, czego mi było trzeba w kontaktach z nim.
Gdy już znaleźliśmy się poza zasięgiem ciekawskich par oczu, udało mi się wyswobodzić z uścisku i odsunęłam się, rzucając podejrzliwe spojrzenia na Gryfonów.
- Zamiast mordować nas wzrokiem, mogłabyś docenić naszą dyskrecję.
Dobra, przynajmniej tyle dobrego, że nie zaczął się wydzierać z drugiego końca korytarza.
- Czego chcesz? - ponowiłam pytanie, zakładając ręce na piersi.
Bliźniak Freda nie odezwał się do tej pory, a jego postawa nie wyrażała zbytniej przychylności wobec mnie. Nawet przestało mnie to już dziwić.
- Mamy do ciebie pewną sprawę - uniosłam brwi na te słowa. - Jednak zanim zaczniesz rzucać w nas jakimiś klątwami, to pozwól mi powiedzieć co mam do powiedzenia, dobrze?
- Tylko szybko. Tak się składa, że za kilka minut mam obronę.
- Wspaniale. Tak się składa, że jak każdy przeciętny Ślizgon jesteś świetna z eliksirów.
- Czego dowodem była dzisiejsza lekcja - prychnął George.
- George, zrób przysługę światu i się zamknij.
Teraz młodszy z bliźniaków również założył wojowniczo ręce i ostentacyjnie odwrócił wzrok. Patrzyłam na stojących przede mną chłopaków w lekkim ogłupieniu. Świetna z eliksirów? O co im chodziło?
- Kontynuuj? - powiedziałam z wątpliwością.
- No i nasza matka... złota kobieta, urocza dla wszystkich z wyjątkiem swojej rodziny... zawarła z nami pewien układ.
Na moją twarz wkradło się zainteresowanie, zastępując wcześniejszą obojętność. Z opowiadań mamy słyszałam, że pani Weasley miała niezłe kłopoty z bliźniakami.
- Kojarzysz nasze gadżety? Bombonierki Lesera, lipne różdżki...?
- Ciężko o nich nie słyszeć. Zdzieracie kasę z naiwnych pierwszorocznych.
- To się nazywa żyłka do biznesów, moja droga.
- Daruj sobie te określenia - prychnęłam. - Ale co w związku z tymi waszymi kreatywnymi śmieciami?
Uśmiechnęłam się słodko po tych słowach, ale Fred pozostawał niewzruszony.
- Nasza mama nie jest nimi zachwycona i wolałaby, żebyśmy zajęli się "poważniejszymi rzeczami". Zanim wyjechaliśmy do Hogwartu w tym roku, wywiązała się niezła awantura, bo...
- W skrócie - możemy się pożegnać z naszymi wynalazkami i planami na przyszłość, jeśli nie zdobędziemy z testów końcowych Powyżej oczekiwań z eliksirów - wtrącił George, decydując się jednak wziąć udział w rozmowie. - Wszyscy wiemy, że Snape będzie za wszelką cenę chciał nas udupić, więc mama myśli, że ma nas w garści i wygrała sprawę.
- Jednak spędziliśmy nad tymi, jak to określiłaś, kreatywnymi śmieciami za dużo czasu, żeby tak po prostu odpuścić. I tu w naszym genialnym planie pojawiasz się ty - uśmiechnął się do mnie czarująco, a ja już wiedziałam, że to nie może być nic dobrego.
- W zasadzie ja byłem za Hermioną, ale...
- Braciszku, nie obraź się, ale nie mamy czasu na twoje zrzędzenie - uciął Fred. - Eliksiry są akurat tą działką, w której Weasleyowie nigdy nie byli mistrzami, więc stwierdziliśmy, że potrzebne nam będą korepetycje.
Zamrugałam kilka razy, przetwarzając wszystkie słowa, którymi zasypywali mnie od dwóch minut. Oni chyba żartowali.
- I ja mam wam udzielać tych korepetycji?
- Mniej więcej?
Obaj wpatrywali się teraz we mnie - Fred z nadzieją i lekkim uśmiechem, a George z rezerwą i zniecierpliwieniem.
- Mówiłam ci, że masz się nie pochylać nad kociołkiem. Nawdychałeś się oparów i gadasz głupoty.
- On zawsze tak się zachowuje - westchnął George.
- Cóż, w takim razie współczuję - odpowiedziałam, a twarz młodszego z bliźniaków nieco złagodniała.
- Ale dlaczego nie? - drążył starszy.
Od czego by tu zacząć?
- Po pierwsze, nawet gdybym chciała wam pomóc, to mam całą paczkę węży na karku, którzy nie dadzą mi żyć, gdy się dowiedzą. Po drugie, co ja będę z tego miała? Dlaczego w ogóle miałabym was uczyć? Jak ty to sobie wyobrażasz? Zwędzisz Snape'owi ingrediencje i będziemy sobie warzyć eliksiry w pokoju wspólnym Gryffindoru, plotkując przy okazji ze złotą trójcą? Jesteś stuknięty, Weasley.
- Wiesz, myślałem, że będzie gorzej.
- Co?
- Myślałem, że zaczniesz się drzeć. Tymczasem prowadzimy bardzo poprawną rozmowę, jak na gryfońsko-ślizgońskie realia.
- Wzruszające. Moja odpowiedź brzmi: nie - odwróciłam się z zamiarem odejścia.
- O składniki się nie martw, tak samo o miejsce. Będziesz z tego miała... dozgonną wdzięczność i nieograniczony dostęp do naszych magicznych gadżetów - dorzucił szybko rudzielec.
- Super! Moja odpowiedź nadal brzmi: nie - w tym momencie zadzwonił dzwonek. - O, wygląda na to, że muszę już iść. Szkoda.
- Alexandro Fields, proszę! - zawołał jeszcze za mną, ale już wyszłam na główny korytarz.
Weszłam do klasy i zajęłam swoje zwykłe miejsce. Po chwili profesor Moody zaczął swój wykład na temat Imperiusa. Ja jednak myślami zostałam z bliźniakami. Fred Weasley chciał, żebym im pomogła. To oznaczało, że mogłabym lepiej ich poznać i spędzić trochę czasu z kimś, kto nie jest irytujący, zadufany w sobie i wredny na każdym kroku. Sama nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Gdzieś z tyłu głowy czułam narastającą chęć zgodzenia się, i to uczucie mnie w jakiś sposób irytowało. Od kiedy tak łatwo ulegałam? I to jeszcze bliźniakom Weasley, przed którymi przestrzegała mnie mama... Może właśnie to moja ciekawość za tym stała. Ale ja miałabym pomagać im z eliksirami? Przecież to jeden z najtrudniejszych przedmiotów. I co, jeśli...
- Czy panna Fields raczy do nas wrócić? - usłyszałam ostry głos Moody'ego.
Wyrwałam się z rozmyślań i spojrzałam w pokiereszowaną twarz profesora.
- Przepraszam.
- Proszę - odpowiedział, naśladując mój głos, a kilkoro Ślizgonów roześmiało się złośliwie. Przeklęte węże.
Moody pokręcił głową, mamrocząc jakieś słowa, po czym wrócił do lekcji.
- Niektórzy naprawdę są paskudni.
Odwróciłam głowę w stronę głosu. Zapomniałam już, że siedziałam obok Charlotte - Ślizgonki o długich, kręconych włosach niemal tak jasnych, jak włosy Draco. Dziewczyna uśmiechała się lekko.
- Taa, chyba się przyzwyczaiłam - odpowiedziałam, nieco zaskoczona.
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Fanfic"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...