Hagrid poprowadził nas w górę zbocza, przez dziedziniec, aż do wrót zamku. Na tle ciemnego nieba budynek sprawiał niezwykłe wrażenie, nieco posępne, ale dumne i magiczne. Grube mury z szarego kamienia były pokryte w niektórych miejscach mchem i porostami, a z ogromnych okien sączyło się ciepłe światło. Weszliśmy zwartą grupą do środka, do Sali Wejściowej - kwadratowego, przestronnego holu. Na jego końcu stała szczupła, starsza czarownica w szmaragdowozielonych szatach i ze spiczastym kapeluszem na głowie.
- To jest pani profesor McGonagall - powiedział Hagrid, gdy zatrzymaliśmy się przed nią.
- Dziękuję, Hagridzie. Możesz już iść do Wielkiej Sali - powiedziała profesor, a gdy gajowy odszedł, kontynuowała. - Jak już słyszeliście, nazywam się Minerwa McGonagall, jestem zastępcą dyrektora Hogwartu. Za chwilę przejdziemy drzwiami po waszej prawej stronie, które prowadzą do Wielkiej Sali. Tam odbędzie się ceremonia przydziału. Musicie trafić do swojego domu, jednego z czterech, którymi są Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw oraz Slytherin. Wszystkiego dowiecie się podczas uczty. A teraz ustawcie się w dwójkach.
Przez chwilę panowało zamieszanie. Lizbeth stanęła z Anne, ale na szczęście podeszła do mnie Angelina.
- Znowu się spotykamy - powiedziała na powitanie. - Robi wrażenie, co?
- I to jakie - potaknęłam, po czym uśmiechnęłyśmy się do siebie.
McGonagall poprosiła o ciszę, po czym poprowadziła nas w stronę drzwi. Gdy tylko przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali, zaniemówiłam. Była to ogromna sala o zaczarowanym sklepieniu, które odzwierciedlało aktualny wygląd nieba na zewnątrz. Wzdłuż pomieszczenia ciągnęły się niezwykle długie stoły z ławami, na których siedzieli uczniowie i patrzyli na nas z zainteresowaniem. Na wprost, w poprzek sali, stał nieco krótszy stół, przy którym zajmowali miejsce nauczyciele. Na środku, w bogato zdobionym fotelu siedział stary czarodziej z długimi, srebrnymi włosami i brodą, w okularach-połówkach i błękitnych szatach. Był to Albus Dumbledore. Największe wrażenie robiły jednak unoszące się w powietrzu tysiące świec, które oświetlały całą salę.
- Niesamowicie - wyszeptałam.
- Genialnie - potwierdziła Angelina.
Dotarliśmy do podestu, na którym stał stół grona pedagogicznego, a tam ustawiliśmy się w kilku rzędach. McGonagall przyniosła Tiarę Przydziału i ułożyła ją na stołku przed nami. Zrobiło się zupełnie cicho, a potem Tiara zaczęła śpiewać swoją pieśń o domach i Hogwarcie. Śpiewający kapelusz był dość niecodziennym widokiem, ale powoli przyzwyczajałam się do tych "magicznych nowinek". Gdy Tiara umilkła, głos zabrała McGonagall.
- Kiedy wyczytam nazwisko, osoba ta podchodzi, siada na stołku, a ja wkładam na jej głowę Tiarę Przydziału. Następnie udaje się do stołu swojego nowego domu - patrząc od strony stołu nauczycielskiego, stół Slytherinu znajduje się po lewej, następnie jest stół Gryffindoru, Hufflepuffu i po prawej stronie - stół Ravenclawu. Czy to jasne?
Pokiwaliśmy głowami, a profesor rozwinęła rolkę pergaminu, którą trzymała w ręce, i przeczytała pierwsze nazwisko:
- Asher, Veronica!
Z rzędu wystąpiła dziewczyna o ciemnobrązowych włosach i okularach na nosie. Usiadła na stołku, a McGonagall włożyła Tiarę na jej głowę. Przez krótką chwilę było słychać tylko ciche szemranie Tiary, po czym zawołała donośnie:
- Hufflepuff!
Rozległy się oklaski ze strony Puchonów, a Veronica odetchnęła i ruszyła do stołu. Czyli nie było w tym nic trudnego. Wyłączyłam się na chwilę, aż do chwili, gdy wyczytano Lizbeth. Ledwo Tiara dotknęła jej włosów, a już krzyknęła:
- Slytherin!
Burza oklasków, a Lizbeth uśmiechnęła się z wyższością i rzucając mi pokrzepiające spojrzenie ruszyła do swojego stołu. Clarens, Chelatou i Conti trafili do Ravenclawu, a Ethany i Errols do Hufflepuffu.
- de la Cruz, Madeleine!
Z rzędu wystąpiła dziewczyna o ciemnoblond włosach. Trafiła do Slytherinu, na co trochę się skrzywiła, ale pocieszyły ją gratulacje przy stole.
- Dukes, Peter!
Na stołku usiadł blondyn, który po dłuższej chwili trafił do Slytherinu. Później w większości przewijały się Gryffindor i Hufflepuff.
- Fields, Alexandra!
Zmroziło mnie na chwilę, ale poczułam na ramieniu uścisk Angeliny i wyszłam na drżących nogach z rzędu. Usiadłam na stołku, a po chwili na oczy nasunęła mi się Tiara. Miałam ograniczone pole widzenia, ale zauważyłam jeszcze Lizbeth przy stole Ślizgonów, przyglądającą mi się z zaintrygowaniem.
- Proszę, kolejna krew Lestrange'ów. Ale twoja matka nie miała za wiele wspólnego ze swoimi braćmi, nie, nie... Umysł masz dość tęgi, inteligencji ci nie brakuje, to się przydaje Krukonom... Cenisz sobie odwagę i śmiałość, której czasami ci brakuje, a w tym pomógłby ci Gryffindor... Masz też dobre serce, wierność przyjaciołom... może Hufflepuff? Ale jest w tobie sporo chęci stania się kimś, nie chcesz być słaba... jesteś dobra, ale przebiegła... drzemie w tobie pewność siebie i duża siła, ale potrzebujesz bodźca, żeby je uwolnić... to mi pasuje do Slytherinu... Co ja mam z tobą zrobić? Pod różnymi względami pasujesz do każdego domu.
"Slytherin" - pomyślałam, mając w uszach słowa Lizbeth o wielkości Ślizgonów.
- Slytherin? Tak, mogę się zgodzić... pasujesz tam, chociaż może jeszcze nie czujesz tego, ale za kilka lat to się zmieni... Dobrze, już wiem... SLYTHERIN! - zawołała, a mi kamień spadł z serca.
Czułam się jak ogłuszona, gdy szłam obok pozostałych pierwszaków i uśmiechałam się blado. Opadłam na miejsce naprzeciw Lizbeth.
- Co tak długo? Gdzie chciała cię przydzielić Tiara? - spytała Carrow, gdy już odebrałam gratulacje ze strony innych Ślizgonów.
- Mówiła, że pasuję do każdego domu.
- O matko, dobrze, że wybrała Slytherin, bo nawet zdążyłam cię polubić - stwierdziła złotowłosa.
Nie mogłam się skupić przez najbliższy kwadrans, ale wyłapałam, że Angelina trafiła do Gryffindoru. Zrobiło mi się przykro, bo przecież Ślizgoni nie lubili się z Gryfonami. Lizbeth chyba zauważyła moje rozczarowanie, bo powiedziała:
- Daj spokój, jeśli jest Gryfonką, to znaczy, że nie jest odpowiednia dla nas.
Potaknęłam bez przekonania. Anne dołączyła do nas, ale powiedziała, że Tiara chciała przydzielić ją do Ravenclawu. Liz tylko prychnęła na te słowa z pogardą. Obaj bliźniacy Weasley trafili do Gryffindoru, co Carrow skwitowała krótkim:
- Pasują do tych idiotów.
Czułam się niekomfortowo, gdy słyszałam te obelgi, ale chyba musiałam się do tego przyzwyczaić. Uśmiechnęłam się z dumą - byłam Ślizgonką.
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Hayran Kurgu"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...