rozdział osiemnasty

479 33 2
                                    

 Na każdych zajęciach z eliksirów starałam się ograniczać kontakt z Weasleyem do minimum. Starannie ignorowałam jego zaczepki, próby podjęcia tematu, a nawet przytyki do mojego wyglądu. Tak było i tym razem.

- Wiesz, w zasadzie jesteśmy do siebie całkiem podobni. Na przykład oboje mamy rude włosy.

 Powstrzymałam się od skomentowania. Od zawsze byłam wyczulona na różnicę pomiędzy rudymi, a kasztanowymi włosami. Zamiast tego dodałam do naszego kociołka idealnie odmierzoną porcję jaskółczego ziela.

- Orientujesz się może jak powinien wyglądać wzorcowy eliksir postarzający?

 Te słowa przykuły moją uwagę, ale rzuciłam mu tylko krótkie spojrzenie.

- Mówiłeś, że umiesz czytać.

- Tak, ale liczyłem na coś więcej niż suchą regułkę z książki.

 Nagle w mojej głowie zaświeciła się lampka. Coś tu nie grało.

- Czekaj, eliksir postarzający? Przecież w tym roku nie mamy go w... - przerwałam na widok pełnego samozadowolenia uśmiechu. - To jest to, co chcecie zrobić, żeby wrzucić nazwiska do Czary Ognia.

- Nic takiego nie mówiłem.

 Siliłam się na zachowanie spokoju i dalsze milczenie, ale nie wytrzymałam. Nachyliłam się nieco w stronę rudzielca i zaczęłam w miarę cichy wywód.

- Czyś ty zdurniał?! Wiedziałam, że jesteście głupi i nieodpowiedzialni, ale żeby aż tak? Jak coś schrzanicie, a jest to wysoce prawdopodobne, to możecie nie wyjść ze skrzydła szpitalnego przez tygodnie! Poza tym, Dumbledore nałożył zabezpieczenia na tę czarę, a jeśli myślisz, że dałby się oszukać przez dwójkę narwanych Gryfonów z eliksirem postarzającym, to jesteś w błędzie!

- Proszę o ciszę - wycedził Snape, ale nie byliśmy jedyną szepczącą między sobą parą, więc niezbyt się przejęłam.

 Mierzyłam Freda ostrym spojrzeniem, a ten patrzył się na mnie z tymi swoimi iskierkami rozbawienia, jeszcze bardziej mnie irytując.

- Jak już zostanę zwycięzcą turnieju, to może wspomnę o pewnej zrzędliwej i nadopiekuńczej Ślizgonce, która starała się mnie odwieść od tego zmyślnego pomysłu.

- Nie jestem nadopiekuńcza! Mam gdzieś, co będziecie robić, a będę pierwszą, która roześmieje się na widok waszych pustych łbów w powietrzu! A skoro już rozmawiamy, to moje włosy są... Cholera.

 Zirytowana straciłam swoją nienaganną staranność i koncentrację, w efekcie czego dodałam do mieszaniny zdecydowanie za dużo krwi salamandry. Patrzyłam w otępieniu, jak płyn zaczyna wrzeć i zmienia kolor na granatowy.

- Co ty...

- Na ziemię! - krzyknęłam, odzyskując trzeźwość umysłu.

 Weasley nawet nie drgnął, więc jedną ręką złapałam go za rękaw szaty, a drugą nacisnęłam na jego kark, zmuszając do ruchu. Schroniliśmy się pod stołem, a ja przywarłam do jego pleców, zaciskając powieki, gdy nasz eliksir właśnie wybuchł. Otworzyłam oczy, spodziewając się gęstej cieczy na podłodze wokół nas, ale zamiast tego usłyszałam chłodny głos Snape'a.

- Evanesco.

 W następnej chwili ponad blatem zauważyłam twarz Grahama. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, a ja zdałam sobie sprawę, że nadal tkwię wtulona w Weasleya. Oderwałam się od niego i wstałam, a Fred zaraz po mnie. Kociołek był zdeformowany i wypalony, a w miejscach, gdzie ciecz zdążyła spaść przed interwencją profesora, ławka była pokryta czarną sadzą. Przełknęłam nerwowo ślinę i uniosłam wzrok. W klasie panowała zupełna cisza, a wszyscy przyglądali się nam z szokiem na twarzach.

- Śmiem twierdzić, że to Weasley wysadził wasz eliksir?

 Te słowa były dla mnie zupełnym zaskoczeniem, ale nie dałam tego po sobie poznać. Milczałam, a Gryfon nawet nie próbował się bronić.

- Uznam, że milczenie jest potwierdzeniem. Jako, że zachowałaś zimną krew i zastosowałaś się do obowiązujących zasad bezpieczeństwa, nie ukarzę Slytherinu. Natomiast Gryffindor traci trzydzieści punktów. Dodatkowo Weasley otrzymuje szlaban. Z panem Filchem, w czwartek.

 Nadal stałam niewzruszona, chociaż było to niesprawiedliwe. Nie czułam jednak jakiejś wielkiej chęci do naprostowywania tej sytuacji. Ślizgoni mieli w zwyczaju ratowanie własnej skóry.

- Proszę posprzątać, zaraz koniec zajęć. Nie zaliczyliście dzisiejszej pracy.

 Reszta uczniów powoli wracała do swoich eliksirów. Napotkałam spojrzenie Lizbeth, które tym razem wyrażało niepokój, a może nawet odrobinę troski. Och, jak uroczo. Może jednak nie życzyła mi śmierci.

Uporaliśmy się z bałaganem, a w międzyczasie reszta uczniów zaczęła opuszczać klasę. W środku został jeszcze George, który wyjątkowo ociągał się z pakowaniem. Zebrałam się w sobie i trąciłam lekko Gryfona.

- Przepraszamtojazepsułam - wyrzuciłam na jednym wydechu, nie do końca wiedząc, dlaczego jest mi ciężko okazać skruchę wobec niego.

 Chłopak uśmiechnął się z politowaniem.

- Nie szkodzi. Hermiona odrobi stracone punkty, a szlaban jakoś przeżyję. Groźby Filcha o podwieszaniu mnie za ręce pod sufitem już nie działają. Zresztą, to nie pierwszy i nie ostatni. W sumie to jestem trochę zaskoczony.

 Spojrzałam na niego pytająco.

- Uchroniłaś moją wspaniałą aparycję przed katastrofą. A tak na poważnie, to dzięki. Gdyby nie ty, to pewnie nadal bym się gapił w ten kociołek jak kretyn.

- Jakoś za miło się zrobiło, co? Powiedzmy, że to był taki ludzki odruch - po tych słowach zabrałam torbę i odeszłam kilka kroków, przystając jeszcze na chwilę. - A kończąc myśl, moje włosy są kasztanowe, a nie rude, Weasley. Lepiej zapamiętaj.

- Co za różnica?

- W skrócie, moje są ładniejsze.

 Wyszłam z sali, gdzie czekał na mnie Graham. Byłam trochę zdziwiona jego zachowaniem, ale przeszłam po prostu obok, a on się dołączył.

- Wszystko w porządku? - wypalił.

- No... tak.

- Jak to się w ogóle stało? Tylko krzyknęłaś, a zaraz potem był wybuch i...

- Weasley dodał za dużo krwi salamandry - skłamałam, trzymając się wersji Snape'a.

- Idiota zawsze znajdzie sposób, żeby coś zepsuć - warknął. - Tylko dlaczego się tak do niego przytulałaś? To nie on powinien nadstawiać karku za ciebie?

- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale gapił się bez ruchu w kociołek. Nie chciałabym mieć go na sumieniu.

 W milczeniu poszliśmy dalej, a na drugim piętrze rozdzieliliśmy się. Ja poszłam na obronę przed czarną magią, a Graham na zaklęcia. W tym czasie bliźniacy szli kilka metrów za nami, rozmawiając.

- Dzisiaj chyba miałeś wystarczający dowód na to, że nie jest taka jak Carrow i jej świta.

- Niby tak, ale nadal uważam, że powinniśmy zachować ostrożność. To Ślizgonka, a wiesz jacy oni potrafią być. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się upierasz.

- George, ja wiem, że masz jakieś trzy szare komórki, ale zacznij myśleć! To jest nasza szansa. Zapomniałeś już?

- A nie moglibyśmy poprosić Hermionę? Jest jedną z naszych, a z eliksirami radzi sobie równie dobrze, co ta twoja Alex.

- Myślałem o tym, ale ona wczułaby się w rolę do tego stopnia, że zadawałaby nam prace domowe. Nie wiem jak ty, ale ja szanuję swój czas wolny.

- Dobra, widzę, że i tak ty już zdecydowałeś - westchnął z rezygnacją George, a jego brat uśmiechnął się triumfująco.

- Świetnie, w takim razie chodźmy. Właśnie rozdzieliła się z Montaguem.

 Fred przyspieszył, a George z lekkim ociąganiem ruszył za nim. Wiedział, że jak jego bliźniak się na coś uparł, to był koniec.



Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz