36. Niechciane zaręczyny

299 27 2
                                    

Ten dzień nadszedł. W Malfoy Manor zebrały się najważniejsze osobowości, aby ujrzeć ceremonie zaręczyn. Voldemort bardzo pragnął stworzyć z tego widowisko. Chciał pokazać, że może przyczynić się do wszystkiego.

Miał racje.

Pamela siedziała przy stoliku w pokoju Dracona. Nie nazywała go swoim pokojem, gdyż nie czuła się w nim dobrze. Pisała listy do przyjaciół. Nie wiedziała, co się dzieje z nimi. Bała się o każdego. Jeszcze nie była pewna jak dostarczy je do nich. Musiała znaleźć sposób, to był jej cel.

Ktoś zapukał. Zaskoczona dziewczyna podeszła, aby dowiedzieć się kto to. Miała mieć spokój do zaręczyn, czyli do godziny trzeciej po południu. Gdy zobaczyła, kto ją odwiedził, prawie nogi się pod nią załamały. Ze szczęścia.

Wujek Graham.

Od razu rzuciła mu się w ramiona, a łzy same zaczęły spływać. Mężczyzna przytulił do siebie siostrzenicę i razem z nią zaczął płakać. Dzieci jego siostry były dla niego najważniejszymi osobami na świecie. Nie mógł znieść myśli, iż Dorothy pozwoliła na to wszystko. Nikt nie miał innych przekonań niż to, że zaręczyny chowają za sobą coś więcej niż samo przedłużenie czystej krwi.

— Już spokojnie, promyczku — próbował ją uspokoić. — Jestem przy tobie.

To tylko dziecko.

Swoje myśli oraz przekonania musiał głęboko schować, żeby nigdy nie ujrzały światła dziennego, a raczej nie dotarły do uszu Śmierciożerców oraz Czarnego Pana.

— Wuju... Nie chcę tego.

— Wiem, lecz nie mogę nic zrobić.

Nie chciał jej oszukiwać, doskonale to wiedziała.

Pamela przestała płakać i siedziała wtulona w Grahama Finleya, aż usnęła. Bardzo dużo sypiała ostatnim czasem. Przez treningi z babką. Clarissa nie odpuszczała jej, ćwiczyła każdy rodzaj swojego uroku. Czuła, jak jej moc wzrasta, jednak nadal dawała z siebie tyle, ile uważała, że nie zaszkodzi nikomu. Matka Dorothy wściekała się, kiedy wnuczce nie wychodziło przywracanie do życia małych zwierząt. Clarissa nie rozumiała Pameli, a Pamela nie znała prawdziwych zamiarów babki.

Ktoś ponownie otworzył drzwi. Theodor był zaskoczony widokiem słynnego podróżnika. Wiele o nim słyszał od samej Pameli. Myślał, że nie zjawi się tutaj. Obstawiał, że Graham szuka idealnego miejsca do kryjówki. Pomylił się. Zbyt kochał swoją rodzinę.

— Przepraszam... — zaczął chłopak.

— Nic się nie stało. Nott, tak? Miło cię poznać, Pamela pisała mi o tobie w swoich listach.

— Mi również miło pana poznać — odpowiedział zgodnie z prawdą.

Graham delikatnie odłożył siostrzenicę na poduszki.

— Dajmy jej jeszcze trochę spokoju — mówi mężczyzna. — Po dzisiejszym dniu wszystko się zmieni.

— Wiesz, czego on chce? — dopytuje Theodor.

— Mocy Pameli.

Ceremonia miała zacząć się tuż po kolacji. Przy strojeniu młodej Wildhood pomagała jej matka oraz Narcyza. Można pomyśleć, iż kobiety czuły się w swoim towarzystwie nieswojo ze względu na przeszłość Lucjusza oraz Dorothy, lecz to mylne myślenie. Razem chichotały wybierając sukienkę dla dziewczyny, choć cała sytuacja wydawała się niemożliwie zabawna, wcale nie było w ogóle do śmiechu. Pani Malfoy ułożyła włosy Pameli w koronę, lecz większość włosów pozostawiła rozpuszczone. Pani Wildhood wybrała biżuterię pasującą do bladoróżowej sukienki córki.

— Pięknie wyglądasz — powiedziała tuż po założeniu przez czarownice pantofelek.

Pamela nawet nie próbowała się uśmiechać.

Natomiast Nott stał w swoim pokoju przed lustrem i spoglądał na siebie ubranego w garnitur. Na fotelu siedziała Aniela i gładziła swój spory brzuch. Coraz bliżej było do narodzin. Matka chłopaka jeszcze poprawiała mu krawat, co irytowało go. Nie myśląc odepchnął dłoń rodzicielki.

— Nawet nie udawaj, że to jest normalne — warknął.

Ta druga strona ciemnowlosego zaczęła się odzywać. Starsza córka Nottów dała znać matce, żeby odpuściła. Rozumiała ból brata.

Wszyscy byli zdenerwowani.

Główna sala w Malfoy Manor była pięknie ozdobiona białymi kwiatami z ogrodu Narcyzy. Można pomyśleć, że to zwykłe zaręczyny, jak każde inne. Bardzo krótkowzroczne spoglądanie. Do dawało przewagę Czarnemu Panu, czysta krew pozostanie na jeszcze jedno pokolenie, co robi z tego małe zwycięstwo czarnoksiężnika.

Ogromny stół został przykryty srebrnym obrusem, a zastawa została przygotowana w kolorze głębokiej zieleni. Idealny kolor Ślizgonów. Goście się zbierają powoli, gdy Pameli, Pansy oraz Daphne kazano zająć miejsca. Wszyscy ubrani byli w piękne stroje. Stworzono otoczkę zwykłego, pięknego wydarzenia.

— Niesamowite! — przy młodych dziewczynach pojawiają się Bellatrix. — To cudowny dzień dla was! I dla pana!

Ona naprawdę się zachwyca...

— Przedłużenie ciągłości czystej krwi w takich rodach, jak wasze, jest najwspanialszym zadaniem!

Kobieta staje tuż za plecami Pameli, swoje dłonie układa na oparciu. Blondynka kącikiem oka dostrzega jej długie paznokcie przypominające szpony.

— Usiądź, Bello — od służki Voldemorta ratuje je jej siostra.

— Dołącz do nas, Cyziu.

Tak też pani Malfoy oraz pani Lestrange usadowiły się parę krzeseł dalej od młodych panienek.

Większość zajęło już swoje miejsca. Czas zaczynać. Do pomieszczenia wszedł Tom Riddle, a zanim kolejno Theodor, Blaise oraz Draco. Ich twarze nie wyrażały nic.

— Witam zebranych! — zaczął czarnoksiężnik. — To jeden z lepszych dni. Zaręczyny. Lepszym już może być tylko dzień ślubów!

Mężczyzna rozejrzał się po sali. Jego zdaniem było perfekcyjnie.

— Nie przedłużajmy! — klasnął w dłonie i gestem zaprosił do siebie trzy pary. — Złapcie się na wysokości przedramienia.

Uczynili to, bo cóż innego mogli. Pamela miała łzy w oczach, tak samo Greengrass. Pansy nie była zadowolona z okoliczności.

Riddle po kolei zaczął do nich podchodzić. Pierwsza była para Parkinson oraz Zabini. Wildhood obserwowała uważnie, jak po nich obojgu przebiega mała iskra od ramienia po palce ręki.

Aha. W taki sposób ich łączy. Pamela odwraca się do Notta, lecz ten patrzy w podłogę. Jest roztrzęsiony, dlatego spogląda na wujka. Graham mrugnął z lekkim uśmiechem do swojej siostrzenicy.

Czekajcie, co?

Czemu on mrugnął.

Nagle okna w sali rozprysnęły się na drobny mak. Posadzka zaczęła płonąć. Zapanowała panika. Voldemort nie zdążył podejść do Theodora oraz Daphne. Śmierciożercy wyciągnęli swoje ukryte różdżki. Nikt z obecnych nie wie, co się dzieje.

Oprócz Grahama Finley'a.

W całym tym chaosie łapie Pamelę i oddaje ją w czyjeś ręce. Dziewczyna zna tę osobę.

Lupin. Dawny profesor Obrony Nad Czarną Magią.

Chwile odgrywają przedstawienie. Graham rzuca zaklęcia, które Remus odbija z łatwością, choć udaje, że to ciężkie zadanie.

Puchonka nigdzie nie widzi Notta. Wszędzie jest dym. Ona ponownie została przekazana.

Michael.

— Hej — mówi z uśmiechem. — Zabieram cię stąd.

Tak też się dzieje. Swan porwał swoją przyjaciółkę.

A ona była mu za to wdzięczna.

wartość // theodor nott (draco malfoy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz