2. W wyspanym ciele zdrowy duch.

902 93 217
                                    

 Media: MIKA - Relax, take it easy.


         Głośne westchnięcie wydobyło się spomiędzy ust młodego człowieka, który przy jego akompaniamencie opadł na blat stołu, zakrywając głowę dłońmi, jakby to miało go uchronić przed gadaniem matki. Jego palce stykały się z rogiem dokumentu, który właśnie przyniósł ze szkoły. Wyniki matur. Chłopak jednak nie dostawał po głowie za złe osiągnięcia, a właśnie przez to, że miał dobre.

         – Miłosz, mówię do ciebie. – Usłyszał ostrzejsze upomnienie.

         Nieznacznie uniósł głowę, jednym okiem zerkając na stojącą przy lodówce Marię Weis. Krzyżowała ręce na piersi i wbijała w syna karcące spojrzenie.

         – Rany, mamo – jęknął. – Normalne matki by się cieszyły, że dziecko nie zeszło poniżej siedemdziesięciu procent z niczego! Powinnaś powiedzieć: jestem z ciebie dumna, Milo. A ty jeszcze na mnie prychasz.

         – Normalny absolwent liceum z takimi wynikami właśnie by rejestrował się na strony uczelni!

         Chłopak usiadł, opierając się mocno o tył krzesła. Zsunął się na nim nieco, nie zamierzając poprawiać.

         – Ja nie jestem normalny, mamo. Ja jestem tak cholernie nienormalny jak tylko można. To ty się uparłaś, żeby mieć tu tę swoją zwyczajność i ład!

         – Miłosz!

         Chłopak wstał. Nie odszedł jednak, przygwożdżony twardym matczynym spojrzeniem.

         – Siadaj – powiedziała niegłośno jednak takim tonem, że nastolatek nawet nie rozważał pozostania w pozycji stojącej. – Synku – odezwała się już łagodniej, na pół wzdychając – ja po prostu nie potrafię zrozumieć twojej decyzji. Przecież Jaś idzie na studia i to na politechnikę!

         – Nie na polibudę tylko na uniwerek – sprostował z rosnącym zdenerwowaniem na rozmowę, która według niego i tak nie miała sensu. – Zresztą to jest on, nie ja. Ja nie mam w małym paluszku astronomii, teorii względności i pewnie podstaw fizyki kwantowej. On się na pierwszym roku będzie pewnie tam nudził!

         Zgromiła go wzrokiem, pokręciła głową i odwróciła się, by przemieszać gotującą się zupę kalafiorową.

         – Nie podnoś głosu, bo obudzisz Zuzię.

         Milo na końcu języka miał, że jak ona podnosiła, to nie było problemu, ale w porę się w ten język ugryzł. Skorzystał jednak z okazji i napisał wiadomość, do dobijającej się do niego od kwadransa Chity.

         RATUJ!

         Gdy przeniósł z powrotem wzrok na matkę, ta już mierzyła go uważnym spojrzeniem niebieskich oczu.

         – Schowaj telefon, proszę. Rozmawiamy.

         Wywrócił oczami, wzdychając. Podparł głowę na ręce i westchnął raz jeszcze.

         – Ale nie ma o czym, mamo. Nie idę w tym roku na studia. Na weterynarię też nie pójdę. Ja nie chcę leczyć zwierząt.

          Kobieta zacisnęła usta w wąską linię.

         – Nikt ci nie każe, skoro tak bardzo nie chcesz – odezwała się surowo. – Ale mając takie wyniki marnować rok... źle robisz, Miłosz. Poza tym, jeśli nie pójdziesz na studia ojciec z chęcią przyjmie pomoc w klinice – ucięła temat, z powrotem odwracając się w stronę kuchenki.

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz