Od dziesięciu minut Dorothy Wildhood próbowała zapleść włosy jednej ze swoich młodszych córek. Bliźniaczki miały bujne, jasnobrązowe loki.
— Mamo, długo jeszcze?
— Sydney...
— To Summer! — z fotela krzyknęła szybko Sydney, czytająca książkę o zakleciach powstałych w starożytnym Rzymie.
— Oh, wybaczcie — odparła ich rodzicielka. — Chyba zostawimy rozpuszczone.
Córka szybko uciekła z krzesła. Razem z siostrą popędziła do sypialni, aby nałożyć na siebie ich najładniejsze sukienki.
Zbliżała się godzina szósta wieczorem, a za tym szło szykowanie się do wyjścia na kolacje do rodziny Zabini.
Pamela kończyła malować rzęsy. Miała włosy związane w luźny warkocz. Jej strój składał się ze złocistego gorsetu oraz beżowej spódnicy.
— Wyglądasz ślicznie — matka stanęła za nią i zagarnęła z jej twarzy pare kosmyków. — Zachowuj się stosownie oraz nie poruszaj tematów o swoich nieczystych przyjaciołach. Państwo Malfoy chcą, abyśmy zasiedli przy ich stole.
„ Nieczyści przyjaciele", zabolało.
— Czy kiedykolwiek narobiłam ci wstydu? — dziewczyna zakręciła tusz do rzęs, następnie zaczęła zakład kolczyki z pereł.
— Jako dziecko potrafiłaś za dużo mówić, na szczęście z tego wyrosłaś.
Pani Wildhood nie zawsze sprawiała tak miłego wrażenia, jak przy kolacji rodzinnej. Przeważnie jest dobrą kobietą, lecz maniery nabyte przez Finley'ów pokazywały jej oschłą stronę. Ma jakiś interes w porozumieniu z rodzicami Dracona, a Pamele nadzwyczajnie w świecie to ciekawiło. Nie zamierzała pytać o to rodzicielkę. Może Teodor jej coś powie.
Właśnie, Teodor Nott. Cały dzień pochłonął ją w szykowaniu, że zapomniała o osobie, z która najbardziej chce się zobaczyć.
Pamela zerknęła na szufladę, gdzie trzymała pomadki, wszystkie od Heleny. Otworzyła ją i wyciągnęła jedną w odcieniu jasnej czerwieni.
— Z jakiej to okazji malujesz usta? — w pokoju ponownie pojawiły się Sydney i Summer.
— Przypomniałam sobie o tej szmince — skłamała, odchodząc gotowa od toaletki.
Chciała wyglądać ładnie. Po prostu dla niego.
Grupka Ślizgonów stała w jednym kącie sali bankietowej pani Zabini, sączyli powoli poncz. Pansy do każdej szklanki dolała „coś od siebie", inaczej mówiąc na lepszy humor. Na szczęście obeszło się bez amortencji dla Malfoya. Tleniony chłopak uważnie przyglądał się każdemu w pomieszczeniu. Dostrzegł swoją matkę żywo dyskutującą z matką Teodora. Na przyjaciela również zwrócił uwagę. Ciemnowłosy niecierpliwie spoglądał na wejście do pomieszczenia.
— Jesteś strasznie nieopanowany, Nott — skomentował jego zachowanie, odruchowo stukał nogą o posadzkę.
— Wydaje ci się — syknął w odpowiedzi przyjaciel.
— Zabawne jest to — dołączyła się Pansy, — gdy próbujesz udawać obojętnego na Wildhood. Wszyscy wiemy, że chętniej byś z nią teraz pogawędził niż z nami.
Teodor uniósł jedna brew do góry i powoli spojrzał na przyjaciółkę.
— Czasami zastanawia mnie, jakim cudem umiesz powiedzieć coś przekraczajacego twoją inteligencje.
— To tak, jak ty potrafisz użyć w wypowiedzi więcej niż jednego zdania, i to złożonego.
Blaise oraz Draco wybuchnęli cichym śmiechem. Teodor i Pansy często umieli wymienić w swoją stronę docinki, po tym zawsze się do siebie uśmiechali. Identycznie było i tym razem.
CZYTASZ
wartość // theodor nott (draco malfoy)
FanficSzósty rok Pameli w Hogwarcie miał być z założenia tym lepszym od pozostałych. Puchonka pragnęła chociaż trochę poczuć się wolna. W tym mieli pomóc jej przyjaciele oraz pewien uczeń w jej wieku z domu węża.