52.

131 6 2
                                    

      Janice nie była normalna.

     
      Całowanie Alana nie sprawiało jej radości. Dotyk Colina miał niewiele wspólnego z przyjemnym doznaniem. Podobnie jak spacery z Markiem, kolacja z Denisem czy spotkanie z jakimikolwiek mężczyzną.
     
      Dziewczyna bała się, że jest  uszkodzona. W końcu każda normalna kobieta cieszyłaby się z bliskich kontaktów z przystojnymi, do tego niebywale inteligentnymi mężczyznami.
     
      Ale Janice nie była szczęśliwa.
     
      Pewnego dnia postanowiła spotkać się ze swoim kochankiem. Jednym z wielu. Po kilku lampkach wina i wyśmienitej kolacji prawie doszło między nimi do czegoś więcej, niż niewinny pocałunek.
     
      Prawie.
     
      Gdy w progu salonu stanęła siostra gospodarza, czas się zatrzymał. Janice unosząc dłoń, strąciła kieliszek. Wylała ciemnoczerwoną ciecz na błękitny obrus. Nie mogła oderwać oczu od tak pięknej kobiety. Ledwie oddychała. Słowa nie mogły opisać tego, co czuła. Były zbyt silne i zbyt słabe jednocześnie, aby sprostać oczekiwaniom.
     
      Słowa po prostu były zbędne.
     
      Wystarczyło spojrzeć w oczy Janice, aby mieć wgląd do głębi duszy. Serce wybijało nieznany rytm, jakby czekało na tą chwilę.
     
      Janice była zbyt słaba, aby zrobić krok do przodu. Upadła myśląc, że może wspiąć się na wyżyny. Myśli płatały figle, a przecież kobieta próbowała zachować trzeźwość umysłu.
     
      — Moja droga... - odezwał się mężczyzna. — ...Poznaj moją siostrę, Felicie.
     
      Czas stał w miejscu, jakby zapomniał że jest jedynym co przemija, choć trwa wiecznie.
     
      — To zaszczyt Cię poznać. - ukłoniła się delikatnie.
     
      — Miło mi, Felicio. Nazywam się Janice McCartney.
     
      I miałam zamiar spędzić noc z Twoim bratem. Jakże głupio bym postąpiła wiedząc, że ta noc nigdy nie miała znaczenia. Chciałabym z Tobą spędzić wieczność, Felicio. Ah wieczność! To bardzo długo, a jednak jest zbyt krótko dla mnie. - dodała w myślach.
     
      Kobiety wpatrywały się w siebie, jakby potrafiły czytać w myślach.
     
      — Wybaczcie, muszę już iść. - powiedziała szybko. — Dziękuję Ci za gościnę. Kolacja była bardzo smaczna. Do widzenia. - zwróciła się do gospodarza i wyszła.
     
     Uciekła.
     
     Była nienormalna.
     
     Nie miała odwagi żyć według własnych zasad.
     
     Była tchórzem.









***
Cześć kochani!

Co myślicie o dzisiejszym rozdziale?

Pamiętajcie, że życie według własnych zasad, przyznawanie się do błędów czy uczuć jest odważnym zachowaniem. Żyjcie po swojemu (oczywiście stosując się do prawa).

Przytulam Was❤️

nonamegirl_02

     
   
     
     
     

Trying to be brave Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz