15. Miły wieczór vs. koszmar

9.6K 586 12
                                    

     Wróciłam do domu autobusem. Znowu pogorszyła się pogoda i zaczęło lać. Zmokłam jak kura zanim doszłam do domu, a właściwie dobiegłam, bo od przystanku do mieszkania było dobre 300 metrów. Nawet plecak, który trzymałam nad głową, nie pomógł.

- No kurwa!- usłyszałam krzyk siostry dobiegający z kuchni, a po chwili hałas, jakby rzuciła czymś metalowym o stół. Przypuszczam, że tym przedmiotem była łyżka, bądź inne sztućce.

- Stało się coś?- zapytałam z zainteresowaniem.

- Dobra, weź daj spokój- Grace warknęła na mnie. Raczej nie miała najlepszego humoru. Rozśmieszyła mnie trochę swoim zachowaniem, bo zachowywała się jak dziecko, któremu nie wyszła babka z piasku. - Po prostu zupa jest za słona.

- Chyba po prostu dawno nikt Cię nie bzyknął- zaśmiałam się wytykając do niej język. Postanowiłam, że bezpieczniej będzie jeśli ucieknę na górę, zanim dostanę łyżką, czy widelcem. Modliłam się jedynie oby to nie był nóż...! 

     Słyszałam jedynie jeszcze przez chwilę jak siostra dalej się wkurza, aż do czasu zamknięcia drzwi, które totalnie wygłuszyły te hałasy. Mój wzrok zatrzymał się na instrumencie. Na zakurzonej gitarze, która stała za regałem z książkami od jakiś dziesięciu lat. Nigdy nawet nie zwróciłam na nią uwagi, została całkiem zapomniana. Teraz przypominało mi się wszystko. Podeszłam do niej, powoli przejechałam dłonią po gryfie. Spadły z niego delikatne kłęby kurzu. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo wszystkie ze wspomnień były przyjemne. Zastanawiałam się dlaczego przestałam grać, przecież tak bardzo to kochałam. W końcu przypomniało mi się, że to z winy trudnej sytuacji materialnej. Rodzice nie mieli pieniędzy na lekcje dla mnie, kiedy tata stracił pracę. Wtedy więcej musiałam pomagać w domu, musiałam trochę wydorośleć, nie było czasu, w końcu musiałam porzucić marzenia o zostaniu sławną piosenkarką grającą na gitarze. Teraz wiedziałam, że to marzenie nigdy się nie spełni, nie mniej jednak w dalszym ciągu ciągnęło mnie to tego zgrabnego instrumentu, który od tak wielu lat kurzył się za szafką. Instynktownie chwyciłam gitarę w dłoń. Usiadłam na łóżku i przerwałam tę błogą ciszę. Przeciągnęłam palcami po strunach, ale to co się z nich wydobyło, było okropne. Nic dziwnego- przez tyle lat zdążyła się rozstroić. Niestety nie potrafiłam jej nastroić, ani nawet już zagrać. Rzuciłam więc gitarę na łóżko, moje nagłe zainteresowanie przeminęło w ciągu kilku sekund, zapał, który pojawił się na moment, zgasł jak mały płomyczek. Marzenie, które powróciło na chwilę, teraz wydawało się śmieszne i niedorzeczne.

- Czy ja słyszałam...- Grace po cichu weszła do mojego pokoju.

- Nie!- odpyskowałam, przerywając jej wypowiedź.

- Grałaś na gitarze- ucieszona podbiegła do instrumentu, biorąc go do rąk.

- Nie grałam- stałam oparta o biurko, z założonymi rękami.

- Natalie...wiem, że kiedyś było ciężko i nawet jako mała dziewczynka nie mogłaś spełnić swojego dziecięcego marzenia, ale...teraz wszystko może się zmienić- położyła rękę na moim ramieniu i spojrzała w oczy. Nie wiem co nią kierowało, ale pocieszanie było mi zupełnie niepotrzebne. Już dawno odpuściłam rodzicom za to, że wyrządzili mi taką krzywdę. Patrząc na wszystko z perspektywy czasu zrozumiałam, że to nie była ich wina.

- Daj spokój, okej? Nie będę grać, zrozumiałaś?! A teraz możesz już wyjść- wskazałam jej ręką drzwi.

- Jesteś głupia- prychnęła i zatrzasnęła za sobą drzwi.

     Gitara szybko trafiła na swoje poprzednie miejsce. Po chwili usłyszałam dźwięk telefonu. To sms od Dylana. Naprawdę się ucieszyłam. Chciałam jakoś miło zakończyć ten dziwny dzień.

Dylan: masz dzisiaj czas? :)

Ja: mogę mieć :D

Dylan: spotkamy się?

Ja: hmm... w sumie to..jestem głodna :p

Dylan: spotkajmy się za pół godziny w parku przy Whitestreet, ok?

Ja: do zobaczenia, xoxo

     Po tej krótkiej wymianie smsów znacznie poprawił mi się humor. Byłam pewna, że o ile Dylan nie okaże się seryjnym mordercą, to uda mi się naprawdę miło spędzić wieczór.
     Przebrałam się szybko z tych mokrych ciuchów, przeprostowałam włosy, nałożyłam błyszczyk na usta i byłam gotowa do wyjścia. Nie stroiłam się zbytnio, bo przecież szłam tylko spotkać się z kumplem...

- Nie czekaj na mnie!- krzyknęłam z uśmiechem, przechodząc korytarzem.

- Nie zamierzam- Grace pokazywała właśnie swoją prawdziwą, wredną twarz.

     Miałam to w nosie. Wyszłam z domu ciesząc się świeżym powietrzem. Przez deszcz wieczór był trochę chłodniejszy. Nie wróciłam jednak po kurtkę. Przypomniało mi się, że mieliśmy iść coś zjeść, więc zapowiadał się wieczór w 'przytulnym' fast foodzie. Złapałam autobus i dojechałam do Whitestreet. Bez trudu dotarłam do parku, gdzie czekał już na mnie Dylan.

- No proszę... chłopak, który przychodzi przed czasem- zaśmiałam się.- Prawdziwy skarb- dopowiedziałam po chwili.

     Przywitaliśmy się serdecznym uściskiem i udaliśmy się w stronę wyjścia z parku.

- To co? Jemy coś?- zapytał wesołym tonem. Miał niezwykle melodyjny głos. Bardzo przyjemny dla ucha. Analizując ten fakt, uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Z wielką chęcią- wyszczerzyłam się.

- To chodźmy kruszyno- powiedział ciepłym tonem, ramieniem przyciskając mnie do siebie. Być może to jakieś dziwne działanie mojego mózgu, bo na pewno nie hormonów, ale czułam się z nim jak z najlepszym bratem.
     Szliśmy tak przez dobre dwadzieścia minut rozmawiając na różne, małoznaczące tematy. Dotarliśmy w końcu do pubu, o którego istnieniu nie miałam pojęcia.

- Jesteśmy na miejscu- objaśnił mi i puścił przodem. Od razu wylukałam fajne miejsce przy barze, gdzie pokierowałam się nie zważając na nic. W klubie panował półmrok, na środku stał stół bilardowy, kilku kolesi jarających szlugi, przy stolikach kilku sączących alkohol.

- Uważaj- usłyszałam Dylana, potrąconego przez jakiegoś kolesia.

- Spierdalaj- syknął tamten. Jego głos wydawał mi się być znajomy, ale olałam to. Podbiegłam do kumpla, który mało co się nie przewrócił. Trochę się przestraszyłam, bo to wszystko wyglądało dość dziwnie. Ukucnęłam obok niego, gdy usiadł w pobliskim fotelu.

- Wszystko ok?- zapytałam ze szczerą troską w głosie.

- Chyba tak. Spoko. Tylko trochę zakręciło mi się w głowie.

- Natalie?- usłyszałam za sobą zdziwiony głos nieznajomego. Odwróciłam się zaskoczona. Cholera jasna! To był Jayson! Rozpoznałam go dopiero wtedy, gdy jego twarz oświetlona została bladym światłem reflektora znad baru.

- Odczep się- warknęłam.

- Przyszłaś tutaj z tym...

- Spieprzaj- syknęłam dość groźnie. Jakim niby prawem miał obrażać Dylana? Co za cham... - Chodźmy- chwyciłam kumpla za ramię i pociągnęłam w stronę baru, by zamówić coś do jedzenia, zostawiając za sobą tego cholernego dupka, którego zdziwiona mina tak z drugiej strony trochę mnie rozbawiła.
------------------------------
Przepraszam ze rozdzial taki a nie inny, ale byl pisany doslownie "na kolanie" ;D pozdrówka xoxo

Jeśli rozdział choc troszke Cie zaciekawił, zostaw po sobie ślad w postaci ★

Say It. / cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz