45. Jak vipy

7.3K 473 6
                                    

     Schodziłam powoli po schodach, chcąc zrobić wrażenie. Miało być jak w filmie, w zwolnionym tempie. To musiało wyglądać komicznie. I wyglądało. Moja siostra wybuchła śmiechem. Patrzyłam pod nogi, aby nie skręcić kostki. Widziałam jednak kątem oka, jak mężczyzna poprawia krawat i głośno przełyka ślinę. Jego mina była nadwyraz poważna.

 – Cudownie wyglądasz – skomplementował, podając mi dłoń. Okręciłam się dookoła z szerokim uśmiechem na twarzy. – Jak milion dolarów – dodał po chwili.

 – Fakt – dołączyła Grace. – Szybko się uczysz – zaśmiała się i przytuliła mnie lekko. – Bawcie się dobrze! – pożegnała nas i zatrzasnęła drzwi.

 – Panie przodem – powiedział szarmanckim tonem i idąc za mną krok w krok, trzymał parasol, abym nie zmokła.

     Kiedy opuściliśmy dom, szczęka opadła mi po raz kolejny tego wieczora. Myślałam, że padnę na zawał, widząc nowiutkie, czarne ferrari.

– Musimy się spieszyć, bo o północy kareta zamieni się w dynię – zażartował, kiedy siedzieliśmy już w środku. Spojrzałam pytająco. – To fura mojego kumpla. Będzie jej potrzebował dzisiaj w nocy, więc odbierze ją spod klubu, a podstawi nam inny samochód – wytłumaczył.

 – Specjalnie go pożyczyłeś? – zdziwiłam się.

 – Mówiłaś, że to urodziny Twojej przyjaciółki, a nie jakiejś tam zwykłej znajomej, więc uznałem, że musisz zrobić wejście smoka – uśmiechnął się, odpalając silnik.

 – Szczerze mówiąc, to wolałabym nie zwracać na siebie uwagi – wykrzywiłam usta, co nie uszło jego uwadze. – Nie lubię wielkich tłumów i setek oczu zwróconych na mnie.

 – Widząc Twój strój, wydaje mi się, że jest zupełnie odwrotnie.

 – Przesadziłam...?  – wykrzywiłam usta jeszcze bardziej. – Masz rację. Pójdę się przebrać – chwyciłam klamkę, aby otworzyć drzwi samochodu.

 – Ej! Nic takiego nie powiedziałem. Wyglądasz ślicznie – złapał mnie za dłoń, aby uprzedzić moje wyjście. – W nic nie będziesz się przebierać – powiedział stanowczo i ruszył.

     Jechaliśmy w zawrotnym tempie. Obrazy, które przewijały się za oknami, były rozmazane, niewyraźne. Wszędzie migały światła. Wiedziałam, że prawdopodobnie już nigdy nie będę miała przyjemności jechać tak wysokiej klasy pojazdem, więc rozkoszowałam się tymi chwilami. Nic nie mogło umknąć mojej uwadze. Kalifornia nocą to zdecydowanie najpiękniejszy widok na ziemi.

     Podjeżdżając pod klub, Ashton nie co zwolnił obroty silnika. Zauważyłam długi czerwony dywan, po którym po kolei wchodzili goście. Rose miała rację- to vipowski klub, a bynajmniej na taki wyglądał. W końcu miałam okazję sprawdzić gdzie bawiła się Beyonce, Justin Bieber czy Katy Perry.

     Zatrzymaliśmy się. Od razu podszedł do nas elegancko ubrany parkingowy, prosząc o kluczyki, aby móc 'odprowadzić' pojazd na wyznaczone do tego miejsce. Ashton zrobił to o co męższyzna go poprosił, po czym podszedł do moich drzwi i otworzył je. Podał mi dłoń. Po chwili udało mi się niezgrabnie wygramolić ze środka, ale cały czas robiłam dobrą minę do złej gry. Chwyciłam go pod rękę i starałam się poruszać jak najzgrabniej. Przy barierkach zbierał się co raz większy tłum. Nie wiedzieć czemu, ale niektórzy nawet pstrykali nam zdjęcia. Za okazaniem zaproszenia, dostaliśmy się do środka. We wnętrzach przeważał kolor czarny i złoty. Część ogromnej sali głównej była zaciemniona, a część bardzo dobrze oświetlona. Wzdłóż ścian ciągnęły się rzędy kanap i stolików, przy ścianie na przeciwko długi, oświetlony na żółto barek z tysiącem kolorowych butelek, a po środku... po środku wielki parkiet, po którym biegały miliony białych, migoczących światełek. Jedno co mnie cieszyło, to klima, którą wyraźnie dało się wyczuć.

 – Tam jest Rose! – krzyknęłam radośnie. – Chodźmy – uśmiechnęłam się do chłopaka, co odwzajemnił i chwyciłam go za rękę, abyśmy nie zgubili się w tłumie. Podeszliśmy oboje do baru, przy którym solenizantka sączyła drinka. Kiedy zobaczyła nas razem, stanęła jak wryta. Mało co nie wypluła napoju. Jej mina była bezcenna.

 – Przed chwilą słyszałam jakieś ploty, że moją imprezę odwiedziły jakieś gwiazdy. Teraz już wiem o kogo chodziło – mówiła z nieudawaną powagą, po czym rzuciła mi się na szyję. – Fajnie, że jesteście – zlustrowała bruneta wzrokiem, po czym podała mu dłoń. – To co? Wypijemy coś? – zapytała i zamówiła kolejkę. Barman bez chwili zahania rozstawił trzy kieliszki na blacie i rozlał trunek jednym ruchem ręki. W sumie to jakoś nie uśmiechało mi się upić, a już na pewno nie na samym początku imprezy.

 – Ja chyba podziękuję – machnęłam ręką.

 – No co Ty, nie żartuj! To moje urodziny, musisz wypić zdrowie! – jej argument był dość mocny.

 – No dobrze, ale tylko jeden kieliszek – odstawiłam puste szkło jednocześnie z Ashtonem i Rose, głośno stukając o blat.

 – Bawcie się dobrze i widzimy się na parkiecie – ułożyła dłonie na naszych ramionach, poczęstowała rozradowanym uśmiechem i zniknęła gdzieś w rozszalałym tłumie.

 – To co partnerze? – zapytałam, podkreślając słowo 'partner'. – Idziemy się bawić? – oparłam się tyłem o barek, układając łokcie na jego blacie.

 – Jasne, tylko pozbędę się marynarki. Znajdę Cię – Ash puścił mi oczko i udał się jak mniemam w stronę szatni.

     Z jego słów zrozumiałam, że mam iść zama, a on za chwilę dołączy, więc bez namysłu poszłam na parkiet. Dostanie się tam nie było łatwe, bo trzebabyło przedostać się przez tłum 'upojonych' nastolatków, ale dałam radę. Już po chwili kręciłam się dookoła, tańczyłam w rytm muzyki, energicznie wymachując rękoma. Po chwili poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie. Były to męskie dłonie, które przyciągnęły mnie do siebie i nadawały rytm. Czułam jak ocieram się pośladkami o jego krocze. Myślałam, że to Ashton, więc tańczyłam dalej, dając pochłonąć się zabawie. Pomyślałam, że jak na geja, facet nieźle radzi sobie w tańcu z dziewczyną. Chciałam mu o tym powiedzieć, kiedy didżej zapodał jakiś wolny kawałek. Poczułam silny uścisk na nadgarstku, a po chwili dość szybki obrót. Wylądowałam dłońmi na jego klatce piersiowej. 

 – Ty...? Co Ty tu robisz?! – wrzasnęłam, kiedy zorientowałam się, że to wcale nie Ashton tańczy ze mną, ale Jayson! Odskorzyłam od niego gwałtownie i odepchnęłam od siebie. Chłopak nie tracił humoru i dalej kołysał się na boki, udając, że mnie nie słyszy.

__________●_●_●_◌_●_●_●__________

Ojjjj żuczki kochane... Rozdział miałam napisany już wczoraj ( a właściwie dzisiaj, bo pisałam go jakoś o pierwszej w nocy- każda pora jest dobra... ), ale nie mogłam opublikować, bo to byłoby trochę za dużo ;p Jak już wczoraj mówiłam- dzisiaj jest trochę dłużej. Jak się pewnie domyślacie, w następnym rozdziale będzie trochę więcej Jaysona, bo tutaj tylko zdążył zahaczyć o ten czterdziesty piąty, ale to już coś!

W mediach macie mój nowy nabytek :) Tak tak, sukienka o której mowa w książce, to moja sukienka tak naprawdę! ;D ...pomyślałam, ze chcielibyście wiedzieć.

Czekam na gwiazdeczki i komentarze ;*

Say It. / cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz