4. Bawmy się, pijmy i walczmy o damy!

564 78 185
                                    


 Media: Yeh Ladka Hai Allah - z filmu "Czasem słońce, czasem deszcz".


         Chita wyszła z autobusu, potykając się na jednym ze stopni. Miłosz w ostatniej chwili chwycił ją w talii, chroniąc przed upadkiem.

         – Szlag – mruknęła, na co on się roześmiał.

         – A jeszcze nie zaczęliśmy pić.

         – Nic ci nie jest? – zapytał, schodzący za nimi Jasiek.

         Chita machnęła dłonią, przechodząc w głąb chodnika. Autobus odjechał z cichym warkotem.

         – A wyobraźcie sobie, co by było, gdybym wystroiła się w szpilki! – zaśmiała się i obróciła wokół własnej osi. Biała spódniczka rozkloszowała się, a jej fikuśnie posplatany materiał falą zatańczył wokół niej. Na nogach zaś miała trampki. Wysokie, sięgające za kostkę jasnoniebieskie trampki.

          Jeden z grupy przechodzących obok chłopców zagwizdał głośno. Chita zatrzymała się i pokazała im język. Miłosz wywrócił oczami, Jasiek wymamrotał coś pod nosem i gestem skłonił ich do udania się w przeciwną stronę, gdzie mieściła się owa pizzeria, w której mieli spędzić większą część tej nocy.

          Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale mieszkańcy miasteczka ani myśleli kłaść się do łóżek. Z każdej strony słychać było czy to śmiechy, wołania, czy rozmowy. Na parkingu przy niedużym Carrefourze jakaś młoda matka pchała wózek z zakupami, próbując jednocześnie tłumaczyć starszej córce, że nie kupi jej grającej słomki z Kubusiem Puchatkiem.

           Na ścieżce rowerowej pognała na rolkach trzymająca się za ręce para. Po drugiej stronie ulicy jakiś napakowany brunet uprawiał jogging.

          Przed wejściem do Dyspensy, na schodach, Marek palił papierosa, Basia zaś poprawiała tasiemki pod biustem swojej małej czarnej. Powiedziała sobie, że jeśli jeszcze raz jej się rozwiąże, to pourywa albo wystąpi jako gwiazda wieczoru toples.

         Rudzielec uniósł głowę słysząc roześmiany głos Chity. Sam uśmiechnął się leciutko, gasząc peta na brzegu stopnia, na którym siedział. Szturchnął siostrę w ramię i skinął głową w stronę zbliżającego się towarzystwa, na których widok twarz Baśki rozjaśniła się.

          – Hej! Miałam już dzwonić do ciebie – zwróciła się do Jaśka.

          Blondynek sprawiał wrażenie człowieka, który ciągle rozważa, czy na pewno minął już ostatni moment, w którym mógłby odwrócić się na pięcie i uciec. Ale przecież obiecał przyjaciołom, że będzie...

         Musiał być...

         – Autobus nam się spóźnił. Dużo ludzi jest w środku? – Skinął w stronę budynku.

           Basia wzruszyła ramionami.

          – Bo ja wiem, tłumy obok nas nie przechodziły. Tu na pewno będzie dyskoteka? Taka dla dorosłych?

          – Nie ku...źwa, dla dzieci – Marek wywrócił oczami. Podszedł do Chity i teatralnie podał jej swoje ramię, w które dziewczyna z chichotem wsunęła swoją dłoń. – Jestem dżentelmenem – szepnął, mrugając do niej.

         Baśka parsknęła śmiechem.

         – Czy dżent, to nie wiem, ale menelem...

Równolegli I : Koń i sokolicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz