22. Trudne chwile

483 30 3
                                    

Domownicy Hufflepuffu wraz z tymi z Ravenclaw właśnie przeżywali ostatnie minuty Historii Magii. Wiele uczniów już dawno zawędrowało do krainy Morfeusza. Swan ledwo trzymał się na podpierającej go dłoni. Jenkins pragnęła zapomnieć o wczorajszym kacu. Sierra oraz Pamela wyszły z tego prawie bez szwanku. Ta pierwsza dostała szlaban za przebywanie rano w nie swoim Pokoju Wspólnym, a druga nie pamietała nic z powrotu do swojego dormitorium. Totalna pustka, która nie dawała jej spokoju.

— Zaraz twarzą uderzę o ławkę — oznajmił Michael. — Mam dość.

— Nie tylko ty — Wildhood uśmiechnęła się do siebie, spoglądając na każdego w klasie. Trzy czwarte Krukonów przysypiało. — Jeszcze tylko pięć minut...

Głowa Michaela Swana bezwładnie opadła na mebel.

— Poległ — Helena teatralnie pociągnęła nosem. — Została nas trójka na polu bitwy.

— Czy Panienka Jenkins chce nam coś powiedzieć? — zwrócił się do niej profesor.

— Nie, niech Pan kontynuuje tą świetną historie — tak więc zrobił. — Uf, było blisko.

— Pamiętaj, że musisz być ostrożna — odezwała się Dawnson. — Brakuje ci jednego szlabanu, aby nie puścili cię na rozgrywki.

— Masz rację, mamo — rudowłosa spiorunowała przyjaciółkę za przezwisko. — Mecz jest za tydzień, Sprout by na to nie pozwoliła.

Coś w tym było. Choć Helena nie należała do najgrzeczniejszych, opiekunka ich domu uwielbiała dziewczynę. Do tego mulatka doskonale radziła sobie z Zielarstwa.

Dobiegł koniec lekcji. Helena stanęła nad Michaelem i trzaskając książką obudziła go. Ma brakowało a słowo na „k" opuściłoby jego usta. Cała czwórka wyszła na korytarz. Musieli się rozdzielić, gdyż Wildhood i Dawnson miały Eliksiry. Dziewczyny szły w ciszy. Od ich poważnej rozmowy w kuchni nie były do siebie tak wylewne. Sierra nabrała dystansu, ale Pamela domyślała się, o co chodzi.

— Nie jestem głupia, Si — zaczęła spokojnie z powagą. — Wiem, że wiesz o Draco i Teodorze.

— Nagle nie „Malfoy"? — prychnęła druga Puchonka. — Harry mi opowiedział o nich, pozwoliliśmy ci się zbliżyć do nich, a teraz Helena i Michael! Dlaczego nir mogłaś sobie wybrać kogoś bezpiecznego?!

— Bezpiecznego?

— Zaszkodzi ci Nott — ostrzeżenie dziewczyny było pełne chłodu. — Będziesz żałowała swoich wyborów.

— To są moje wybory, dlatego nie musisz brać na siebie całej odpowiedzialności, zwłaszcza, że nie wiesz wielu rzeczy — Pamela nigdy się nie denerwowała na przyjaciół. Starała się zawsze zrozumieć ich zdanie.

Tym razem było inaczej. Słowa rudowłosej zabolały ją. Przecież nie wiedziała, że o jej życiu decydują rodzice. To oni chcą ją oddać w ręce Voldemorta. Nie musieli jej tego mówić, da się zauważyć podejście matki do niej. Dorothy chciała, aby pielęgnowała swój dar. Właśnie, tylko czy to dar?

Okna na korytarzu otworzyły się szeroko, a podmuch wiatru uderzył w nie niespodziewanie. Sierra patrzyła przerażona na blondynę. Pamela uspokoiła się, a wraz z tym okna zamknęły się.

— Nie miałaś ataku od... od śmierci Cedrika.

— Najwidoczniej potrafisz mnie mocno sprowokować — Pamela poprawiła torbę na ramieniu i wyminęla swoją towarzyszkę. — Cześć.

Nie były świadome, iż ich krótkiej dyskusji przysłuchiwał się pewien tleniony Ślizgon...

Teodor nie rozumiał zachowania Malfoya. Zawsze coś miał do powiedzenia, ale ostatnio bawił się w króla ciszy. Witał się i żegnał, tyle potrafił. Nott wiedział, że uratowanie przez Puchonkę było dla niego żenujące, jednak znał przecież Pamelę. Ba! On ją lubił, co zauważył ciemnowłosy Ślizgon. Cieszył się z ich przyjaźni, nieświadomy prawdziwych uczuć chłopaka. Do niedawna sam Draco ich nie znał. Miał wiele na głowie, zwłaszcza jedno zadanie. Zadanie od samego Toma Riddle'a. Teodor współczuł mu, nikt nie chciałby tego zrobić. Cholera, oni mają dopiero szesnaście lat! Powinni przejmować się tylko szkołą, a mają na głowie cały magiczny świat. Normalnie jak Potter tylko z drugiej strony. Ich przyszłość była bardzo niepewna.

— Żartujesz?! — warknęła Parkinson na Zabiniego.

Całą grupą siedzieli w Pokoju Wspólnym, oprócz Dracona. Ten wolał się przejść i orzeźwić przed kolejnymi zajęciami, a czekały ich Eliksiry.

— Uspokój się, Pans — powiedział ciemnoskóry.

— Ja mam być spokojna, kiedy mi mówisz, co postanowili nasi rodzice?!

Dziewczyna przyciągnęła wielu gapiów.

— Pansy, każdego z nas czeka ślub z przymusu.

Logan i Daphne przerwali grę w szachy, a Teodor odłożył podręcznik od ONMZu, kiedy usłyszałam Malfoya.

— Nie przesadzaj, Draco — odparła Greengrass. — Myślę, że część z nas będzie mieć wybór.

— To chyba tylko Brown — prychnął blondyn i usiadł obok Zabiniego.

— Co poradzę, że moi rodzice zawsze byli świetni — Logan wzruszył ramionami i przesunął się skoczkiem. — Niby nie zadają się ze szlamami, ale akceptują wujka. Już widzę siebie i Jenkins na ślubnym kobiercu.

— Świetnie! — ponownie cała uwaga spadła na Mopsicę. — Ja mam wyjść za niego — tu wskazała na Blaise'a, — a wy będziecie się bawić wyśmienicie! Ja przecież nawet nigdy się nie zakochałam.

Głos się jej załamał, co spowodowało, że Daphne poczuła powinność przytulenia przyjaciółki. Malfoy podał Zabiniemu szklankę z ognistą. Znieruchomiał, gdy zobaczył, kto wchodzi przez wejście. Wildhood nie szła w ich kierunku z uśmiechem, a on wiedział dlaczego.

— Hej — Teodor od razu wstał do niej. — Co jest?

— Nic... — rozejrzała się po znajomych twarzach. — Wy jacyś w nie sosie.

— Jakbyś miała wyjść za mąż za debila też byś się nie cieszyła — burknęła Pansy.

— Nie wyzywaj mnie! — dziewczyna wstała i bez słowa ruszyła do wyjścia. — Nie odchodź jak mówię!

Sam Zabini ruszył za nią, do tego wszyscy pomyśleli, że już zachowują się jak stare małżeństwo. Całe towarzystwo w końcu wstało, żeby udać się na lekcje. Każdemu zostało po dwie, więc zostało niewiele do wolności.

Eliksiry minęły szybko, po czym większość paczki rozdzieliła się na ostatnie zajęcia. Pamela jako jedyna miała Numerologię, na którą została zachęcona przez Sprout do tego przedmiotu. Liczyła, że jej podopieczna odnajdzie idealny zawód dla siebie, a dzięki większej ilości dodatkowych przedmiotów ma większe szanse.

— Pamela?

Blondynka była pogrążona w rysowaniu we swoim szkicowniku. Tym razem była to Wrzeszcząca Chata.
Dziewczyna podniosła wzrok i nie spodziewała się, iż zobaczy rok starszą Krukonkę.

— Cześć, Cho. Coś się stało?

Dziewczyny rozmawiały rzadko, wręcz prawie w ogóle. Skąd się znały? To wszystko przez Cedrica Diggory. Czemu akurat on? Historia jest dłuższa. Chłopak uwielbiał je obie, ale każda pod innym względem. Pamela była dla niego jak siostra. Oboje byli zafascynowani zwierzętami. Może po Diggorym nie było widać, lecz sztuka również była częścią jego życia, zwłaszcza przez matkę artystkę. Wildhoodowie oraz rodzina Diggory znała się od dawna. Od jego śmierci z nikim o nim nie rozmawiała, odsunęła się się od znajomych, zostając tylko przy swojej trójce Puchonów.

— Nie, nie. Znalazłam coś w jednej z książek Ceda — wyjęła przedmiot z torby, a z niej wyciągnęła jakąś kartkę. — Myślę, że chciałabyś mieć to przy sobie.

Wildhood wzięła to od Chang i serce jej stanęło. Nie była to zwykła kartka, a zdjecię, na którym z tyłu była zapisana data. Fotografia przedstawiała blondynkę i chłopaka. Śmiali się i przytulali. Pamela pamietała, kiedy to zdjęcie powstało, w jej urodziny. Początek lipca, gdy musiała zostać w domu razem z rodzeństwem, gdyż rodzice wyjechali w delegacje. Wtedy Cedrik ją zaskoczył. To był jeden z lepszych dni dzięki niemu. Były to wakacje przed czwartym rokiem dziewczyny. Przed tym, co miało się zdarzyć...

— Już ci nie będę przeszkadzać...

— Nie przeszkadzasz, Cho. Usiądź obok mnie.

W taki sposób obie przyglądały się uśmiechniętemu Cedrikowi Diggory.

wartość // theodor nott (draco malfoy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz