rozdział trzydziesty ósmy

428 40 0
                                    

- No i patrz, nie dość, że stary Snapey nadal głowi się nad naszą cudowną poprawą w Eliksirach, to jeszcze znaleźliśmy normalnego Ślizgona.

- Poprawka: prawie normalnego Ślizgona. Jeszcze trochę trzeba ją poduczyć zabawy.

 Bliźniacy przekładali liczne pudełka w tajemnym pokoju. Praktycznie każdego tygodnia otrzymywali nowe zamówienia swojej jeszcze niezbyt szerokiej, ale ciągle rosnącej linii produktów.

Alex zdążyła już awansować, i teraz oprócz pomagania Weasleyom z Eliksirami, pracowała razem z nimi nad nową serią magicznych wynalazków. A przynajmniej próbowała zrozumieć ich fenomen.

- Lubisz ją, prawda? - spytał George, pakując zębate frisbee.

- Alex?

- No a o kim ze Slytherinu rozmawiamy? - przewrócił oczami George.

 Fred zatrzymał się na chwilę i podniósł wzrok znad pergaminu, z którego wykreślał kolejne pozycje.

- Lubię ją. I jest mi jej po prostu żal - odpowiedział. - Dlaczego w ogóle pytasz?

 Młodszy zawahał się przez moment, zanim kontynuował.

- Dobrze się dogadujecie.

 Fred westchnął i wyprostował się, zakładając ręce.

- O o ci chodzi, Georgie?

- Nie pomyślałeś nigdy, że to z nią chciałbyś pójść na bal?

 George zdecydował się już nie kluczyć wokół tematu. Zauważył, że w ciągu kilku tygodni ich relacje ze Ślizgonką znacznie się pogłębiły, ale zauważył też, że jego brat szczególnie wyczekiwał kolejnych spotkań z nią.

- Angelina też jest moją przyjaciółką.

- Unikanie odpowiedzi, rozumiem. Poszedłbyś z Alex, gdyby nie...

 Fred odwrócił się gwałtownie plecami do swojego brata, nagle interesując się jednym z pudełek.

- Chcę jej pomóc, bo to nie jest normalne, że musi udawać kogoś kim nie jest, gdy wchodzi do lochów. Jej przyjaciele nie daliby jej żyć, gdyby się dowiedziała, co tak naprawdę robi, a Carrow zadbałaby, żeby ściągnąć jej na głowę również matkę. To chyba wyjaśnia, dlaczego chcę dać jej trochę zwykłego życia?

 George nie spodziewał się tak rozbudowanej odpowiedzi. Potwierdziła ona jednak jego przypuszczenia, że Fredowi zaczynało zależeć na Ślizgonce bardziej niż na Angelinie.

- Jasne - odpowiedział George, wymownie przeciągając sylaby.

 Fred spojrzał na swojego brata. Oczywistością było to, że byli ze sobą wyjątkowo mocno związani już od urodzenia. Praktycznie wszystko robili razem i zdawali się rozumieć bez słów. Starszemu z Weasleyów nigdy to nie przeszkadzało; w końcu z bratem zawsze wspólnie knuli intrygi i świetnie się bawili robiąc na złość Filchowi.

Teraz jednak chciałby, żeby George przestał doszukiwać się nie wiadomo czego w jego znajomości z Alex. Polubił ją, to prawda. Imponowała mu inteligencją i determinacją, ale dowiedział się też, że w środku w gruncie rzeczy ma dobre serce i wcale nie jest "drugą Carrow", za którą uchodziła przez ostatnie kilka lat. Może gdyby nie potrzeba natychmiastowego podniesienia wyników w Eliksirach, nigdy nie miałby okazji do poznania prawdziwej twarzy Ślizgonki. Może nie przez przypadek jedna z tych aerokulek wpadła akurat na nią, gdy siedziała pod drzewem. To wtedy zaskoczyło go to, że nie zaczęła go wyzywać w ślad za Lizbeth. I tak narodził się pomysł wciągnięcia jej do pomocy. Wiedział, że może go wyśmiać i zrównać z ziemią, ale przecież Fred Weasley nie bał się ryzyka. I nie dałby się zastraszyć jakiejś Ślizgonce.

I musiał przyznać, choć niechętnie, że już wtedy George go przejrzał. Uparł się na przekonanie akurat tej Alexandry Fields, bo było to swego rodzaju wyzwaniem. Mógł poprosić Hermionę, ale nie miał ochoty na mądre wykłady czternastolatki. Liczył na to, że ze Ślizgonką byłoby ciekawiej.

I tak w rzeczy samej było, a nawet dzięki temu Weasleyowie - George z początku opornie - przekonali się (wybiórczo) do Slytherinu.

Ale nadal byli tylko dobrymi znajomymi, ewentualnie stawali się przyjaciółmi.

- No i coś się tak zawiesił? Rozmarzyłeś się o Alex w sukience na bal? - powiedział George, szczerząc zęby.

- Ty to jednak jesteś wybitnie głupi - warknął Fred, ale uśmiechnął się. - A myślałem, że ten tytuł przysługuje tylko Ronowi.

- Wybitnie głupi to jest Bagman, jeśli myśli, że nas wykiwa.

 Bliźniacy wymienili zirytowane spojrzenia. Nadal nie otrzymali swoich pieniędzy z zakładu o wynik Mistrzostw Świata. Skończyli pakowanie i wyszli z pokoju, żeby zdążyć przemknąć się do pokoju Gryfonów przed godziną policyjną.

W salonie zajęli miejsca przy oknie i pogrążyli się w dyskusji na temat zdobycia swoich galeonów. Zapisywali na pergaminie pomysły wymuszenia tego na Bagmanie.

- No dobrze, ale przecież nie może nas wiecznie unikać... - westchnął we frustracji George. - W końcu na...

- Kto was unika?

 Koło nich przechodziła właśnie złota trójca, a Ron zatrzymał się obok swoich braci, przyglądając się podejrzliwie ich niezadowolonym twarzom.

- Niestety nie ty - odparł zgryźliwie Fred.

- Spadaj, Ron, to sprawy dorosłych.

- Wy też nie macie jeszcze siedemnastu lat! - oburzył się Ron, próbując zerknąć na kartkę leżącą na stole.

- Brawo, jednak umiesz liczyć! - warknął George. - To jak już się popisałeś, to lepiej znajdź sobie partnerkę na bal, bo to ci nie idzie.

 Ron poczerwieniał na twarzy, ale założył ręce i spojrzał na swojego brata wyzywająco.

- A skąd ty to niby możesz wiedzieć?

- Ron, znamy cię od prawie piętnastu lat, wiemy, że z dziewczynami ci nie wychodzi - powiedział niecierpliwie Fred.

- Więc na twoim miejscu zapytałbym w końcu kogoś, bo za niedługo pozostanie ci tylko Millicenta Bulstrode. Z Hermioną ci chyba nie wyszło?

 Nagle Ron opadł na wolny fotel obok George'a i przybrał nieszczęśliwą minę.

- Hermiona już z kimś idzie. Tak twierdzi. Ale pewnie kłamie, co?

 Fred wychylił się w fotelu, żeby lepiej widzieć Gryfonkę.

- Nie mam zamiaru ocierać ci buźki, jak już się popłaczesz, ale wydaje mi się, że ktoś mógł zauważyć szybciej od ciebie, że Hermiona jest dziewczyną.

- Zawaliłeś, Ronald. A teraz wyjazd stąd, bo nie możemy w spokoju rozmawiać.

 Obaj bliźniacy jakoś nie mieli serca, żeby powiedzieć mu, że Lee usłyszał, że to Krum zaprosił przyjaciółkę Rona.

 Najmłodszy Weasley skrzywił się, rozczarowany słowami Freda, ale wstał i odszedł w stronę dormitoriów.

- Mógłby wziąć przykład ze swoich starszych braci - powiedział George, kładąc nogi na stole.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz