rozdział ósmy

631 34 1
                                    

 Gdy pociąg zatrzymał się z cichym piskiem na stacji Hogsmeade, Lizbeth nadal była w złym humorze. Tak, ona zdecydowanie nie lubiła, gdy ktoś się jej przeciwstawiał. Na dworze zdążyło się porządnie rozpadać, więc szybko wyszliśmy z wagonu, zostawiliśmy bagaże na peronie i nakrywając się szatami poszliśmy za innymi w stronę powozów, które czekały na ścieżce, niezaprzężone do żadnego stworzenia.

- Tutaj nawet pogoda jest jakaś popieprzona - warknęła Lizbeth, szarpiąc za drzwiczki najbliższego powozu.

- Panno Carrow! Już zarobiła panna minus pięć punktów dla Slytherinu! - gdzieś z boku dobiegł nas piskliwy głos profesora Flitwicka.

 Blondynka prychnęła tylko i bezceremonialnie wsiadła do środka. Weszliśmy za nią, a wóz ruszył, kołysząc się na wyboistej drodze w górę zbocza. Zadrżałam, gdy zimny wiatr uderzył w moje policzki. Przed nami majaczyły rozświetlone okna Wielkiej Sali, a ja już nie mogłam się doczekać uczty.

- Współczuję pierwszorocznym. Przeprawa przez jezioro podczas ulewy to ostatnie, na co miałabym ochotę po podróży - powiedziała Anne, starając się trochę ogrzać za pomocą różdżki.

- Graham, McGonagall mówiła coś, że ten rok będzie wyjątkowy. Masz jakieś pomysły? - przypomniało mi się nagle.

- Mówiła coś takiego? Nie słuchałem jej.

- No tak. Głupie pytanie - uśmiechnęłam się do niego drwiąco.

 Po kilku minutach przekraczaliśmy już próg Hogwartu, z ulgą witając grube mury osłaniające nas od wiatru. Irytek przygotował powitanie - zrzucał na uczniów balony z wodą. Peter zauważył go pierwszy i wyciągnął różdżkę.

- Protego Maxima! - nad całą naszą piątką rozciągnęła się niewidzialna tarcza, która uchroniła nas przed dodatkową ilością zimnej wody. - Przeklęty poltergeist!

 Irytek odkrzyknął coś niecenzuralnego w odpowiedzi, co wywołało atak szału u McGonagall.

- IRYT! NATYCHMIAST WYJDŹ ALBO KRWAWY BARON SIĘ TOBĄ ZAJMIE! - wrzasnęła, strasząc przy okazji jakichś drugoroczniaków. Jeden z nich wyłożył się na kamiennej posadzce jak długi.

 Zaniosłam się z Anne zduszonym śmiechem i przeszło nam dopiero, gdy zajmowałyśmy miejsca wśród pozostałych Ślizgonów. Wielka Sala jak zawsze robiła wrażenie - tysiące świec, zaczarowane sklepienie i nakryte złotą zastawą stoły. Usiedliśmy w niezmiennej od paru lat konfiguracji - ja i Graham przodem do stołu Gryfonów, Peter, Anne i Lizbeth naprzeciwko. Kilka minut później miejsce obok Grahama zajęła Madeleine - moja współlokatorka, uprzednio ściskając każdego z nas. Zazwyczaj trzymała z Krukonami, ale gdy już przebywała przy stole Slytherinu, siedziała z naszą paczką. Zaczęła opowiadać o wakacjach u swojej francuskiej części rodziny, podczas gdy Sala zapełniała się kolejnymi uczniami. Bliźniacy Weasley siedzieli po lekkim skosie od nas, przodem do Ślizgonów i zaśmiewali się z czegoś, co powiedział Lee Jordan - ich przyjaciel. Niedaleko nich zajmowała miejsca złota trójca - Harry, Ron i Hermiona. Moje bezsensowne rozmyślania przerwał Albus Dumbledore, prosząc o ciszę. Później było już rutynowo - McGonagall wprowadziła przemoczonych pierwszaków, a Tiara zaśpiewała swoją nową piosenkę, tym razem o zjednoczeniu czarodziejów i przyjaźni. Odbyła się niemiłosiernie długa Ceremonia Przydziału, po której już miałam nadzieję na spróbowanie tradycyjnych przysmaków, gdy Dumbledore najwyraźniej zbierał się do jakiejś dłuższej wypowiedzi.

- Dumby, no weź, umieram z głodu - warknął Peter, a ja go rozumiałam.

 Dyrektor powstał, spojrzał na nas znad swoich okularów i przemówił czystym, mocnym głosem:

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz