18.

149 20 2
                                    

Heather zawsze była nijaka.


Nigdy nie była dobra. Nikt nie postrzegał jej też jako złą osobę. Bo nie była ani dobra, ani zła. Ani brzydka, ani ładna. Nigdy zbyt jasna, i nigdy za ciemna.

Gdyby tylko chciał, Johnny narysowałby Heather z samych ostrych krawędzi. Bo taka według niego była, złożona z ostrych krawędzi, które kaleczyły każdego, kto się do niej zbliżył.

Ale Johnny nie potrafił rysować.


Pewnego wieczoru sięgnął po starą gitarę, która należała kiedyś do jego ojca. Zaczął poruszać struny, i gdyby ktoś usłyszał jak gra, poruszyłby też jego serce.

Bo Johnny był kimś.


Johnny potrafił zabrać tlen w kilka sekund. Szybko zdobywał serca ludzi, a jeszcze szybciej je niszczył. Wywoływał najpiękniejsze uśmiechy i skradał pierwsze pocałunki. Pierwszy uderzał, i pierwszy się podnosił.


Mimo, że nigdy nie upadał.


Trzymając wtedy w rękach gitarę, myślał o Heather. O tym, jaka była piękna i mądra. Mądra i piękna. Myślał o tym, że chciałby dotknąć jej skóry, nawet jeśli miałby się skaleczyć.


Johnny odłożył gitarę za łóżko.

Miała popękane struny, jakby Heather jej dotykała. Ale Heather, choć nie dosłownie, dotknęła i skaleczyła coś o wiele cenniejszego, niż stara gitara.

Bo Heather sprawiła, że serce Johhnie'go zaczęło krwawić.

I nigdy nie przestało.




***
Cześć kochani!
Dajcie znać w komentarzu, co myślicie o tym opowiadaniu.

nonamegirl_02

Trying to be brave Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz