22. Plan.

293 52 89
                                    

Media: Two Steps From Hell - Stars Sky.


 – Opowiedz nam coś więcej o tym... przedmiocie – powiedział Maurice, przesuwając w stronę Miłosza półmisek z jagnięciną.

Cała trójka siedziała teraz przy pokaźnym stole i pochylała się nad wieczerzą, którą dopiero chwilę temu przestała donosić służba. Milo ciągle był nieprzekonanych do tych smaków. Do ilości tłuszczu w mięsie, które czasem wydawało mu się surowe, choć nigdy się przez nie nie rozchorował. Do cukru na wszelkiego rodzaju owocach, które pełniły rolę słodyczy. Mandarynki w cukrze, pomarańcze, truskawki i gruszki. Zdecydowanie nie jabłka. Te owoce jadane były przez wieśniaków, wysoko urodzeni tolerowali je jedynie jako ozdoba przy świńskim ryjku. Tak samo było z ziemniakami. Te były tutaj traktowane jak pasza dla trzody. Obrazą dla arystokraty byłoby podanie ich na stół. Tu jedzono produkty zwierzęce: udźce, skrzydełka, żeberka, szynki i polędwice, a nawet całe okazy odpowiednio przyrządzone by potem cieszyły najpierw oko potem brzuch. Pojawiały się potrawy witaminowe, jak coś, co Miłoszowi przywodziło na myśl sałatki. Mieszaninę sałaty, owoców i warzyw jak choćby pomidory. Coś, co – jak już zdążył zauważyć – było głównie skierowane w stronę białogłów, które nie mogły pozwolić sobie na folgowanie sobie z jedzeniem na równi z mężczyznami, gdyż wtedy przybrałyby zbyt mocno na wadze. Powtarzane było między białogłowymi powiedzenie, że gruba panna, to stara panna. Do tych wszystkich potraw zaś zazwyczaj podawano pieczywo. Chleb, bułki i precle z makiem. Ogromne, dobrze wypieczone precle z ciemnymi ziarnami maku. Czasem pojawiał się ryż, ale najczęściej w przypadku gotowych już potrawek, których raczej unikano na wielkich ucztach.

– To jest telefon. Można nim dzwonić, robić zdjęcia...

– W takim razie twój jest wadliwy – podsumował książę, wcinając mu się w zdanie.

Miłosz uniósł brwi, by zaraz je zmarszczyć. Siedzący obok Ian sięgnął po kielich wina.

– Yyy... nie, dlaczego miałby być?

– Nie dzwoni.

– Słucham?

– Nie dzwoni, na słuch padła ci zamroczność? Miałeś go wielokrotnie w rękach i nie wydawał nawet stłumionego grzechotania.

Miłosz dopiero po chwili pojął o co właściwie chodzi księciu. I oto po raz kolejny znalazł się w takim momencie rozmowy, że wątpił czy w ogóle był sens ją kontynuować.

– Zacznę nagrywać to, co... – urwał, by zaraz odłożyć łyżkę i odsunąć się wraz z krzesłem od stołu.

– Co zaczniesz robić?

Miłosz nie odpowiedział. Wyszarpnął z kieszeni telefon i wszedł w galerię. Tam powinien mieć zdjęcia, mieć filmy...

Jęknął głośno. Pliki albo nie chciały się odtworzyć, albo – w przypadku filmików – stały się jedynie trzeszczącymi nagraniami. Całe było tylko to, które zrobił kilka godzin wcześniej. Zaklął pod nosem. Jak mógł łudzić się, że to będzie tak proste? Może jeszcze, że uda mu się sfotografować ten świat i pokazać u siebie jako namacalny dowód na swoje słowa. To by było za proste.

Nie tylko jednak to go bolało. Stracił właśnie całą zawartość multimedialną swojego telefonu, a miał tam sporo zdjęć, a nawet krótkie filmiki z roczku Zuzi.

– Nagrywać – odpowiedział, wzdychając. – To znaczy...

Zrezygnował z tłumaczenia, mając świadomość, że i tak nie uda mu się tego zrobić. Zamiast tego uniósł telefon i włączył kamerę. Uwiecznił kilkunastosekundowe nagranie jedzącego Iana, a potem obszedł stół i stanął za księciem.

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz