Przez cały kolejny tydzień próbowałam jakoś przedrzeć się przez górę prac domowych, których nawał zesłali na nas nauczyciele. Twierdzili, że za chwilę w głowach będzie nam tylko bal, więc korzystali z ostatnich chwil, gdy nasze umysły były jeszcze "dostatecznie jasne".
- No do jasnej cholery! - usłyszałam wściekły syk Anne. - Nigdzie tego nie ma!
Szatynka ze złością zatrzasnęła jakąś starą, bardzo zniszczoną książkę i sięgnęła po kolejną ze stosu leżącego na stole. Przysunęła ją do siebie z równą furią.
- Anne ma problem z zadaniem, czy mogę już zacząć panikować? - powiedział Peter, za co został obdarzony zniecierpliwionym prychnięciem.
Zaśmiałam się pod nosem, a Peter to zauważył i wyszczerzył do mnie zęby. Była to jedna z tych nielicznych okazji, gdy siedział z nami w salonie Ślizgonów, a nie w jakimś bliżej nieokreślonym zakątku siódmego piętra wraz z Noelle.
- "Wyjaśnij negatywne skutki drugiego średniowiecznego buntu goblinów, używając co najmniej dwudziestu argumentów"... Zatłukę tego Binnsa, po prostu go zaduszę gołymi rękoma - mruczała do siebie Anne, przerzucając strony podręcznika. - W naszej książce podają siedem, a w innych tylko się powtarzają.
- Nie chcę nic mówić, ale raczej duszenie nic tutaj nie da - zauważyłam.
- Och, faktycznie, gość jest duchem - warknęła Anne. - Dzięki za przypomnienie, jeszcze bym popełniła gafę i zapytała go, kiedy ma zamiar wybrać się na tamten świat.
- Do usług - skwitowałam z uśmiechem.
Odchyliłam się do tyłu na krześle, odpoczywając chwilę od wypracowania na Zielarstwo i jednocześnie gratulując sobie w duchu zrezygnowania z Historii magii. Mimowolnie spojrzałam przez ramię Grahamowi, który głowił się nad Zaklęciami.
Aby zaklęcie redukujące spełniało swoje wszystkie funkcje, rużdżka musi być w nienagannym stanie technicznym.
- Graham, myślę, że po tylu latach powinieneś już to wiedzieć, ale "różdżka" nie piszemy przez "u" otwarte.
Lizbeth nie mogła nie skorzystać z okazji i zaśmiała się szyderczo, ale zupełnie ją zignorowałam.
Taki sam błąd popełnił w zeszłym tygodniu Fred, czego razem z Georgem nie mogliśmy mu odpuścić.
- I ty nazywasz się moim bliźniaczym bratem? Lepiej nie mów tego głośno, bo to skaza na mojej reputacji - drwił George, krzywiąc się z udawaną odrazą.
- Ale przecież i tak jesteście identyczni, więc... - westchnęłam, wznosząc oczy ku niebu.
- Nie jesteśmy identyczni! - odpowiedziały mi dwa zgodne głosy.
Fred, który siedział przy stole, i George, który stał nad nim i z niego drwił, patrzyli na mnie z tym samym "oburzeniem" na twarzach.
- Zaraz to ty dostaniesz karne wypracowanie, panno Fields - zagroził Fred. - "Wymień piętnaście różnic dowodzących, że Fred i George Weasleyowie nie są identyczni".
Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na nich z uśmiechem.
- Różnica numer jeden: Fred Weasley ma bardziej garbaty nos.
- No teraz to sobie nagrabiłaś! Co masz do mojego nosa? - oburzył się rudzielec.
- Ależ nic! - odparłam z niewinnym zaskoczeniem. - Tylko wykonuję zadaną mi pracę!
Fred wstał od stołu i przeszedłszy trzy kroki znalazł się tuż przy mnie, patrząc na mnie zmrużonymi oczami.
- Może pod tym jednym względem jesteśmy identyczni.
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Fanfiction"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...