37. Relacje maści wszelakiej.

288 44 117
                                    

Media: Vianney - Je m'em vais. 


 Po niedużym dziedzińcu Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Częstochowie poniósł się pełen radości krzyk. Dziewczyna podbiegła do czekającego na nią chłopaka i rzuciła mu się w ramiona. Ten zaś oddał uścisk, jednak jego wzrok utkwiony był w uliczce, w której właśnie znikał inny chłopak. O jasnych włosach, z okularami i smutnym uśmiechu.

Jaś nie mógł odpuścić sobie sprawdzenia, czy miłość jego życia zdała egzamin na studia. Czy portfolio, w który w końcu nie udało mu się jej pomóc zachwyciło rekruterów. Czekał więc na reakcję, mając świadomość, że będzie z nią Miłosz. A gdy już pojął, że zdała, mógł się oddalić. Bo przecież na co tu on.

– Rany, Milo, dostałam się! Dostałam. A byłam już prawie pewna, że nic z tego nie będzie – trajkotała odsuwając się nieco od przyjaciela. – Bo tak patrzyli i patrzyli, a jeden to nawet ziewnął. Poważnie, Milo. ZIEWNĄŁ! Ale potem powiedzieli, że mam zajebisty potencjał i że nie mogę go zmarnować. To znaczy nie użyli słowa zajebisty, ale rozumiesz...

– Naprawdę się cieszę – odpowiedział szczerze. Nie mógł jednak przestać zerkać w punkt, w którym zniknął Jaś.

Chita odwróciła się gwałtownie, zmarszczyła brwi, próbując dostrzec to, co on.

– Co tam jest?

Miłosz pokręcił głową. Nie zamierzał kłamać. I tak za dużo było w ich relacji niedomówień. A przynajmniej tak uważał.

– Jasiek tu był.

Przez całe jej ciało przeszedł jakby prąd. Wyprostowała się i zaczęła rozglądać jakby z paniką.

– Gdzie? Gdzie, Milo?

– Pójdziemy na kawę? – zagadnął.

Tak naprawdę nie mieli jeszcze okazji porozmawiać od jego powrotu, który może i tym razem nie był zbyt burzliwy, przez patent wymyślony przez Jaśka. A mianowicie polegający na tym, że Milosz nagrał kilka szablonowych kwestii, które Chita odtwarzała przy pseudo rozmowie telefonicznej, gdy sytuacja robiła się mocno gorąca. Rzecz jasna takie wyjście nie nadawało się do powielania, a z każdym powrotem trzeba będzie nagrywać nowe kwestie. Zatem było w miarę spokojnie, ale jakoś tak... ciężko. Milo miał poczucie, że jego relacja z rodzicami robi się słabsza z każdym jego pobytem w Artemii. Ale czy mógł im powiedzieć prawdę? Przecież oni nigdy by mu nie uwierzyli.

Chita z chęcią przyjęła propozycję. Cały jej zapał i radość z przyjęcia na studia ulotnił się w jednej chwili, w której wspomniane było imię przyjaciela. Czuła się źle z powodu tego wszystkiego, co było między nimi. Czuła się przytłoczona i przerażona tym, że wszystko zbiegało się do tego, że to koniec ich relacji.

Znaleźli mały lokal w jakiejś bocznej uliczce, który szczęśliwie nie był zatłoczony. Gdzieś w rogu siedziały tylko dwie roześmiane przyjaciółki jedzące duże porcje szarlotek.

Zajęli miejsce przy oknie, zamówili dwa razy latte i rozsiedli się na czymś, co wyglądało jak skrzyżowanie fotela z tradycyjnym krzesłem. Obite ładnym, pseudoskórzanym materiałem w kolorze wnętrza orzecha laskowego.

– Jak się masz? – zaczął dość nieporadnie.

Spojrzała na niego, uśmiechając się dość blado.

– Zdałam na studia, nie?

– Nie o tym mówię. Rany, mam wrażenie, że przez to całe – zrobił bliżej nieokreślony ruch rękami – no to, umyka mi cholernie dużo rzeczy.

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz