rozdział dwunasty

515 33 10
                                    

- Dlaczego uciekłaś przed McGonagall, zamiast dokopać Gryfonom?

- I prawie biegłaś do zamku!

 Przymknęłam na chwilę powieki, po czym powiedziałam bezbarwnym tonem:

- Możecie przestać? Maglując mnie w kółko nie uzyskacie odpowiedzi.

 Po przerwaniu bójki bez słowa, nie czekając na nikogo poszłam do zamku, przeklinając w duchu moich cudownych przyjaciół. Że też akurat musiałyśmy tamtędy przechodzić! Gdy tylko dołączyli do mnie na kolacji, od razu zasypali mnie pytaniami i podejrzeniami. Jedynie Peter raczej siedział cicho i tylko słuchał.

- Ostatnio nie jesteś sobą, Alex. Jeszcze rok temu postarałabyś się dla nich o szlaban - powiedziała Anne.

 Cóż, właśnie problem w tym, że teraz byłam sobą w stu procentach.

- Mam dość tego wiecznego uprzykrzania życia Gryfonom czy innym Puchonom! Ile my mamy lat? Pięć? - odwarknęłam, ze złością dziobiąc widelcem w sałatce.

- Coś mi się zdaje, że cię do nich ciągnie. Przestałaś wieszać na nich psy razem z nami. A ta dzisiejsza akcja na błoniach, gdy kazałaś mi odpuścić? - argumentowała Lizbeth.

"Tak, Carrow, wyobraź sobie, że tak właśnie jest! Chcę zmienić swoją cholerną opinię złośliwiej, dumnej Ślizgonki!" - miałam ochotę powiedzieć, ale nie zrobiłam tego.

- Mam wystarczająco dużo zajęć i nie mam potrzeby wyszukiwania dodatkowych problemów z jakimikolwiek innymi uczniami. Na patrolach odpowiednio im się dostaje.

- To akurat prawda. Alex jedzie z nimi równo - potwierdził Graham.

Wow, Montague, w końcu się na coś przydałeś.

Najczęściej to dzięki tym wężom byłam w wystarczająco podłym nastroju, przez co inni podwójnie obrywali.

Po tych słowach trochę odpuścili, ale w powietrzu było wyczuwalne napięcie. Denerwowało mnie to, że oni oczekiwali, że będę taka, jak by sobie tego życzyli. I znowu wracałam do punktu wyjścia: gdybym nie usiadła w przeklętym przedziale z Lizbeth... Przerwałam te myśli. To była przeszłość, której nie mogłam zmienić.

- Będę już szła - mruknęłam, chwyciłam płaszcz i odeszłam od stołu.

 W tym czasie przy stole Gryffindoru siedziała cała drużyna, nadal krzywiąc się po reprymendzie opiekunki ich domu. Nie dość, że prawiła im dziesięciominutowe kazanie, to jeszcze dołożyła każdemu szlaban. Ze Snapem.

- Sam zobacz. Czy tak wygląda zadowolona z siebie osoba? - szepnął Fred, nadal przyciskając torbę z lodem do swojej szczęki. McGonagall odmówiła usunięcia opuchlizny za pomocą magii i kategorycznie zabroniła tego innym, a wszyscy posłusznie jej potakiwali. "Może jak poczujesz, to zmądrzejesz!" - powiedziała.

- No nie wiem... jak dla mnie to po prostu wygląda jak wkurzona Ślizgonka.

- George, ona odjęła punkty Slytherinowi. Nie może być taka jak ci jej przyjaciele.

 Młodszy z bliźniaków tylko wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia. Starszy patrzył za dziewczyną aż do momentu, gdy zniknęła za drzwiami. Zdecydowanie była inna.

Gdy dotarłam do pokoju, niedbale rzuciłam płaszcz i szal, po czym padłam na łóżko. Utwierdzałam się w przekonaniu, że cudem będzie, jeśli nie oszaleję przed końcem roku szkolnego.


 W środę po kolacji miałam serdecznie dosyć Ślizgonów w pokoju wspólnym. Draco pokłócił się o coś z Pansy, która nawrzeszczała na niego i poleciała do swojego dormitorium, z hukiem zatrzaskując drzwi. Gdyby w naszym salonie były okna, to pękłyby na kawałki. Siedziałam wtedy przy jednym ze stołów razem z moją paczką i kilkoma innymi osobami z naszego rocznika. Wpatrywałam się przez chwilę z zaskoczeniem w Draco, który chyba po raz pierwszy zaniemówił, a chwilę później stał pod tymi samymi drzwiami. Wstałam, zbierając swoje rzeczy.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz