11. Chaos, miłość i wstęp do nauki.

426 63 226
                                    

Media: TheFatRat&Maisy Kay - Storm. 

Z dedykacją dla wszystkich, którzy ciągle są ze mną, mimo tego, że ja rzadko jestem. Dzięki, że czytacie i czekacie ;*

          Zerwał się gwałtownie, a w jego płuca wdarł się desperacki haust powietrza. Sam nie wiedział, czy krzyknął, czy tylko jęknął. A może w ogóle się nie odezwał?

         Mrugał szybko, próbując złapać ostrość widzenia. Poczuł ciepło słonecznych promieni na odsłoniętym obojczyku. Był na łące. Dokładnie tu, gdzie stracił przytomność przed przeniesieniem się... tam.

         Nim zdążył dojść do choćby jeszcze jednego więcej wniosku rozległ się świergolący dźwięk. Chwilę mu zajęło, nim doszedł do tego, że to jego telefon rozdzwonił się gdzieś w trawie. Zatem na szczęście wypadł mu z kieszeni i nie został przeniesiony. Czego nie można było powiedzieć o dwudziestu złotych, które przepadły razem z jego ubraniami. A, cholera, naprawdę lubił tamtą koszulę...

         Sięgnął po telefon. Dzwoniła mama. Nie odebrał, skupił się na godzinie, która wyświetlała się w prawym górnym rogu ekranu. Przeliczył sobie to na szybko i stwierdził, że nie było go maksymalnie godzinę... A to świadczyło o tym, że czas tu i tam płynął zupełnie inaczej.

         Podparł się na wyciągniętych rękach, podniósł się do siadu. Rozejrzał się, wciąż będąc skrajnie zdekoncentrowanym. Bolała go głowa. Ręka...

         Zmarszczył czoło, przenosząc gwałtownie wzrok na ramię. Nie doskwierało mu już tak jak wcześniej. Górę swojej dziwacznej koszuli opuścił nieco, zerkając na ranę. Była okryta najprawdopodobniej świeżym opatrunkiem. Gdyż biały materiał otulający ją różnił się nieco o bandaża, który znalazł w nocy w domu. Musiał jednak przyznać, że cokolwiek mu tam zaaplikowali, czymkolwiek nie posmarowali, czy co tam robili z nim, gdy spał, efekt był zaskakujący.

         O czym mówił król? O alchemiku? Czy nie byli to jacyś pokręceni czarodzieje od magicznych mikstur? Zaśmiał się sam z siebie. Ponosiła go wyobraźnia. Jasne, czarodzieje. A może jeszcze smoki?

        Choć z drugiej strony... czy właśnie nie wrócił do Gałoszyna z... innego świata, innego wymiaru?

         Chrząknął i podniósł się. Jęknął zaraz. Wciąż miał na sobie ciuchy z Artemii. Ciuchy rodem ze średniowiecza, dzięki którym ludzie na ulicy będą się na jego widok pukać w czoło.

        Do Halloween przecież jeszcze daleko.

         Usiadł więc ponownie wśród tych wysokich trawa i przymknął na moment powieki, próbując choć na krótką chwile uporządkować rozbiegane myśli.

         Na próżno.

         Zamiast tego wzdrygnął się, gdy jego telefon po raz kolejny zadzwonił. Nie mógł ciągle ignorować matki, przecież tak czy siak będzie musiał wrócić do domu. Pojęcia nie miał jak miał to zrobić w tych ubraniach, ale przecież musiał...

         – Co tam, mamo?

         – Zamierzasz pojawić się na obiedzie? – Brzmiała na rozdrażnioną.

         Chrząknął i odchylił się, by opaść plecami na trawę.

        – Przepraszam, jestem z Chitą i...

        – ... i zapomniało dać ci się znać, że będziesz za jakiś czas. Miłosz, zniknąłeś od razu jak wyszedłeś z kliniki, tata mówił, że to nie twój dzień, a jak on już tak mówi, to...

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz