51. Wielki powrót

8.4K 516 29
                                    

     Nie mogłam się dobudzić. Znów nagła zmiana pogody. Chmury, deszcz... Na pewno nie było to nic, co poprawiłoby mi humor. Czułam, że dzisiejszy dzień skazany jest na nieudanie. Ale ja uwielbiam spisywać wszystko na straty...

     Zwlekłam ciężki tyłek z łóżka i pospiesznie ogarniałam swój nieład na głowie. Nie zdążyłam zjeść śniadania, bo za pół godziny zaczynałam lekcje, więc chwyciłam jedynie jabłko, które już po chwili znalazło się w torbie. W biegu chwyciłam za klamkę, aby otworzyć drzwi, ale w ułamek sekundy znalazłam się na podłodze.

 – Ałaa...! – syknęłam z bólu. Czułam, jak na czole rośnie mi wielki guz. Po cholere Grace zamykała drzwi na klucz?! Bała się, że ktoś mnie porwie, czy co?

     Masując czoło, wstałam z podłogi. Wpadłam do kuchni, aby zabrać klucze, ale gdzie one były?! Mojego klucza brakowało na haczyku. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do siostry.

 – Brałaś klucz z kuchni? – warknęłam.

 – No... tak, ale masz chyba swój, nie? – zapytała zdezorientowana.

 – To był mój idiotko! Sprawdź dokładnie – odpowiedziała mi cisza. Po chwili znów usłyszałam jej głos w słuchawce.

 – O kurde. Faktycznie, mam dwa klucze. Dobra, poczekaj, za godzinę mam okienko. Przyjdę i Cię odkluczę.

 – Oszalałaś?! Za dwadzieścia minut zaczynam lekcje! – krzyczałam. Byłam wściekła. Jak można być tak nieogarniętym?!

 – Nie krzycz na mnie. Już biegnę – usłyszałam jej zakłopotany głos.

     Rozłączyłam się i wrzuciłam komórkę do torby. Byłam na nią cholernie zła. Wiedziałam, że nie mogę spóźnić się na lekcje. Pierwsza była algebra, z której miałam ledwo dwuję. Czy wspominałam już, że nienawidzę przedmiotów ścisłych? Kręciłam się po domu w kółko, chodziłam z kąta w kąt. Nerwy nie chciały odpuścić. Kiedy tylko usłyszałam dźwięk przekręcanego w zamku klucza, wyleciałam na zewnątrz jak poparzona. Nawet się nie witałam. Przepchnęłam się jedynie między siostrą, a drzwiami i udałam się w stronę szkoły. Biegłam całą drogę. Byłam dopiero w połowie, kiedy zaczynały się już lekcje. Załamka. Nigdy nie byłam dobra z wychowania fizycznego, a ten maraton to ponad moje możliwości. Zdyszana wparowałam do budynku. Stanęłam w drzwiach klasy dwieście jeden, kiedy napotkałam rozzłoszczone spojrzenie nauczycielki.

 – Może Pani opuścić klasę? – zapytała ze spokojem.

 – Ale ja muszę...

 – Spokojnie – uśmiechnęła się. – Zdążymy się jeszcze spotkać. Będziemy miały cały kolejny rok – stara wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Czułam jak gotuję się w środku.

 – Emm... Pani profesor, proszę wybaczyć. Idąc do pielęgniarki poprosiłem Natalie, aby poszła ze mną – za swoimi plecami kątem oka ujrzałam pieprzonego Logana. Nie chciałam już nic mówić, aby sobie nie zaszkodzić, więc stałam u progu z głupim uśmieszkiem na ustach.

 – Ehhh... no dobrze, ale następnym razem proszę zgłaszać wcześniej takie rzeczy – nauczycielka westchnęła głęboko. – A Ty co? – warknęła do mnie. – Zabrakło Ci języka w ustach?

     Zrezygnowana pokręciłam głową i poszłam na swoje miejsce. Nie wiedziałam co jest grane. Czy ten idiota próbuje odkupić swoje winy? Na pewno nie. Niech się do mnie nie zbliża.

     Przez resztę lekcji siedziałam jak na szpilkach. Nie miałam ochoty już dłużej oglądać nadętej gęby profesor Hood. Kiedy tylko usłyszałam dzwonek kończący jej lekcję, wyjęłam z torebki moją pracę z biologii i pobiegłam do sali profesora Andersa. Drzwi były lekko uchylone, a mężczyzna siedział przy biurku, przeglądając stertę papierów. Kiedy tylko usłyszał moje kroki, spojrzał na mnie karcąco.

Say It. / cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz