Weszłam do domu, w którym był jeszcze większy syf niż zwykle. Na sofie zobaczyłam rozwalonego Jaysona z puszką piwa w ręku, przed włączonym telewizorem. Myślałam, że go zatłukę. Dobrze wiedziałam kto będzie musiał ogarniać ten syf.
Stanęłam w progu z założonymi rękoma, czekając na jakąkolwiek jego reakcję. Początkowo nawet mnie nie zauważył, ale po chwili odstawił pustą puszkę, wstał, wziął bluzę i pokierował się w moją stronę, tj. w stronę wyjścia.
- Zwijam się do roboty – puścił mi oczko i chwycił za klamkę.
- Yy... a może byś po sobie posprzątał?! – zapytałam z nieukrywanymi pretensjami.
- Jak wrócę! – wydarł się, będąc już za bramą. Nawet się nie zatrzymał! Totalny brak kultury...
Co oni oboje sobie wyobrażają?! Ten pajac chce tu zamieszkać, czy jak? Zachowuje się jak u siebie. Śpi, chleje, bałagani... Czułam, że powoli zaczynam mieć tego dosyć. Gdyby teraz przyszedł ktoś, kogo miałabym wpuścić do mieszkania, chyba zapadłabym się pod ziemię. O cholera! Przecież miał ktoś przyjść! Właśnie przypomniałam sobie, że o siedemnastej miał przyjść Ashton. Była już piętnasta, ale nie zamierzałam po nim, a właściwie po nich sprzątać. Omijając bo drodze porozrzucane na podłodze ciuchy i inne rzeczy, pokierowałam się do kuchni. Niby jadłam obiad w szkole, ale chyba już zgłodniałam. Nie byłam w jakimś specjalnie dobrym humorze, aby gotować, więc zalałam wodą chińszczyznę i znajdując czyste miejsce na stole, postawiłam talerz. Wzięłam do ust kilka łyżek zupy, kiedy usłyszałam dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i głos siostry. Cieszyłam się, że już wróciła, bo po pierwsze- musiała sprzątnąć bałagan zanim zjawi się tutaj Ash, a po drugie- samotność w dużym domu wcale nie jest taka fajna, jak mogłoby się wydawać.
- Jest tu ktoś?!
- (Tak kurwa, Brad Pitt!) Ja jestem! – odpowiedziałam.
- O matko, co za syf – jęknęła, potykając się o jakiś karton.
- No właśnie. Więc bierz się za sprzątanie, bo nie chcę się za was wstydzić – powiedziałam surowo.
- Ooo... a co, będziesz miała gościa? – zapytała unosząc jedną brew. Stanęła u progu kuchni i wpatrywała się we mnie tak długo, aż nie usłyszała odpowiedzi.
- Może – burknęłam. Nie dawała mi nawet w spokoju zjeść.
- Ohh nasza malutka Natt ma chłopaka – śmiała się ściskając mnie na siłę. - No powiedz który to. Ten z imprezy? A może przystojniaczek, który wystraszył się kolacji z mamusią? – dopytywała. Nienawidzę jej drwiącego tonu...
- Koleś z imprezy to mój przyjaciel. Odczep się od niego – warknęłam. Nie chciało mi się słuchać jej głupich domysłów.
- Ha! A więc ta druga opcja! – klasnęła w dłonie.
- Dobra, weź nie dyskutuj, tylko bierz się do roboty – powiedziałam karcąco i włożyłam talerz do zmywarki.
Była już prawie szesnasta, więc nie zostało wiele czasu. Rozłożyłam w pokoju na stole książki, włączyłam laptopa dla wspomagania mojej nauki i utonęłam w stosie tych bzdur. Cały czas próbowałam zapamiętać chociaż te pieprzone wzory, ale mój mózg jest zbyt oporny, aby ogarnąć chociażby to. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Odłożyłam na bok zeszyt i zeszłam na dół. No tak. Spóźniłam się. Mogłam spodziewać się tego, że Grace będzie szybsza. Stałam na schodach i przyglądałam mizdrzącej się siostrzyczce i lekko zniesmaczonemu chłopakowi.
- Cześć Ashton – powiedziałam z uśmiechem i pomachałam w powietrzu dłonią.
- O, cześć Natalie – widocznie ucieszył się na mój widok, przez co Grace zaczęła się gotować. Złość i zazdrość kipiały z niej, co widać było na odległość.
CZYTASZ
Say It. / cz. I ✔
Romance...bo nic nie jest do końca oczywiste. . Nie jest to ff, a zbieżność osób lub nazwisk jest zupełnie przypadkowa.