rozdział dwudziesty drugi

462 32 1
                                    

 Po chwili wahania wyszłam z naszego dormitorium za Lizbeth i Anne. Nie rozumiałam tego całego zamieszania wokół chłopaków z Durmstrangu, ale z tyłu głowy nadal miałam słowa Freda. Mieli próbować z czarą dzisiaj. Przecież chciałam się ponabijać z ich porażki, prawda?

Przecięłyśmy przez pokój wspólny i po chwili wpadłyśmy do Wielkiej Sali, gdzie ustawiono Czarę Ognia. Stała na kamiennym podwyższeniu w samym środku pomieszczenia, a stoły, przy których jedliśmy posiłki zostały nieco przesunięte, aby zrobić więcej miejsca. Na ławach siedzieli inni uczniowie, wpatrując się z niemym zachwytem w bladoniebieskie płomienie wydobywające się z czary. Wokół niej, na posadzce, widniał okrąg o średnicy kilku metrów. Musiała to być bariera nałożona przez Dumbledore'a. Dziewczyny wpatrywały się maślanymi oczami w kilkunastu Bułgarów, którzy ściskali kawałki pergaminu w dłoniach, a chłopcy za ich plecami patrzyli z cieniem zazdrości. Na ławie, tuż przy grupie delegatów, siedziała Madeleine w otoczeniu swoich krukońskich znajomych, a jej twarz była dziwnie zszarzała. Nieco na uboczu była nawet Hermiona z książką na kolanach. Ruszyłam za moimi współlokatorkami, które stanęły koło jednego ze stołów w niewielkiej odległości od czary. Widziałam stąd bardzo dobrze, jak Krum pewnym krokiem przekracza linię wieku i wrzuca karteczkę do naczynia, z którego buchnęły iskry. Gdy odwracał się, aby wyjść z kręgu, posłał uśmiech do siedzącej w pewnej odległości od innych Hermiony. Nie spodobało się to Ślizgonkom.

- Czy on uśmiechnął się do tej szlamy? - wycedziła Lizbeth.

- Może woli brązowe włosy? - powiedziałam niewinnie.

 Carrow posłała jeszcze jedno nienawistne spojrzenie nieco zakłopotanej Hermionie. Nagle jakby ochłonęła i odwróciła wzrok, zakładając ręce na piersi. Pewnie pomyślała o swoim prefekcie naczelnym.

Po chwili Karkarow zabrał swoich uczniów i udał się ku wyjściu z sali. Właśnie chciałam powiedzieć Anne, że już gumochłony są ciekawsze od Bułgarów, gdy zza drzwi usłyszałam czyjś triumfalny krzyk. Odwróciłam głowę w tamtą stronę, a oto do sali wbiegli bliźniacy Weasley, bardzo z siebie zadowoleni. Grupa, składająca się przeważnie z Gryfonów, wyraźnie ożywiła się i zaczęła klaskać.

- Niedobrze mi się robi na ich widok - stwierdziła Lizbeth, ale oparła się o stół za nami.

 Tymczasem podekscytowani uczniowie zasypywali pytaniami Weasleyów.

- Macie to?

- Będziecie próbować?

- Jak to zrobicie?

 Bliźniak, który wpadł pierwszy do sali, uśmiechnął się krzywo i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni szaty fiolkę z jakimś płynem.

- Skończyliśmy to dziś rano.

- Świeżutki eliksir postarzający.

 Ich słowa spotkały się z pomrukiem uznania, ale wtedy rozległ się wyraźny, śpiewny głos Hermiony:

- Nic z tego nie będzie!

 Bliźniacy spojrzeli po sobie z zaintrygowaniem, po czym podeszli do dziewczyny.

- Tak? A niby dlaczego?

 Hermiona zatrzasnęła książkę i spojrzała na nich z politowaniem.

- Linia wieku - wskazała na świetlisty krąg.

- No i co?

 Gryfonka westchnęła ze zniecierpliwieniem, a bliźniacy wymienili rozbawione spojrzenia.

- To, że dwójka narwanych uczniów z eliksirem postarzającym nie da rady oszukać kogoś takiego, jak Dumbledore. To idiotyczne.

 Bliźniacy prychnęli na te słowa i odwrócili się twarzą do czary, a tym samym twarzą do mnie.

- I właśnie dlatego może nam się udać - powiedział jeden.

  Drugi z nich sięgnął ręką, aby odgarnąć kilka rudych kosmyków z czoła, a wtedy mnie zauważył. Uśmiechnął się zaczepnie i dodał:

- Bo to takie idiotyczne.

 I wtedy już wiedziałam, który jest który.

Dwójka Gryfonów weszła na ławę, na której siedziała Hermiona z lekkim oburzeniem na twarzy. Wstrząsnęli swoimi fiolkami i odkorkowali je. Wszyscy na sali przyglądali im się w napięciu, jedynie gdzieś z boku dochodziły mnie słowa o braku mózgów i coś o ścieraniu komuś uśmieszków z twarzy.

- Gotowy, Fred?

- Gotowy, George!

- To do dna! - powiedzieli wspólnym głosem.

 Jednym łykiem pochłonęli swoje eliksiry, po czym zeskoczyli z ławy prosto do wnętrza okręgu. Nic się nie wydarzyło, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że aż do tej pory wstrzymywałam oddech, wbijając sobie palce w ramię. Czułam się wyjątkowo głupio.

Sala rozbrzmiała radosnymi okrzykami, a bliźniacy przybili sobie piątkę z szerokimi uśmiechami na twarzach. Później wyjęli swoje kartki z imionami i podeszli do czary, wrzucając je do środka w tym samym momencie. Posypały się iskry, tak, jak wcześniej.

- Nie mów, że im się... - wymamrotałam, ale przerwał mi donośny huk.

 Z Czary Ognia buchnęły ogromne płomienie, które tym razem przybrały szkarłatną barwę. Niewidzialna siła wyrzuciła Gryfonów na kilkanaście stóp, gdzie uderzyli o kamienną posadzkę z głuchym łupnięciem.

- Nie udało im się - odpowiedziała Anne.

 Kilka osób wydało cichy okrzyk i z przerażeniem wpatrywało się w Weasleyów, którzy z jękiem podnosili się do pozycji siedzącej. Lizbeth i Anne parsknęły drwiącym śmiechem, ale ja wcale do nich nie dołączyłam, wbrew temu, co powiedziałam Fredowi na Eliksirach. Razem z innymi gapiłam się z szeroko otwartymi oczami na bliźniaków. Zmusiłam się jednak do złośliwego uśmiechu.

- No, Alex, na co czekasz? Użyj tej swojej błyszczącej odznaki - prychnęła Lizbeth, a ja wyjątkowo chętnie jej posłuchałam.

 Ruszyłam przed siebie, w stronę chłopaków. Nagle wszyscy zaczęli się śmiać, a ja zobaczyłam, co było tego powodem. Każdemu z braci wyrosły gęste, siwe brody. Włosy też przestały być rude i proste, wydłużyły się, sięgając ramion i zmieniły kolor na srebrny. Gdy oni też zdali sobie z tego sprawę, rzucili się na siebie, klnąc i obwiniając tego drugiego. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, bo jak każdy byłam w lekkim szoku, ale z pomocą przyszedł sam Dumbledore.

- Ostrzegałem was - powiedział z przekornym błyskiem w oku.

 Fred w końcu puścił George'a, albo odwrotnie, i po chwili sami dołączyli do śmiejących się uczniów.

- Panno Fields, proszę zaprowadzić tych śmiałków do pani Pomfrey. Chyba przyda im się kuracja odmładzająca.

 Skinęłam tylko głową, a dyrektor odszedł. Bliźniacy wstali z podłogi i spojrzeli na mnie, a ja pokręciłam głową z rezygnacją.

- Wszystkiego musicie doświadczyć na własnej skórze, co?

- Żebyś wiedziała. Do naszej kolekcji brakuje jeszcze starcia ze Ślizgonem - odpowiedział niewinnie Fred, rzucając mi znaczące spojrzenie.



Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz