32. Dużo za dużo a w tym jeszcze więcej.

334 50 158
                                    


 – Rozmawiałeś już z rodzicami na ten temat? – zagadnął Jasiek, zmieniając bieg. Zerknął w lusterko i włączył kierunkowskaz, by wyprzedzić wlekące się przed nimi Tico.

Jechali właśnie do Częstochowy, gdzie blondynowi udało się znaleźć dwupokojowe mieszkanie w całkiem w porządku lokalizacji i za cenę, która nie wprawia w ból głowy. Wczoraj rano Miłosz obudził się w swoim łóżku. Jak się okazało nie było go zaledwie dobę, co łatwo wyjaśnił właśnie kolejnym takim wyjazdem. Przezornie co noc kładł na szafce nocnej karteczkę dla mamy, w której informował, że będzie cały dzień w Częstochowie, że zapomniał naładować telefonu i żeby na niego nie czekać z posiłkami.

Tym razem się udało. Gdy zszedł na śniadanie dostał herbatę i nawet uśmiech od matki z prośbą, by zajął się Zuzią skoro i tak nie ma nic do roboty tego dnia. Ojciec wciąż miał do niego wewnętrzne pretensje o to, że zrezygnował z pomocy w klinice, ale i on odpuścił, zwłaszcza, gdy Miłosz dziś rano oznajmił im bardziej szczegółowo powód tych wyjazdów do Częstochowy.

– Nie rozumiem. – Załamała ręce Maria, kręcąc przy tym głową. – Źle ci jest tutaj? Przecież nikt cię stąd nie wygania, synku.

Milo przeniósł wzrok z matki na ojca i wziął głębszy oddech.

– To nie tak, mamo. Gałoszyn to małe miasteczko. Chcę zacząć zarabiać, wziąć się za siebie ogarnąć jakiś cel. Tam mam dostęp do dużo większej oferty pracy. Może załapię się na jakiś ciekawy kurs, lub staż. Muszę się usamodzielnić, bo inaczej nie dojdę do tego, co chcę od życia.

Kobieta wyglądała, jakby właśnie ją spoliczkował.

– Przeszkadzamy ci w poukładaniu sobie życia?

Thomas położył jej dłoń na ramieniu.

– Nie – zaoponował Miłosz i dopiero teraz dotarło do niego jak to beznadziejnie zabrzmiało. Sam czuł, że to co mówi kompletnie nie ma sensu, więc jak miał przekonać do tego rodziców i sprawić, by zrozumieli? – To nie tak, mamo. Ale mam już dwadzieścia lat...

– Kończysz dopiero we wrześniu – fuknęła.

– Mamo...

Pokręciła głową.

– Nie rozumiem, Miłosz. Dlaczego nagle spieszy ci się do samodzielności? Chcesz pracować gdzieś na kasie przez najbliższy czas? Bo przecież musisz z czegoś opłacić swoją część czynszu! A tutaj masz za darmo. Jedzenie, rachunki... a w międzyczasie zastanawiaj się co chcesz od życia. Ja już cię do niczego nie będę zmuszać, idź sobie na te studia kiedy chcesz... – głos jej się załamał, a Milo poczuł się okropnie.

– Mamo – jęknął.

Wtedy stało się coś czego się w najmniejszym nawet stopniu nie spodziewał.

– Mary – odezwał się miękko Thomas, zsuwając swoją dłoń z ramienia na dłoń kobiety, którą ścisnął delikatnie. – Nasz syn nie jest już małym chłopczykiem.

– Ty jesteś za tym?! – wyrwała mu się. – Nam się tam dziecko zdemoralizuje!

– Jest taka możliwość, ale wcześniej czy później wyprowadzi się z domu. Myślę jednak, że nie wychowaliśmy go aż tak źle i będzie wiedział co jest dobre a co złe. Poza tym będzie mieszkał z Jasiem Posadzkim, myślę, że razem nie zaczną pić do rana i brać narkotyków po kątach.

Maria pobladła, a potem uderzyła męża w ramię, gdy ten zaśmiał się krótko. Miłosz zaś wciąż nie wierzył w słowa ojca.

– Róbcie sobie co chcecie – burknęła, nieco płaczliwie i wyszła z salonu, kierując się na piętro.

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz