26. I kłamstwo prawdą się stało.

328 53 134
                                    

Media: Sia - Courage to change.

Miłosz raz jeszcze obrócił się, przeglądając się w lustrze. Ubrany był iście po królewsku. Czerń, ozdobiona złotymi nićmi – akcentami podkreślającymi przynależność do Artemii. Na oliwkową koszulę narzucona była cienka, czarna katana, ciasno przylegająca do ciała, na to zaś kamizelka pokryta aksamitem, którą przepasał skórzany, wąski pas. Włosy, mimo rozpaczy nadwornego stylisty wciąż pozostawały w swojej standardowej formie. Milo miał świadomość, że ten stan mogłaby zmienić jedynie golarka lub prostownica, choć nie miał pewności czy i ta druga nie poległaby w tym starciu. Musiał jednak przyznać, że czuł się w tym nieźle. Koszula już go nie drapała i nie dało się zaprzeczyć, że wyglądał... dostojnie. Był tu kimś ważnym, a przynajmniej miał się takim stać.

W tym samym czasie Maurice znajdował się w ogrodzie, mając obok swoją narzeczoną. Siedzieli na jednej z ławek wykonanym z delikatnego brzozowego drewna, której boczne oparcia wyglądały jakby oplotły je zielone witki winorośli. Nieopodal jej dwórki, siedząc na błękitnym kocu pogrążone były w rozmowie. Mimo iż byli po słowie nie godziło się, by zostawali sami. I akurat w tym wypadku książę wdzięczny był etykiecie za tę zasadę.

Księżniczka trajkotała o własnej wizji wesela, a on, słuchając ją piąte przez dziesiąte, szukał sposobu, by jak najszybciej się oddalić. Myślami znajdował się przy Milo. Bał się, że ten nie podoła. Być może nie znał go zbyt dobrze, ale był w stanie zaobserwować, że to dobry i szczery człowiek. Czy zatem zdoła perfekcyjnie kłamać? I to przed królem? Musiał! Musiał, jeśli miał przeżyć. I teraz już nie rozchodziło się jedynie o zamknięcie w lecznicy. Jeśli zostanie przyłapany na niezaprzeczalnym okłamywaniu króla, straci głowę w trybie natychmiastowym. Zostanie bowiem posądzony o działanie na niekorzyść królestwa. A nikt już wtedy nie dałby wiary jego słowom. Wyrok byłby formalnością.

– Maurice? – Usłyszał obok siebie pełen zniecierpliwienia głos.

Chrząknął i przeniósł na nią wzrok Och, gdyby był sposób na wykręcenie się z tego małżeństwa!

– Przepraszam, mówiłaś coś?

Oczywiście, że mówiła. Buzia jej się nie zamykała od ponad kwadransa. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, że pocieszna z niej trzpiotka. Książę czasem miał wrażenie, że każdy jej krok, każdy ruch są perfekcyjnie opracowaną przez nią sztuką teatralną, w której odgrywała główną rolę.

– Ubolewam nad tym, że królowa nie pała do mnie sympatią.

Miał ochotę roześmiać się jej w twarz. Jego matka zdawała się być jedyną osobą, która dostrzegała prawdziwe oblicze tej diablicy.

– Nie mam władzy nad jej odczuciami – powiedział spokojnie, unosząc brwi, gdy jedna z dwórek wybuchnęła głośniejszym śmiechem.

– Oczywiście, ale... – ujęła jego dłoń w swoje gładziutkie, nieskalane pracą rączki – może gdybyś zechciał dociec, cóżem jej zawiniła?

Spuściła głowę, a Maurice hamował się wszystkimi siłami, żeby nie wyrwać się spomiędzy jej palców.

– Nic mi nigdy nie rzekła niepochlebnego na twój temat – odparł dyplomatycznie, żałując wcześniejszej odpowiedzi.

W kotle myśli o zbliżającej się uczcie, stracił czujność jaka towarzyszyła mu w rozmowach z nią. Skrajnie jej nie ufał, a ostatnim czego potrzebowała Artemia to napięte stosunki z Lazarią z powodu urazy jakiejś wypindrzonej lali.

Beatrice pokiwała wolno głową. Teraz sprawiała wrażenie biednego, niepocieszonego dziewczęcia. On jednak nie dawał się na to nabrać. Przez myśl mu przeszło, że gdyby Milo posiadał takie zdolności aktorskie, to nie musieliby się niczym martwić.

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz