40. Troskliwa

7.3K 496 10
                                    

 – Oszalałeś?! – krzyczałam, wyrywając się z jego uścisku. – Zostawiłeś tam skatowanego chłopaka! – ostro gestykulując. – Wracam tam! – warknęłam, odwracając się na pięcie. Ten chwycił mnie za ramię.

 – Natalie, nie rób tego-  – mówił, próbując pohamować nerwy. Ostatecznie, stwierdziłam, że powrót na miejsce ich bójki faktycznie nie byłby dobrym pomysłem. Wróciłam na drogę prowadzącą do domu. Pędziłam, a Jayson wlókł się za mną, zostając w tyle.

     Przez całą drogę w głowie siedziała mi ta chora sytuacja. Logan, który próbuje zrobić mi krzywdę i Jayson, który ratuje mnie. Ale cholera jasna! Nie tędy droga! Wystarczyłoby w zupełności, gdyby odepchnął tego gnoja i zabrał mnie stamtąd. W głowie kołowały mi wszystkie myśli. W końcu stałam przed domem, odwróciłam się... było pusto. Ani żywej duszy. Nie mam zielonego pojęcia kiedy chłopak zniknął. Nie wiem, czy odprowadził mnie do domu, czy od centrum szłam już sama. Byłam tak bardzo zdenerwowana, że nie zauważyłam jego nieobecności, ale... dlaczego tak nagle zniknął? Bawił się w jakiegoś pieprzonego anioła stróża?! Teraz żałowałam, że tak się na niego darłam. Nie powiedziałam nawet głupiego 'dzięki'.

     Weszłam do mieszkania. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że łzy płynął po moich policzkach. Przebiegłam przez salon, wycierając twarz. Zobaczyłam jedynie, że Grace siedzi z Ally i jeszcze jedną jakąś kumpelą na kanapie. Chyba nawet mnie nie zauważyły. Wciąż ciągnęłam nosem, nie mogąc powstrzymać szlochu, który wyrywał się prosto z mojej piersi. Władało mną okropne poczucie winy. Z jednej strony byłam wściekła na Logana, a drugiej strony było mi go żal. Jeśli natomiast chodzi o Jaysona, byłam wściekła na niego, za tą bójkę, a jednocześnie jak by nie było też wdzięczna za uratowanie. Pomyślałam wtedy, że moje życie jest pojebane i bez sensu. Otworzyłam okno, by wywietrzyć pokój. Rozchyliłam okiennice i uklęknęłam na parapecie.

 – Nie Natt! Nie rób tego! – usłyszałam zrozpaczony głos Grace.

 – O co Ci chodzi? – jęknęłam, kiedy rzuciła się na mnie i zamknęła w uścisku.

 – Nie skacz – mamrotała, wtulając we mnie nos.

 – Nie zamierzam skakać – zaśmiałam się, zeskakując na podłogę.

 – Uffff... – przetarła dłonią czoło. Usiadła na łóżku, chwytając mnie za ręce. – Ale chyba nie powiesz mi, że wszystko jest w porządku – naciągnęła bluzkę na dłoń i przetarła mój policzek. Uśmiechnęłam się blado.

 – W porządku to już chyba nie będzie... – rozkleiłam się.

 – Eeeej... – objęła mnie ramieniem i potarła dłonią o moje przedramię.

 – Okey, okey- uśmiechnęłam się przez łzy. – Czekają na Ciebie – powiedziałam, uchylając drzwi. Grace podeszła do mnie.

 – Jeśli chcesz, mogę im powiedzieć, żeby poszły do domu – spojrzała pokrzepiająco.

 – Nie, nie. Idź – udawałam, że czuję się lepiej. Chyba ją to przekonało.

     Po chwili usłyszałam już jej kroki na schodach. Opadłam na łóżko wypuszczając powietrze. Jeszcze przez chwilę dało się słyszeć muzykę dobiegającą z dołu, która ucichła po jakiś pięciu minutach.

 – Śpisz...? – dostrzegłam Grace stojącą u progu drzwi. Nic nie odpowiedziałam. Siostra podeszła do mojego łóżka, usiadła i zaczęła głaskać mnie po plecach. – Kazałam im iść do domu – mówiła zmartwionym głosem. Czyżby ona też miała serce? Uniosłam się lekko i oparłam głowę o ścianę.

 – Nie musiałaś – jęknęłam.

 – Ale chciałam – znów uśmiechnęła się do mnie. Chyba w ciągu całego życia nie uśmiechnęła się do mnie co w ciągu dzisiejszego dnia. Dziwne...  – To co, pogadamy? – zapytała z nadzieją.

 – Jestem trochę zmęczona – wymamrotałam, udając, że ziewam.

 – Nie wykręcaj się.

 – No dobra... – nabrałam powietrza w płuca.  – Historia nie jest długa. Umówiłam się do kina z takim jednym frajerem, który zaciągnął mnie w jakąś ciemną uliczkę. Chciał zrobić mi krzywdę i Jayson mnie uratował – mówiłam wszystko na jednym tchu, a kiedy skończyłam najzwyczajniej wzruszyłam ramionami.

 – Jak to zrobić krzywdę?! – wstała gwałtownie, zaciskając pięści.

 – Spokojnie – powiedziałam, ściągając ją znów do pozycji siedzącej.

 – Ale... zaraz... mój Jayson? – kiwnęłam niepewnie głową. – Co on tam do cholery robił?! – znowu poderwała się z miejsca. Nie miałam pojęcia co mógł tam robić, więc obojętnie wzruszyłam ramionami.  – O ile się nie mylę, miał być w pracy – drapała się po szyi.

 – Widocznie szybciej skończył – powiedziałam, wyrywając ją z zamyślenia.

 – Z resztą, nie ważne... Dobrze, że nic Ci nie jest – pogłaskała mnie po policzku.  – Moja mała siostrzyczka – objęła ramieniem.

 – Nie taka mała – powiedziałam przez uśmiech, delikatnie zdejmując jej rękę ze swoich pleców.

 – Pójdę zrobić kakao – puściła do mnie oczko, a po chwili zniknęła w korytarzu.

 – Z podwójną bitą śmietaną! – krzyknęłam na tyle głośno, by mnie usłyszała. Czy Grace nie mogła być taka zawsze? Czuła, troskliwa, współczująca i empatyczna. Właśnie taką ją kochałam. Tej chamskiej i puszczalskiej Grace nienawidziłam i nie tolerowałam.

     Osunęłam się z powrotem na poduszkę i nakryłam kołdrą po szyję.

_____________°•°•°•°_____________

Nie jest idealny, ale coś się powoli dzieje, sami rozumiecie...
Narazie piszę na telefonie, więc media dopiero jutro rano, jak bd na kompie.
Postaram się jakoś cały czas rozkręcać akcję, ale powolutku. Nie wszystko na raz :) Nie złościcie się? ;<

♥ KOCHAM WAS ♥
Czekam na ★ i opinie w komentarzach.

Say It. / cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz