rozdział trzydziesty pierwszy

427 38 7
                                    

- Dlaczego ciągle do tego wracasz? Nie wystarczy wam to, że się zgodziłam? - odpowiedziałam, przewracając oczami. W środku jednak zastanawiałam się nad odpowiedzią.

- Niby tak, ale... Ślizgoni nie są... tacy. - odpowiedział kulawo George.

 Spojrzałam na niego ze zniecierpliwieniem i nagle zrozumiałam.

- Już wiem. Zastanawiacie się, kiedy wbiję wam nóż w plecy, tak?

 Pod naporem mojego spojrzenia młodszy z bliźniaków lekko się zmieszał, ale w naturze Gryfonów nie leżała uległość i strach.

Odetchnęłam, po czym kilka razy zabrałam się do kontynuowania, ale słowa jakoś nie chciały sensownie się ułożyć. W końcu wyrzuciłam z siebie:

- Powiem to tylko raz. Nie mam w planach niszczenia komukolwiek życia, nieważne, w jakim domu by ta osoba była. Jeśli jednak macie co chwilę rzucać mi podejrzliwe spojrzenia, to ja odpadam.

 Tym razem odezwał się Fred.

- Ja ci ufam.

 Trzy słowa, które sprawiły, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Popatrzyłam na niego z zaskoczeniem.

- Przecież ty mnie nawet nie znasz... - wydukałam.

- No i co z tego? - odparł niedbale Fred. - George'a znam całe życie a i tak powierzyłbym mu co najwyżej kamień.

- Ja bym tobie nawet kamienia nie dał, Merlin jeden wie co byś z nim zrobił - odgryzł się jego bliźniak, uderzając brata w ramię.

 W normalnych warunkach zaczęliby się teraz przepychać, ale George odwrócił głowę w moją stronę i zadał kolejne pytanie.

- No dobra, ty jesteś półkrwi, nie? Jak w Sly...

- Chwila, skąd wy wiecie takie rzeczy? - przerwałam mu, marszcząc brwi.

 Fred rzucił szybkie spojrzenie bratu, ale ten uśmiechnął się szelmowsko i odpowiedział, powoli i wyraźnie.

- Fred sprawdził w kartotekach Filcha. Znalazł tam trochę informacji.

 Przeniosłam spojrzenie na starszego z braci, który trzepnął George'a w głowę.

- No co, no co? Niech wie, z kim jej przyszło pracować.

- Grzebałeś w biurze Filcha? Po co? - zapytałam, zbita z tropu.

- A wiesz, to takie przyjemne miejsce. Dawno nas na niczym nie przyłapał, więc się trochę stęskniłem.

- Taak, nie ma to jak powrót na stare śmieci.

 Czy oni kiedykolwiek byli poważni?

- No, to jak już to mamy wyjaśnione, to moje pytanie. Jak w Slytherinie traktują tych bez czystej krwi? - kontynuował George.

- Normalnie. Tylko mugole mają gorzej. Jeśli się natkną na kogoś takiego jak Lizbeth - wzruszyłam ramionami.

- Ta cała twoja psiapsi jest stuknięta. Tylko chodzi i wrzeszczy. Ewentualnie na odwrót - powiedział Fred, podpierając głowę na rękach.

 Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem na te słowa, które w zasadzie dobrze opisywały Ślizgonkę. Zakryłam usta dłonią, niby kaszląc.

- Oj, daj spokój, przy nas i tak nie wytrzymasz bez śmiechu - powiedział George, szczerząc zęby.

- Czyżby? Przekonamy się - odparowałam.

- Czy to jest wyzwanie? Bo jak tak, to już przegrałaś.

Nie chcę widzieć testraliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz