Dotarliśmy do wagonu dla nauczycieli i prefektów. Siedzieli tam już wszyscy nowi prefekci. Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem na widok pary z Ravenclawu. Dziewczyna o wyjątkowo kręconych włosach siedziała wyprostowana na swoim miejscu, w idealnie gładkich szatach i z uprzejmym zainteresowaniem na twarzy. Jej towarzysz natomiast wyglądał tak, jakby nie do końca wiedział, co w ogóle robił w tym przedziale. Wyglądał na jeszcze głupszego od Flinta, gdy ten jeszcze chodził do Hogwartu.
- Dzień dobry panno Fields, panie Montague - skinęła nam głową McGonagall.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy chórem i zajęliśmy wolne miejsca tuż przy wejściu.
Razem z nami siedzieli też prefekci naczelni, robiąc bardzo ważne miny. Kątem oka zobaczyłam, że Montague tak jak ja powstrzymuje śmiech. Zaczynałam poważnie zastanawiać się nad tym, dlaczego nie zrezygnowałam z tytułu prefekta. Może jedynie dostęp do ich łazienki z olbrzymią wanną był kuszący.
- Jeśli jeszcze się nie znacie, pozwólcie, że najpierw przedstawię wam nazwiska nowych prefektów oraz prefektów naczelnych - zaczęła McGonagall. - Prefektami naczelnymi są panna Gabrielle Speedley - Krukonka o czarnych lokach skłoniła się lekko. - oraz pan Adrian Pucey - tego Ślizgona akurat znałam. Choć z natury złośliwy, był jedynym ze starszych uczniów, który nie dręczył pierwszorocznych i nie faulował wszystkich dookoła na boisku do quidditcha.
- Przepraszam, jeśli pani profesor pozwoli - rękę podniósł ciemnowłosy Puchon. - Jakie warunki trzeba spełnić, aby zostać prefektem naczelnym?
- Mieliśmy do tego przejść za chwilę, ale skoro już pan zapytał... - McGonagall westchnęła, kręcąc głową. - Przede wszystkim trzeba być w ostatniej, siódmej klasie oraz osiągać bardzo dobre wyniki w nauce. Bycie wybranym na jednego z dwóch prefektów naczelnych to duże wyróżnienie, na które trzeba zasłużyć. A teraz, pan pozwoli, że przedstawię naszych nowych prefektów.
Chłopak kiwnął głową, rumieniąc się lekko. Był wyjątkowo rozlazły, nawet jak na Puchona.
- Tak więc, prefekci Gryffindoru to panna Alicja Spinnet oraz pan Charles Wiltshire. Prefektami Hufflepuffu - tu spojrzała znacząco w stronę bruneta. - są panna Charlaine Stokes wraz z panem Patrickiem Bones. Prefektami Ravenclawu zostali panna Catherine Clearwater i pan Aaron Stephens. Oprócz tego jest jeszcze dwójka szóstoklasistów, którzy zastąpią zeszłoroczną parę prefektów Slytherinu - panna Alexandra Fields oraz pan Graham Montague.
Przez chwilę panowała cisza, podczas której wzajemnie się sobie przyglądaliśmy. Charlaine skrzywiła się nieco, gdy nasze spojrzenia się spotkały, na co odruchowo uniosłam brew w lekceważącym geście. Od razu spojrzała w drugą stronę. I znowu to zrobiłam - zamiast starać się robić nieco lepsze wrażenie, posyłałam wszystkim te złośliwe spojrzenia. Takie zachowanie chyba już za bardzo weszło mi w krew.
Później głos znowu zabrała McGonagall, przedstawiając nam nasze obowiązki i przywileje. Odejmowanie punktów uczniom innego domu, ubieganie się o szlabany dla nich w sytuacjach uzasadnionych - tu spojrzała w naszą "ślizgońską" stronę, na co tylko prychnęłam.
- Przepraszam, pani profesor, ale to, że jestem Ślizgonką, nie oznacza, że będę starała się utrudnić życie wszystkim dookoła - powiedziałam spokojnie. - Trochę niesprawiedliwe jest szufladkowanie uczniów według tego, w jakim są domu.
McGonagall popatrzyła na mnie z mieszaniną zniecierpliwienia i zażenowania. Wiedziała, że mam rację. Gdy znowu spojrzałam przed siebie, napotkałam zniesmaczone spojrzenie Clearwater. Pewnie dla niej było to niedopuszczalne pyskowanie, ale ja tylko broniłam się przed stereotypami. Uśmiechnęłam się lekko.
- Hmm, no dobrze. Więc wasze obowiązki są już omówione. Radzę podejść do sprawy poważnie, bo ten rok będzie dość... wyjątkowy - kontynuowała, nieco zbita z tropu. - Chciałam was też sobie przedstawić, aby nieco przełamać pierwsze lody i zachęcić was do współpracy. Zorganizowana siatka prefektów usprawnia całą pracę. Teraz wasi starsi koledzy mają wam coś do powiedzenia. Panno Speedley.
Wyjątkowy rok? Zainteresowały mnie te słowa, podobnie zareagowała Violet. Jednak nikt nie powiedział już nic więcej w tym temacie.
Czarnowłosa odchrząknęła i przemówiła miękkim głosem:
- Na początku, cieszę się, że mogę być waszą przełożoną. Jak już wiecie, nazywam się Gabrielle. Jestem po to, aby wam pomagać w "służbowych sprawach", ale nie tylko. Jeśli będziecie mieli jakiś problem lub obawy, to śmiało możecie do mnie z nimi przyjść. Bycie prefektem to obowiązki, ale po czasie na pewno już do nich przywykniecie i będziecie je traktować, mam nadzieję, poważnie.
Powiedziała jeszcze o kilku innych rzeczach, między innymi o tym jak wejść do łazienki prefektów. Później głos zabrał Ślizgon o ciemnoblond włosach.
- Mam na imię Adrian. Byłbym wdzięczny, gdybyście nie zawracali mi głowy jakimiś nieistotnymi sprawami. Mam wystarczająco dużo do roboty bez tego. Tak, Montague, mam na myśli treningi quidditcha - prychnął, widząc rozbawienie na twarzy Grahama. - Nie bądźcie jak Flint i nie rzucajcie obelgami na prawo i lewo. Troszkę to irytujące. W razie pytań idźcie najpierw do Gabrielle.
- Panie Pucey, czy pan w ogóle ma jakiekolwiek obowiązki prefekta naczelnego? - przerwała mu McGonagall.
- Tak, znoszę wszystkich nowych prefektów - odpowiedział, a Gabrielle roześmiała się pod nosem.
- Myślę, że wszyscy jesteśmy na tyle dojrzali, aby sobie poradzić z naszym zadaniem - powiedziała chłodno Catherine, unosząc wyżej brodę. Szczerze mówiąc, była trochę denerwująca.
Po jakimś kwadransie spotkanie dobiegło końca. Zaproponowano nam herbatę i ciastka w towarzystwie nauczycieli, ale ja i Graham ulotniliśmy się jak najszybciej. Za drzwiami parsknęliśmy śmiechem, przedrzeźniając co śmieszniejsze urywki konwersacji. Brunet był nawet zabawny, czym nadrabiał swoje zadufanie.
- ...albo jak Clearwater kazała się zamknąć temu Stephensowi. "Aaron, pani profesor teraz mówi!" - naśladował jej oburzony ton.
Śmiejąc się, szliśmy w stronę naszego przedziału. Odwróciłam głowę, chcąc coś jeszcze dorzucić, gdy rozsunęły się drzwi obok. Zanim zdążyłam spojrzeć w tę stronę, poczułam, że na kogoś wpadam. Zatrzymałam się gwałtownie, a za mną Graham. Spojrzałam przed siebie i nieco w górę. Patrzyłam w brązowe oczy, nad którymi układały się pojedyncze kosmyki rudych włosów. Weasley.
Na początku mojej nauki w Hogwarcie nie miałam zbyt dobrej opinii o bliźniakach, którzy wydali mi się wtedy być po prostu głupimi żartownisiami. Zwłaszcza, że pierwsza konfrontacja z nimi miała miejsce w łódce na jeziorze, gdy straszyli wszystkich naokoło wielką kałamarnicą (która swoją drogą naprawdę mieszkała w tych wodach). Jednak z biegiem lat trochę dorośli (psychicznie i fizycznie, osiągając jakiś metr dziewięćdziesiąt) i stali się naprawdę popularni w szkole. Słynęli ze swoich żartów i uprzykrzania życia niektórym nauczycielom. W gruncie rzeczy byli nawet przyjaźni, z tym swoim beztroskim sposobem bycia i przekornym błyskiem w oku. Jednak Lizbeth od początku mówiła mi, że to jeden z najgorszych "sortów". Oczywiście uwierzyłam.
- O, czy to ta obrończyni z łódki? - zagadnął, a za jego plecami pojawiła się druga, niemal identyczna twarz.
- O, czy to ten idiota z łódki? - odpowiedziałam instynktownie.
- Odwal się, Weasley - wtrącił się Montague.
- Och, jak oryginalnie. Po nazwisku - chłopak przewrócił oczami.
- Graham, chodźmy po prostu. Szkoda czasu - powiedziałam, łapiąc za rękaw chłopaka obok mnie.
- Fred, chyba musimy uważać! To byli nasi nowi prefekci! - usłyszałam jeszcze, po czym obaj parsknęli śmiechem.
- Kretyni - warknął Graham, wchodząc za mną do naszego przedziału.
- Ludzie ich lubią - wzruszyłam ramionami. - Więc nie mogą być aż tacy źli.
- Chyba się przesłyszałem?
- Nie sądzę.
![](https://img.wattpad.com/cover/220337379-288-k413392.jpg)
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Fiksi Penggemar"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...