Obeszłam pusty stadion z zamiarem zaczekania na bliźniaków przy szatni. Z niewielkiego budynku wychodziła właśnie jedna z szukających Gryfonów.
- Alicjo! - zaczepiłam ją szybko. - Są tam Weasleyowie?
Dziewczyna posłała mi lekko zaskoczone spojrzenie, po czym się uśmiechnęła.
- Są, właśnie dostają ochrzan od Angeliny! - po tych słowach zarzuciła sobie miotłę na ramię i weszła na stadion.
„Co oni znowu zrobili" - pomyślałam i podeszłam bliżej.
Z szatni wyszła jeszcze Katie Bell, aż w końcu, po kilku minutach wyszli bliźniacy. Obaj byli w swoich szkarłatno-kremowych szatach do gry. Zanim zdążyłam to powstrzymać, przez moją głowę przemknęła szybko myśl, że dobrze w nich wyglądają.
- Jesteście w końcu! - krzyknęłam, na co oni odwrócili się w moją stronę, a jeden z nich uśmiechnął się nieznacznie. Drugi był raczej zaskoczony.
„Fred po prawej, George po lewej" - wywnioskowałam z ich zachowania.
- Co tu robi pani prefekt? Chcesz podpatrzyć naszą taktykę? - powiedział Fred, podchodząc bliżej, a to samo zrobił jego brat.
- Och, ja tylko przekazuję wam informację od Snape'a. Macie szlaban. W sobotę o jedenastej - powiedziałam, uśmiechając się z lekką satysfakcją na widok ich twarzy.
- Ale chyba nie mówisz o tej sobocie? - spytał George, otwierając szeroko oczy.
- Właśnie o tej, Sna... chwila. Czy w sobotę gracie z nami? - zapytałam, nieco zaskoczona ich reakcją.
- Tak, w tę sobotę gramy ze Ślizgonami! - nagle u ich boku pojawiła się wściekła Johnson. Coś zimnego opadło na dno mojego żołądka, ale starałam się patrzeć na dziewczynę z obojętnością. - A ty, na wzór swoich podłych, oślizgłych kolegów, kombinatorów od siedmiu boleści, zrobiłaś wszystko, żeby...
Naszym relacjom daleko było do przyjaźni, więc większość konwersacji kończyła się tak samo - krzykiem.
- Chwileczkę! - przerwałam jej, również podnosząc głos. - Ja nie ustalałam tego szlabanu, tylko przekazuję słowa Snape'a! Wiesz co, Johnson? Trochę to mało szlachetne i roztropne wrzucać wszystkich do jednego wora!
- Ale tak jest zawsze! Wszyscy Ślizgoni są po jednych pieniądzach! - wrzasnęła. Weasleyów chyba zamurowało, bo stali w miejscu, gapiąc się na nas. - Tylko szukacie sposobu na zwycięstwo, zamiast grać uczciwie! Tak robił Flint, tak robi Montague, tak...
- Ale ja nie jestem ani Flintem, ani Montaguem! I byłabym wdzięczna, gdybyś przestała wrzeszczeć, bo nie masz pojęcia o czym mówisz! A wszystko przez tą chorą nienawiść!
Johnson opuścił ręce i nieco pobladła. Chyba spodziewała się innego zachowania.
- Się porobiło - westchnął Fred, który odzyskał rezon. - Nie ma co wojować ze Ślizgonami, Angelino. A już na pewno nie z takimi jak ona.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - warknęłam jednocześnie z Johnson.
Fred parsknął śmiechem, a jego brat przyglądał się całej tej scenie z dziwnym błyskiem w oku.
- Co to za wrzaski? - z szatni wychyliła się ostatnia osoba z drużyny - Wybraniec Harry Potter.
- Och, nic takiego. Mały konflikt interesów, wiesz jak wygląda integracja w naszym Hogwarcie - odpowiedział Fred.
Potter potoczył wzrokiem po tym małym zbiegowisku i zauważył mnie. Jego twarz lekko stężała.
- Gdzie Ślizgoni, tam awantury.
Wzniosłam oczy ku niebu. Miałam dość tych stereotypów o moim domu.
- A gdzie Gryfoni, tam chaos - wycedziłam.
Johnson wyraźnie traciła już cierpliwość. Treningi były dla niej świętością, co najwyraźniej przejęła po Woodzie.
- Macie zagrać w sobotę. Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie - warknęła do bliźniaków, po czym skinęła na Pottera. - Chodźmy, zaczniemy rozgrzewkę. A wy macie trzy minuty - dodała, znowu wskazując na Weasleyów.
Pomaszerowała w stronę boiska, a za nią ruszył Harry, ze swoją Błyskawicą na ramieniu. Stałam przez chwilę w milczeniu, nadal wlepiając wzrok w ściany trybun.
- Można się tego było spodziewać po Snapie - wymamrotałam.
- Stary nietoperz. A McGonagall wciśnie kit, że nasze zachowanie jest wyjątkowo karygodne i powie jej, żeby wystawić rezerwowych - prychnął Fred.
- Już przegraliśmy. Rezerwowi są beznadziejni - mruknął George, po czym zaklął, kopiąc ze złością jakiś kamień.
W mojej głowie pojawiła się pewna myśl. Odmówiłam im pomocy z Eliksirami, ale może zamiast tego... ale to by skreśliło moją opinię zimnej Ślizgonki... ale czy nie tego właśnie chciałam?
I zanim zdążyłam to skonsultować z mózgiem, usłyszałam własny głos:
- Jest pewien sposób na to, żebyście odwalili robotę i zagrali w meczu.
Obaj bliźniacy spojrzeli na mnie z ciekawością.
- Hermiona nie ma już tego cacka do zmieniania czasu - powiedział George.
- Nie chodzi o żadne zmienianie czasu! Chodzi o mnie.
Patrzyli na mnie w osłupieniu, na co westchnęłam z rezygnacją i przewróciłam oczami.
- Pamiętacie, kim jestem? Prefektem. A co robią prefekci? Pilnują uczniów na szlabanach, jeśli nie chce się tego robić nauczycielom.
- Odrobisz karę za nas? - zapytał Fred z nadzieją.
- Bardzo śmieszne, Weasley - prychnęłam. - Jeśli zechcę, to przekonam Snape'a, żeby oddał mi opiekę nad wami, na co pewnie z chęcią przystanie. Bez urazy, ale on was naprawdę nie znosi.
- No coś ty? - wtrącił się George.
- A już myśleliśmy, że wyśmiewanie i poniżanie na każdym kroku to jego przejaw miłości!
- Zrujnowałaś nasze nadzieje.
Uśmiechnęłam się pod nosem, kręcąc głową.
- Słuchajcie mnie! Pomogę wam na tym szlabanie, bo pewnie będziecie czyścić kociołki. Poznałam po tym, że od kilku tygodni hoduje w nich każdy możliwy brud. Załatwimy to szybko, powiem Snape'owi, że skończyliście, a wy pójdziecie grać.
- A dlaczego miałabyś pomóc Gryffindorowi? - zapytał podejrzliwie George.
Zawahałam się przez chwilę, nie wiedząc, jak bardzo szczerze odpowiedzieć.
- Powiedzmy, że Ślizgoni czasami działają mi na nerwy.
Bliźniacy przyglądali mi się jeszcze przez chwilę, ale twarze im pojaśniały. Fred podszedł do mnie, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Cudownie jest mieć oswojoną Ślizgonkę pod ręką - powiedział i zarzucił swoje ciężkie ramię na moje barki.
- Dobra, spadać na trening! Już! - pogoniłam ich. - I ani słowa nikomu! Sama nie wierzę, że zaproponowałam wam pomoc.
- Tak jest! - odwrócili się i ruszyli w stronę wejścia.
- Hej! A co wy znowu przeskrobaliście u Johnson? - przypomniało mi się.
- Nic takiego! Ona dramatyzuje!
- Może tylko zaczarowaliśmy odrobinę tablicę ogłoszeń...
- ...która nie wiedzieć czemu zaczęła wypisywać ciekawe epitety na temat drużyny Ślizgonów! - dokończył Fred i pobiegł ze swoim bratem na stadion.
Patrzyłam za nimi, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zostałam jeszcze przez chwilę, gapiąc się w przestrzeń. George zdawał się spojrzeć na mnie nieco przychylniej. Może to nie był aż tak zły pomysł?
CZYTASZ
Nie chcę widzieć testrali
Hayran Kurgu"Najpierw zakochał się w wyzwaniu, którym dla niego była. A potem... zakochał się w jej dobrym sercu, które skrywała pod chłodną powłoką, w jej zawziętym charakterze, który dotrzymywał kroku dwóm przekornym Gryfonom, w jej zielonych oczach, które lś...