44. Ulewa

7.1K 474 9
                                    

     Świetnie. Dziś impreza, a na dworzu leje jak z cebra. Nie wiem dlaczego, ale pogoda w Kalifornii od jakiegoś czasu zaczęła się psuć. Nie dobrze. Zwlekłam się leniwie z łóżka, ubrałam poprzecierane jeansy oraz biały sweterek, chwyciłam już spakowaną torbę i zeszłam na dół.

 – Grace! – krzyknęłam, nie dostrzegając siostry, kszątającej się po mieszkaniu. Kiedy wstawałam do szkoły, ona zazwyczaj już była na nogach, ale nie tym razem. Położyłam torebke przy drzwiach i wróciłam na górę. Uchyliłam drzwi do jej pokoju, wsunęłam za nie jedynie czubek głowy. – No świetnie! – westchnęłam. Grace spała jak zabita. Nawet nie drgnęła, kiedy szturchnęłam jej ramię.

 – Pada deszcz – jęknęła, nakrywając się kołdrą na głowę.

 – Ehe, świetnie! Dla Ciebie każdy powód jest dobry, prawda? – warknęłam, ale wiedziałam, że i tak nic nie wskóram.

 – Też Cię kocham – usłyszałam ledwo zrozumiały bełkot spod jasnej, puchowej powłoki. Uśmiechnęłam się mimowolnie na te słowa i opuściłam jej pokój.

     W tym momencie bardzo przydałoby mi się prawo jazdy. Deszcz nie ustępował. Włożyłam na siebie czarną kurtkę, białe adidasy, przełożyłam torbę przez ramię i wyszłam. Po kilku sekundach stania w deszczu dotarło do mnie, że istnieje jeszcze taki wynalazek jak parasolka. Cofnęłam się więc pospiesznie do domu i chwyciłam biały parasol. Był całkiem spory, więc nawet jakoś specjalnie nie zmokłam, co nie zmienia faktu, że ulewa jest cholernie irytująca. Przy szkole kręciło się niewiele osób. No tak, deszcz robi swoje, a ludzi pokroju mojej siostry uczęszczało tutaj sporo, więc nic dziwnego, ze korytarze świeciły pustkami.

     Dosłownie po minucie pobytu w murach budynku, usłyszałam słodki pisk mojej przyjaciółki. Jak ona to robiła?! Wczepiła mi pod skórę jakiś czip, czy zamontowała GPS'a?! Zawsze wyczuwała moment, kiedy wchodziłam do szkoły i zawsze wiedziała gdzie jestem.

 – Widziałam go! Nic mu nie jest! – krzyknęła, chwytając mnie za ramiona. Jej szczery uśmiech był bezcenny. – ...w sumie to... ma tylko trochę poprzestawianą twarz – zmróżyła jedno oko, spoglądając w sufit, a po chwili wybuchła śmiechem. Od razu wywnioskowałam, że chodzi o Logana.

 – Wieeem, wiem. Już wszystko wiem – uspokoiłam ją, a po chwili kierowałyśmy się do szafek.

 – Ale jak to wiesz? – jęknęła. – A ja chciałam Ci sprzedać gorącego newsa... – zrobiła smutną minę.

 – Dzięki – przytuliłam ją, mocno przycisnęłam do siebie, czym chyba była lekko zdziwiona. – Idziemy? – zapytałam, słysząc dzwonek na lekcję. Dwie godziny hiszpańskiego średnio mi się uśmiechały, ale wolałam mieć to już za sobą.

***

 – Widzimy się wieczorem?

 – Tak, tak – pokiwałam głową, uspokajając tym samym przyjaciółkę.

 – To dobrze – wyszczerzyła się i puściła oczko na pożegnanie, po czym zniknęła gdzieś w granatowym BMW Nicka. Przynajmniej ona była mega szczęśliwa.

     W drodze do domu zastanawiałam się nad dwoma rzeczami. Pierwsza opcja była taka, że muszę chyba zatrudnić ochroniarza, bo wciąż ktoś mnie obserwuje, a druga, że jeśli się mylę, to prawdopodobnie ześwirowałam. Od czasu sytuacji z Loganem, wciąż czułam na sobie czyjś wzrok. Dziwne było jednak, że ani razu tego kogoś nie widziałam. Nie czułam się bezpieczna. Teraz wolałam jeździć autobusem.

     Droga z przystanku do domu minęła bardzo szybko, bo pokonałam ten dystans biegiem. Oczywiście gdybym nie zostawiła parasola w szkole, nie byłabym sobą, więc zmokłam jak kura. Krople deszczu nie pozostawiły na mnie suchej nitki. Byłam pewna, że do imprezy jeszcze zdążę się rozchorować.

     Przekąsiłam jakiś słaby obiad i nawet nie odrabiając lekcji, wzięłam się za szykowanie. W końcu miałam być 'gościem honorowym' jak to określiła moja przyjaciółka, więc nie mogłam przynieść jej wstydu przed resztą gości. Włożyłam sukienkę, buty na niezbyt wysokim obcasie i srebrną bransoletkę. Do makijażu użyłam trochę niebieskiego cienia do powiek, tuszu do rzęs i błyszczyka. Włosy jedynie wyprostowałam, a kosmyk opadający na twarz, upięłam wsuwką. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałam dzwonek do drzwi. Chwyciłam telefon, leżący na biurku. Była już za pięć dziewiętnasta! Czas cholernie szybko zleciał. Czyżby Ashton przyszedł punktualnie? E-e. To nie mogła być prawda.

 – Otworzę! – usłyszałam krzyk siostry, która tak nawiasem mówiąc trochę się spóźniła, bo byłam już w drodze do drzwi. Stałam w połowie schodów, kiedy do mieszkania wszedł przystojny brunet, ubrany w elegancki garnitur. Musiałam złapać się barierki, by nie spaść na dół. Uderzyła we mnie fala gorąca, a na twarzy pojawił się lekki rumieniec.

___________^8^____________

Taak, wiem, wiem. Krótko i nie ma Jaysona, ale musiałam to jakoś podzielić. Gdybym dała tutaj scenę, którą chcę umieścić w kolejnym rozdziale to wyszłoby z kolei za długo i nikomu nie chciałoby się czytać, tak więc dzisiaj taki zaczątek kolejnego rozdziału ;)) Wiem, że ten jest taki nijaki i właściwie o niczym, ale.. no tak czasem musi być. OBIECUJĘ, że next będzie o wieeele ciekawszy :D

Czekam na wasze gwiazdeczki i komentarze ;**

Say It. / cz. I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz